Ferrari to legenda Formuły 1. Jedyny zespół, który brał udział we wszystkich dotychczasowych sezonach królowej motorsportu. Do tego Włosi mają na swoim koncie najwięcej tytułów mistrzowskich - aż 16 razy wygrywali klasyfikację konstruktorów, a 15-krotnie nie mieli sobie równych w rywalizacji kierowców. Dlatego fakt, że ostatnie sukcesy świętowano w sezonach 2007-2008 jest solą w oku szefów Ferrari.
W tamtym okresie Kimi Raikkonen został mistrzem świata F1, a w kolejnym sezonie zespół na pocieszenie po porażce Felipe Massy świętował wygraną w klasyfikacji konstruktorów. Później nadszedł kryzys i szereg nieudanych szarż na koronę mistrzowską. Z ambitnym wyzwaniem nie radzili sobie m.in. Fernando Alonso i Sebastian Vettel.
Dość powiedzieć, że Ferrari od ponad dwóch lat nie wygrało wyścigu F1. Po raz ostatni Włosi triumfowali we wrześniu 2019 roku w GP Singapuru. Dlatego też tak ogromne nadzieje wiąże się z modelem F1-75. Rewolucja techniczna to szansa dla ekipy z Maranello, by wrócić na szczyt F1.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Pudzianowski świętował urodziny. Jak? Tego się nie spodziewaliście
Czwartkowa premiera F1-75 wywołała ekscytację, a nowy model zebrał pozytywne opinie wśród ekspertów, bo mocno różni się od zaprezentowanych wcześniej pojazdów konkurencji. - Z estetycznego punktu widzenia, to najlepsza maszyna, jaką widzieliśmy do tej pory - powiedział Davide Valsecchi, były mistrz serii GP2, cytowany przez agencję GMM.
Problem w tym, że estetyka nie wygrywa wyścigów F1. - Patrząc na inne bolidy, zakładałem, że tych różnic będzie mniej. Z tego co jednak widzę, każdy ma swoją koncepcję. Sezon będzie interesujący i może przynieść niespodzianki. Wkrótce się tego dowiemy - powiedział Charles Leclerc, kierowca Ferrari.
Śmiała koncepcja aerodynamiczna to jedno, ale równie ważne jest serce bolidu. To właśnie silnik Ferrari ma być tajną bronią Włochów w sezonie 2022. Włoskie media twierdzą, iż jego wydajność względem poprzedniej kampanii imponująco wzrosła. Być może kosztem niezawodności, co skutkować będzie karną wymianą jednostek co parę wyścigów. To jednak strategiczna zagrywka.
Od tego roku w F1 rozwój silników jest zamrożony. Można pracować jedynie nad rozwiązaniami, które zwiększają bezpieczeństwo i niezawodność jednostki napędowej. Niewykluczone zatem, że inni producenci również postawili wszystko na jedną kartę, maksymalnie zwiększając moc maszyn, a dopiero teraz zajmą się bezawaryjnością.
Z pomocą Ferrari przyszedł też Shell. Brytyjsko-holenderski gigant paliwowy, będący od lat partnerem Włochów w F1, miał opracować nowe, wydajne paliwo. Zgodnie z nowym regulaminem, musi ono posiadać 10 proc. mieszankę etanolu. Teoretycznie nowy skład paliwa miał obniżyć osiągi bolidów. Jednak doniesienia z półwyspu Apenińskiego są takie, że działania inżynierów Shella sprawiły, że udało się zachować co najmniej właściwości poprzedniego paliwa.
Czy to wszystko przyniesie pożądany efekt? Czas pokaże. Jedno jest pewne - w Maranello dawno nie było tak dużych oczekiwań i ekscytacji. Jeśli F1-75 okaże się kiepską konstrukcją, w zespole najpewniej polecą głowy.
Czytaj także:
Grożono mu śmiercią. Otrzymał wsparcie Williamsa
Czy dyrektor wyścigowy musiał stracić posadę?