Wielka szansa. Na taki sukces Polacy czekają ponad 20 lat

W sobotę Polacy zaczynają zmagania w MŚ Dywizji IA w Nottingham z udziałem 6 zespołów. Dwa najlepsze awansują do elity, w której Biało-Czerwoni nie grali od 2002 roku. Wiele wskazuje na to, że Polakom w końcu uda się wskoczyć na najwyższy poziom.

Piotr Chłystek
Piotr Chłystek
polscy hokeiści WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: polscy hokeiści
Korespondencja z Nottingham Piotr Chłystek

Optymizm jest najczęściej wynikiem intelektualnej pomyłki – tak stwierdził kiedyś francuski filozof Raymond Aron. W przeszłości nasi hokeiści oraz kibice wielokrotnie wierzyli w sukces przed ważnymi turniejami, choć szanse na jego osiągnięcie w rzeczywistości nie były wielkie. Przed rozpoczęciem rywalizacji w Nottingham optymizm jest jednak uzasadniony i o pomyłce nie może być mowy, bowiem są konkretne przesłanki, pozwalające myśleć, że tym razem Biało-Czerwoni uzyskają awans do elity. Przedstawiamy listę argumentów umacniających wiarę w nasz zespół.

Dobra forma i dobra atmosfera

Kadra ma za sobą najdłuższe zgrupowanie od lat. Selekcjoner Robert Kalaber mógł w dość komfortowych warunkach szykować zespół do turnieju w Wielkiej Brytanii i tego czasu nie zmarnował. W okresie przygotowawczym Polacy rozegrali sześć meczów towarzyskich z reprezentacjami występującymi w MŚ elity i aż cztery wygrali. Z Łotwą w Rydze było 5:3 i 0:2, ze Słowenią w Mariborze 2:3 po karnych i 4:3 po karnych, a z Węgrami 4:2 w Tychach i 3:2 w Bytomiu.

Długimi fragmentami w tych spotkaniach było widać dobrą organizację w defensywie, a w ataku nie brakowało polotu, finezji i przede wszystkim skuteczności, z którą Polacy w przeszłości często mieli problemy. W dodatku w drużynie panuje świetna atmosfera i nie jest to pusty frazes, bo zawodnicy wiedzą, co mogą osiągnąć i jak bardzo ewentualny sukces może pomóc ich ukochanej dyscyplinie, która w naszym kraju od lat jest w kryzysie. Czuć pełną mobilizację. Zwłaszcza starsi hokeiści zdają sobie sprawę, że to może być ich ostatnia szansa na awans do grona najlepszych ekip świata. W tej sytuacji nie potrzebują dodatkowej motywacji.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Polski koszykarz zszokował. "Prawdziwe czy oszukane?"
Mocny skład

Od lat przed MŚ co chwilę pojawiały się przykre komunikaty, w których dowiadywaliśmy się, że kluczowi zawodnicy nie pomogą kadrze w najważniejszym momencie sezonu. Zawsze któryś z liderów miał kontuzję lub ważne sprawy rodzinne do załatwienia, a niektórzy po prostu nie chcieli grać w reprezentacji i rezygnowali z występów w drużynie narodowej. Na szczęście tym razem selekcjoner miał pozytywny ból głowy, bo chętnych do gry było więcej niż miejsc.

Niemal wszyscy kadrowicze są w dobrej formie, a to sprawiło, że trener Kalaber w ostatniej chwili musiał skreślić m.in. kapitana GKS Tychy Filipa Komorskiego, który od kilku sezonów miał pewne miejsce w reprezentacji. Z powodu kontuzji w trakcie zgrupowania z marzeniami o występie w Nottingham musieli się pożegnać za to Damian Kapica i Maciej Urbanowicz. W przeszłości, gdyby byli zdrowi, z pewnością otrzymaliby powołanie. W tym roku jednak takiej gwarancji nie było, a to o czymś świadczy.

