Sebastian Vettel z powodu zakażenia koronawirusem opuścił GP Arabii Saudyjskiej. Niemca nie było w Dżuddzie, gdy w piątek rebelianci z Ruchu Huti dokonali ataku na rafinerię Aramco. Jest ona zlokalizowana ledwie kilkanaście kilometrów od ulicznego toru. Po tym zdarzeniu pojawiły się wątpliwości, czy Formuła 1 powinna rywalizować w Arabii Saudyjskiej. Ostatecznie kierowcy postanowili jednak nie bojkotować wyścigu.
Vettel okazał się prorokiem, bo jeszcze przed GP Arabii Saudyjskiej nagrał wywiad z niemiecką telewizją ARD. Postawił w niej ważne pytania, które dotyczą współpracy F1 z państwami, które łamią podstawowe prawa człowieka. - Jak bardzo możesz być niezależny, gdy znajdujesz się na liście płac? - zapytał reprezentant Aston Martina.
- Możesz powiedzieć "bojkot, nie jadę tam". Z drugiej strony, możesz tam pojechać i reprezentować nasze zachodnie wartości, pokazać ideę wolności i stanąć w jej obronie. Pytanie brzmi, jak odważny możesz być w swoich ruchach, gdy tak naprawdę jesteś opłacanym gościem? - dodał czterokrotny mistrz świata.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kowalczyk zaskoczyła fanów. Zdobyła szczyt w krótkich spodenkach
Nie jest tajemnicą, że Arabia Saudyjska płaci fortunę za obecność w kalendarzu F1. Prawa do organizacji wyścigu mają kosztować Saudyjczyków nawet 100 mln dolarów. Dodatkowo Aramco zostało głównym sponsorem królowej motorsportu. Paliwowy gigant za 10-letni kontrakt zapłacił 450 mln dolarów. Dlatego też od początku było jasne, że mimo ataku Huti na Dżuddę, wyścig F1 najpewniej odbędzie się zgodnie z planem.
- To nie jest tak, że F1 wybiera, gdzie ma się udać. To niektóre kraje zbliżają się do Formuły 1. To część modelu biznesowego, w myśl którego inwestują one ogromne pieniądze. Czy zatem będziesz miał odwagę sprzeciwić się temu wszystkiemu, gdy pojawiasz się potem na miejscu? Z drugiej strony, istnieją pewne wartości, których musimy bronić. One są ważniejsze od pieniędzy - powiedział Vettel.
Zdaniem Vettela, kierowcy i królowa motorsportu posiadają platformę, za sprawą której mogą i powinni zmieniać świat na lepszy. - Nie chodzi tylko o Arabię Saudyjską i Bahrajn. Przecież zimowe igrzyska olimpijskie odbyły się ostatnio w Chinach - zauważył 34-latek, nawiązując do łamania praw człowieka w Państwie Środka.
- To powinno być proste pytanie. Tu chodzi o pełnienie pewnej roli, zwłaszcza dla młodych ludzi. Z jednej strony sport to rozrywka, z drugiej - ponosisz odpowiedzialność. Powinieneś mieć pewność, że postępujesz zgodnie z właściwymi wartościami i symbolami - dodał Vettel.
Gdy w zeszłym roku Węgry uchwaliły ustawę anty-LGBT, zabraniającą mówić o homoseksualizmie, Niemiec podczas weekendu na Hungaroringu założył koszulkę w kolorach tęczy i głośno krytykował rząd Viktora Orbana. Gdy później F1 dotarła do Arabii Saudyjskiej, zorganizował wyścig kartingowy dla kobiet, bo w tym kraju panie dopiero od 2018 roku mogą posiadać prawo jazdy.
- Niektórzy ludzie panikują, gdy pojawiają się tematy związane z prawami człowieka. Są osoby, które chcą mieć wpływ na to, co mówię. Nie jestem najpopularniejszym kierowcą w oczach F1. Jednak nikt nie będzie mi nakazywał, co mam mówić. Nikt nie będzie mi niczego dyktował. Nawet jeśli ludziom nie podoba się to, co myślę czy mówię - podsumował Vettel.
Czytaj także:
Pieniądze czy bezpieczeństwo? Kierowcy stawiają F1 pod ścianą
Mocne słowa Lewisa Hamiltona. Miał zachęcać kierowców do bojkotu