Dramat Sama Warda rozegrał się 3 listopada ubiegłego roku. W meczu Wielkiej Brytanii z Malezją w ramach kwalifikacji olimpijskich laskarz został uderzony pędzącą 50 km/h piłką bezpośrednio w lewe oko.
Efektem był zniszczony oczodół lewego oka, nieodwracalnie rozdarta siatkówka i siedem złamanych kości twarzoczaszki. Ward do dziś nie widzi na jedno oko. - Mam cztery metalowe płytki i 31 śrub, które trzymają moją twarz razem. Wiem, że już nigdy nie będę widział na lewe oko - opowiada "BBC".
Przez kolejne miesiące Ward doświadczał snów, w których ludzie próbowali odebrać mu także drugie - to zdrowe - oko. Bolesne retrospekcje wywoływał też dźwięk uderzanej piłki.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: co za umiejętności! Tę akcję w futsalu można oglądać w nieskończoność
I gdy wydawało się, że kontuzja zakończyła karierę Warda, 29-letni sportowiec nie zamierzał się poddawać. W ubiegłym miesiącu wrócił do aktywności sportowej.
- Zdobycie bramki po przerwie było najlepszym momentem w moim życiu - mówi Ward, który teraz gra w specjalnej masce lub okularach. - Moje lewe oko jest jakie jest. Prawe oko jest z kolei spojrzeniem na świat i muszę zrobić wszystko, by je chronić - dodaje.
Sam powrót do sportu to nic przy jego planach na najbliższą przyszłość. Ward chce powalczyć o miejsce w reprezentacji Wielkiej Brytanii na IO w Tokio.
- Nie sądzę, by było coś, co znaczyłoby dla mnie więcej. Gra na IO byłaby dla mnie czymś niesamowitym. Czuję się lepiej niż się tego spodziewałem - zaznacza Sam Ward.
Zobacz też:
W wieku 42 lat zadebiutował w NHL. Niesamowita historia kierowcy maszyny do czyszczenia lodu
Był sportowym bohaterem. Umarł po napromieniowaniu w kopalni uranu