Na lodzie poczynaniami naszej ekipy prawdopodobnie będzie dyrygował Grzegorz Pasiut, który niedawno ponownie poprowadził GKS Katowice do mistrzostwa. Nie wszystko jednak będzie spoczywać na jego barkach. Śmiało można liczyć też na kapitana Krystiana Dziubińskiego, mającego spore doświadczenie z gry za oceanem Alana Łyszczarczyka czy Marcina Kolusza - dziś lidera defensywy, a w przeszłości klasowego napastnika wybranego w drafcie do NHL. Doświadczeni zawodnicy dostaną jednak wsparcie młodszych graczy, takich jak Kamil Wałęga (za nim kolejny sezon w słowackiej ekstralidze) oraz Paweł Zygmunt (od czterech lat grający na najwyższym poziomie w Czechach).

Nie zapominajmy także o kapitalnym bramkarzu, bo na Johna Murraya zawsze można liczyć! Amerykanin z polskim paszportem w ważnych meczach nigdy nie zawodził. Mamy nadzieję, że w najbliższych dniach znów będzie pewnym punktem drużyny, która na papierze jest bardzo silna i to pomimo absencji Arona Chmielewskiego. Skrzydłowy Ocelaři Trzyniec w piątkowy wieczór wciąż rywalizował o mistrzostwo Czech i sztab kadry uznał, że już nie będzie na niego czekać, tylko zaufa napastnikom, którzy dobrze wypadli w sparingach.

Mądry trener

Emanujący spokojem Słowak Robert Kalaber objął naszą kadrę w 2020 roku. Urodzony w Bratysławie 53-latek potrafi dostosować taktykę pod konkretnego rywala i przede wszystkim dba o defensywę. Po jego wodzą Polacy odnieśli sensacyjne zwycięstwo nad Białorusią w kwalifikacjach olimpijskich, zachowując przy okazji czyste konto (1:0) i wygrali zeszłoroczne MŚ Dywizji IB w Tychach, gdzie w czterech meczach stracili tylko 4 gole, a przecież nie mogli wtedy liczyć na odpowiadających za rozegranie krążka Pasiuta i Kolusza.

Ale Kalaber nie musi mieć najlepszych graczy, by osiągnąć sukces. Wystarczy przypomnieć, że w sezonie 2020/21 poprowadził do mistrzostwa JKH GKS Jastrzębie, choć ten klub nie dysponuje tak dużym budżetem jak kilka innych polskich ekip i nie może ściągać największych gwiazd na krajowym podwórku. Mimo to Słowak właściwie poukładał drużynę opartą na wychowankach i pomógł jej sięgnąć po złoto. Teraz ma pomóc naszym reprezentantom rozwinąć skrzydła na dużym lodowisku w Nottingham. Jeśli selekcjoner odpowiednio ustawi zespół, to i rozmiar tafli może stać się naszym atutem. W takich warunkach Pasiut, Dziubiński, Łyszczarczyk czy dynamiczny Patryk Wronka powinni czuć się jak ryby w wodzie.

Wszyscy rywale są do pokonania

Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów śmiało można napisać, że Polacy są w stanie wygrać wszystkie mecze na zapleczu elity. Oczywiście muszą zachować czujność, bo równie dobrze wszystkie spotkania mogą się zakończyć dla nich niekorzystnym wynikiem, lecz przy dobrej grze, pełnej koncentracji i odrobinie szczęścia nie możemy wykluczyć scenariusza, w którym nasi zgarną komplet punktów. Dlaczego? Po wyrzuceniu z rozgrywek rangi MŚ reprezentacji Rosji i Białorusi, w elicie znalazły się dwa dodatkowe miejsca dla niezłych drużyn, które w przeciwnym razie raczej wciąż tkwiłyby w Dywizji IA.

