Jak szybko to minęło... Rok temu zmarł Jules Bianchi
- W nocy zmarł Jules Bianchi - takie tytuły zobaczyli rano fani Formuły 1 na całym świecie. Mija właśnie rok od śmierci kierowcy, który całą swoją karierę miał przed sobą - mógł jeździć dla Ferrari.
Śmierć, której miało nie być
17 lipca 2015 roku w Nicei zmarł Jules Bianchi. Obrażenia głowy u kierowcy Marussi były zbyt poważne po wypadku, do którego doszło podczas Grand Prix Japonii w sezonie 2014. To właśnie wtedy kierowcy ścigali się w trudnych warunkach. W feralnym miejscu z toru wypadł Adrian Sutil, a jego bolid miał zabrać dźwig... To właśnie w tę maszynę kilka minut później uderzył Bianchi.
Siła zderzenia bolidu, a właściwie głowy z dźwigiem była ogromna. Kierowca doznał poważnych obrażeń mózgu. Prosto z toru zabrano go na stół operacyjny i wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej.
Od samego początku lekarze oceniali jego stan jako krytyczny. Po pewnym czasie Francuz mógł samodzielnie oddychać, ale nadal pozostawał nieprzytomny. Jego stan zdrowia "poprawił się" na tyle, że mógł zostać przetransportowany z Japonii do szpitala w Nicei. Niestety, od tego czasu nie było już pozytywnych informacji, a rodzina żyła jedynie nadzieją na cud, którego jak się potem okazało nie było...
-
julsonka Zgłoś komentarzczas tak szybko biegnie ;(
-
klauduch Zgłoś komentarzod 1994 do 2015 minęło 27 długich lat??? Chyba 21...
-
delta17 Zgłoś komentarzZawsze się kończy smutno gdy zabraknie cudu..