W tym artykule dowiesz się o:
Wygrani: Mercedes
Trzy wyścigi, trzy dublety. Takiego wejścia w sezon nikt nie zakładał w Mercedesie. Zwłaszcza po testach w Barcelonie, w których dominowało Ferrari. Oczywiście, poprzednia wygrana w Bahrajnie była nagrodą od losu ze względu na problemy z silnikiem Charlesa Leclerca, ale w Chinach ekipa Ferrari nawet nie zagroziła Niemcom.
A jeszcze przed startem weekendu i w trakcie jego trwania Lewis Hamilton i Valtteri Bottas martwili się tym, że Włosi są znacznie szybsi na prostych.
Przegrani: Ferrari
Jedno słowo - chaos. Być może zmiana szefa na Mattię Binotto dała efekt w postaci lepszej atmosfery, ale wydaje się, że w zespole brakuje kogoś, kto rządziłby twardą ręką. Tak jak Mercedes zgarnął trzy dublety na starcie sezonu, tak Ferrari trzy razy stosowało team orders.
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Szanse Roberta Kubicy w zespole Williamsa? Musimy zejść na ziemię
Faworyzowanie Sebastiana Vettela może się odbić czkawką, bo Charles Leclerc długo nie zniesie takiej sytuacji. Do tego prowadzi do straty punktów, co widzieliśmy w Chinach, gdzie Leclerc ostatecznie dojechał do mety jako piąty.
Wygrany: Lewis Hamilton
Druga wygrana z rzędu w tym sezonie, do tego objęcie pozycji lidera w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. Lewis Hamilton zrobił w niedzielę to, co do niego należało. I to w momencie, gdy przez cały weekend miał problemy z samochodem i trudno było mu znaleźć optymalne ustawienia modelu W10. Mistrz świata znów pokazał klasę.
Hamilton wygrał 1000. wyścig w historii F1. Co ciekawe, również on był najlepszy przy okazji poprzedniego jubileuszu, gdy rozgrywano 900. Grand Prix w dziejach królowej motorsportu.
Przegrani: Williams
Sytuacja Williamsa nie zmienia się. Nawet trudno o światełko w tunelu. Niby wszyscy wiedzą, że Brytyjczycy traktują kolejne treningi jako okazję do testów, ale nie możemy zapominać, że za nami już trzeci wyścig tego sezonu.
Robert Kubica i George Russell ciągle mogą walczyć co najwyżej ze sobą. I nie ma perspektyw, by to się zmieniło. Zwłaszcza, że w połowie maja w Barcelonie szereg zespołów wprowadzi poprawki do swoich samochodów.
Wygrany: Alexander Albon
Od zera do bohatera. Tak można opisać weekend w Chinach w wykonaniu Alexandra Albona. Jeszcze w sobotę roztrzaskał się w trzecim treningu, przez co nie wystąpił w kwalifikacjach i do wyścigu startował z alei serwisowej. Nie przeszkodziło mu to jednak w przebiciu się do czołowej dziesiątki i zdobyciu kolejnych punktów w tym sezonie. Tak trzymać!
Wygrany: Daniel Ricciardo
Daniel Ricciardo doczekał się swoich pierwszych punktów w barwach Renault. Zmiana zespołu dla Australijczyka okazała się trudniejsza, niż mogło się wydawać. 29-latek już wie, że nieco musi zmienić swój styl jazdy. Występ w Chinach pokazuje, że jest na dobrej drodze, by regularnie dowozić punkty dla Francuzów. O ile jego samochód nie będzie notować awarii.
Przegrani: Haas
Haas ma chrapkę na bycie czwartą siłą w F1, ale w Chinach kierowcy amerykańskiej ekipy nawet nie zdobyli punktów. To nie powinno się zdarzyć, biorąc pod uwagę, że Romain Grosjean i Kevin Magnussen dysponują jednostką napędową Ferrari o sporej mocy.
Gunther Steiner twierdzi, że kluczem do sukcesu Haasa jest lepsza współpraca samochodu z oponami. Szef amerykańskiego zespołu nie ma jednak wiele czasu na poprawę sytuacji, bo wyścig uliczny w Baku już za niespełna dwa tygodnie.
Wygrany: Pierre Gasly
Wydaje się, że Pierre Gasly zaczyna coraz lepiej rozumieć samochód Red Bull Racing. Może nie jest jeszcze w stanie jeździć na poziomie Maxa Verstappena, ale w Chinach progres był widoczny. W końcu Francuz nie utknął za kierowcami ze środka stawki.
Na dodatek zgarnął dodatkowy punkt jako autor najszybszego okrążenia w wyścigu.
Przegrani: McLaren
McLaren może podziękować Daniiłowi Kwiatowi za zniszczenie wyścigu o Grand Prix Chin. Nadzieje Carlosa Sainza i Lando Norrisa na zdobycie punktów w Szanghaju prysły jak bańka mydlana w momencie, gdy Rosjanin doprowadził do kolizji z ich samochodami.
Sainz notuje tym samym fatalne wejście w sezon. Jest to dla niego już trzeci wyścig bez punktów, choć okoliczności losu mu nie pomagają. Wystarczy przypomnieć usterkę MGU-K w Australii.