Dzięki temu na drugim szczeblu rozgrywkowym mamy w tym roku Polskę, Litwę i Rumunię, a więc ekipy, które niedawno grały w Dywizji IB, czyli na trzecim poziomie MŚ. Z Litwinami i Rumunami jeszcze kilkanaście lat temu Biało-Czerwoni radzili sobie bez problemu. Ostatnio w meczach o stawkę już tak kolorowo nie było, ale to nadal są zespoły, których nie należy się bać. Nie można też drżeć ze strachu przed Koreą Południową. Azjaci nie są już tak groźni jak w poprzedniej dekadzie, gdy szykowali się do startu w igrzyskach przed własną publicznością w Pjongczangu i korzystając z grupy naturalizowanych hokeistów z Kanady przy okazji weszli nawet do elity. Najtrudniejsze będą konfrontacje ze spadkowiczami z najwyższego szczebla. Brytyjczycy i Włosi są głównymi kandydatami do zajęcia dwóch miejsc premiowanych awansem. Zasługują na szacunek, ale z dobrze dysponowanymi Polakami mogą mieć kłopoty...

Korzystny układ gier

Niby drobna rzecz, a może mieć ogromne znaczenie. Zaczynamy od sobotniego meczu z Litwą. Umówmy się – jesteśmy sobie w stanie wyobrazić trudniejszego rywala na otwarcie. W niedzielę czeka nas bój z Wielką Brytanią, która jednak będzie miała mniej czasu na regenerację, bowiem Polacy grają w sobotę z Litwą o 12:30 czasu lokalnego, a Brytyjczycy z Koreą Południową o 19:30. Poza tym bazujący na szybkości Azjaci zwykle są groźniejsi na początku turnieju i mogą gospodarzy solidnie wymęczyć.

Dlatego nas może cieszyć, że z nimi rozegramy dopiero czwarty mecz (w środę). W tym trzecim nasi hokeiści skrzyżują kije z Włochami (we wtorek, po dniu pauzy). Na koniec Biało-Czerwoni też trafili nie najgorzej, bo na Rumunię – najniżej notowany w światowym rankingu zespół uczestniczący w zawodach, który w lutowym sparingu pokonali aż 8:0, choć rywale grali praktycznie w swoim najmocniejszym składzie. To spotkanie odbędzie się w piątek. Oby to było miłe zakończenie.

Poprawa klimatu wokół dyscypliny

Brak sukcesów, głupie lub pechowe porażki, gigantyczne długi związku, strajk kadrowiczów, którzy odmówili przyjazdu na zgrupowanie – oto główne wspomnienia dotyczące polskiego hokeja z poprzedniej dekady. Zdaje się jednak, że coś zaczyna się zmieniać na lepsze. Oczywiście do wyjścia na prostą jeszcze bardzo daleko, ale widać światełko w tunelu. Zwłaszcza w przypadku seniorskiej kadry, która od kilku lat pozytywnie zaskakuje. W 2020 roku niespodziewanie pokonała na wyjeździe występujący w elicie Kazachstan (jeszcze pod okiem trenera Tomasza Valtonena) i przebiła się do decydującej fazy olimpijskich eliminacji.

W niej w 2021 roku zszokowała hokejowy świat bijąc Białoruś, a rok temu w Tychach awansowała na zaplecze elity i teraz w końcu ma wsparcie sponsorów. Głównym partnerem reprezentacji został Orlen, a partnerem firma Petralana. Co więcej, wiemy, że PZHL jest również na dobrej drodze do tego, by pozyskać sponsora dla Polskiej Hokej Ligi. Hokeiści też to dostrzegają i chcą pomóc całej dyscyplinie. Sukces w Nottingham będzie najlepszą formą wsparcia. Ostatni raz nasza kadra awansowała do elity w 2001 roku, gdy wygrała turniej w Grenoble i dwanaście miesięcy później mogła uczestniczyć w MŚ elity w Szwecji. Od tamtej pory żyliśmy jedynie wspomnieniami, ale to już nam się znudziło.

Czas wrócić do grona najlepszych. Najbliższe dni mogą przejść do historii polskiego hokeja! W sobotę mecz Polska - Litwa. Początek o godz. 13:30. Transmisja w TVP Sport, a wynikowa relacja na żywo na WP SportoweFakty.

Czytaj także:
W takim składzie Polacy powalczą o awans do elity
Skandal w NHL. W pokoju Rosjanina odnaleziono odurzoną Ukrainkę

Reprezentacja Polski awansuje do elity?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×