Były selekcjoner nie ma wątpliwości. Ocenił szanse Polaków na awans

Tomasz Valtonen był trenerem naszej hokejowej kadry w latach 2018-20. Nadal jednak utrzymuje bliski kontakt z polskimi zawodnikami, którzy we wtorek w Nottingham zmierzą się z Włochami w MŚ Dywizji IA.

Piotr Chłystek
Piotr Chłystek
Tomasz Valtonen Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Tomasz Valtonen
Piotr Chłystek, WP SportoweFakty: Na początku MŚ w Nottingham nasza reprezentacja pokonała Litwę 7:0 i przegrała po dramatycznym meczu z Wielką Brytanią 4:5 po dogrywce. Przed kadrą jeszcze mecze z Włochami (wtorek, godz. 17:00), Koreą Południową i Rumunią. Jak pan w tym momencie ocenia szanse Polaków na awans do elity? Tomasz Valtonen, były selekcjoner polskich hokeistów: W tej chwili wszystko sprowadza się do wtorkowego meczu z Italią. Trudno przewidzieć, co się w nim wydarzy. Choć Włosi wygrali z Rumunią 6:2 i Koreą 6:1, to jednak nie dali powodów, by się ich stylem jakoś szczególnie zachwycać. Pamiętajmy jednak, że w tej ekipie jest spora grupa graczy mających kanadyjskie korzenie, więc oni do tych starć podchodzili raczej z przekonaniem o własnej wyższości i spokojnie wykonali swoje zadanie, ale Polaków nie zlekceważą. Spotkałem ich specjalistę od analizy wideo, który chwalił Biało-Czerwonych i z pewnością przekaże zawodnikom, by zachowali czujność. Mimo to Polacy mają szanse na zwycięstwo z Włochami i awans do grona najlepszych.

Jak może wyglądać mecz z Włochami? Czego powinniśmy się spodziewać? Pana akurat warto o to zapytać, bo aktualnie pracuje pan we włoskim klubie HC Pustertal i dobrze pan zna hokeistów z Italii. Trzeba oczekiwać, że nasi rywale będą grali w kanadyjskim stylu, czyli dość twardo?

Oni próbują twardo grać, ale czy rzeczywiście są twardzi? Tego już bym nie powiedział. Niezwykle ważna będzie dyscyplina. Włosi mają z tym problemy, bowiem łapią sporo głupich kar. Jeżeli Polacy będą grali konsekwentnie i będą sobie wzajemnie pomagać, to mogą osiągnąć sukces.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zaryzykował i się udało! Cudowny gol w Niemczech
Co się panu najbardziej podobało w grze Biało-Czerwonych w konfrontacjach z Litwinami i Brytyjczykami? To, że w meczu z gospodarzami dwukrotnie odrabiali starty i doprowadzali do wyrównania, choć przegrywali 1:3, a później 3:4. Widać było, że walczą, że wkładają w grę całe serce. Zresztą zawsze mówiłem, że polscy zawodnicy są niezwykle zaangażowani i pracowici. Podsumowując, polski zespół na razie spisuje się dobrze.

Jakiś zawodnik szczególnie zasłużył na pochwały po dwóch dotychczasowych meczach?

Na pewno Kamil Wałęga. Znałem go z ligi słowackiej jako skrzydłowego, a teraz w kadrze występuje w roli centra i radzi sobie bardzo dobrze. W starciu z Brytyjczykami korzystnie zaprezentował się też Paweł Zygmunt. Z kolei Alan Łyszczarczyk znacznie się rozwinął od czasu, kiedy byłem selekcjonerem. Dziś ma lepszą sylwetkę i znacznie lepiej porusza się po lodzie. Wśród obrońców ponownie wyróżnia się Marcin Kolusz, który znakomicie rozumie grę. Ale wszyscy polscy zawodnicy walczą i to jest najważniejsze.

Walczy m.in. Patryk Wronka, który w inauguracyjnym boju z Litwą ustrzelił hat tricka. W środowisku hokejowym jest taki zwyczaj, że gdy zawodnik zdobywa w jednym meczu trzy bramki, to kibice rzucają na lód swoje czapki w geście uznania dla strzelca. Po trzecim trafieniu Wronki w Nottingham kilka czapek na tafli wylądowało. Jeśli dobrze dostrzegłem, to jedna z nich należała do pańskiego syna.

Dokładnie tak. Kiedy Patryk strzelił trzeciego gola syn zapytał mnie, czy może rzucić czapkę na lód. Od razu odpowiedziałem, że tak, więc wstał z krzesełka, zbiegł kilka rzędów niżej, wziął zamach i czapka znalazła się przy bandzie. Fajna chwila.

Wciąż czuje pan związek emocjonalny z polską kadrą? Grają w niej przecież zawodnicy, z którymi pan pracował, którzy wchodzili do reprezentacji za pana kadencji.

Tak. Zresztą ja obserwuję każdego gracza, z którym pracowałem. Moje życie wygląda tak, że w sierpniu kończę urlop, biorę się do roboty i przez kolejnych 8 lub 9 miesięcy praktycznie żyję tylko hokejem, więc też sprawdzam, co dzieje się w środowisku i jak radzą sobie moi byli zawodnicy.

Wiem, że jest pan w stałym kontakcie z polskimi zawodnikami. Nawet w Nottingham ucina pan sobie pogawędki z kadrowiczami.

To prawda, ale paradoksalnie często rozmawiamy na inne tematy niż hokej.

Reprezentacja Polski gra teraz najlepiej od wielu lat. Ma pan poczucie, że przyłożył do tego rękę? Chyba można powiedzieć, że pewien proces ruszył jeszcze podczas pańskiej kadencji. Lepsze czasy dla seniorskiej kadry zaczęły się po zwycięstwie nad Kazachstanem w prekwalifikacjach olimpijskich w lutym 2020 roku, gdy to pan dowodził drużyną.

Trudno mi powiedzieć. Trzeba o to zapytać zawodników. Razem ciężko pracowaliśmy i staraliśmy się osiągać jak najlepsze wyniki, ale ja nie mogę tego odpowiednio ocenić.

Do Nottingham przyjechał pan oglądać Polaków, ale pojawił się pan w Wielkiej Brytanii przede wszystkim jako trener HC Pustertal. Obserwuje pan tutaj swoich podopiecznych oraz szuka wzmocnień do drużyny. Skoro mowa o potencjalnych transferach, to ciekawi mnie, ile czasu musi pan poświęcić na obserwację jakiegoś zawodnika, by wyrobić sobie o nim opinię. Wystarczą 2-3 zmiany w trakcie meczu czy może jednak trzeba obejrzeć przynajmniej kilka spotkań z jego udziałem?

Żeby zainteresować się jakimś graczem to kilka zmian wystarczy. Ale jeśli chcesz podpisać z nim umowę i związać się na stałe, to trzeba już zobaczyć od 6 do 10 jego meczów. Na szczęście ja nie szukam nowych zawodników sam. W klubie mamy ludzi, którzy ich wynajdują, potem tworzą listy hokeistów, którym powinniśmy przyjrzeć się bliżej. Następnie ja ich uważnie oglądam, aż wreszcie wspólnie podejmujemy decyzję, po kogo warto sięgnąć.

A jak się panu żyje we Włoszech? W przeszłości pracował pan już w Finlandii, Polsce, Szwecji, w Niemczech i na Słowacji. Pobyt w Italii znacząco różni się od funkcjonowania w innych krajach, w których pan się pojawiał?

Szczerze mówiąc, to mieszkając w Bruneck czuję się bardziej jak w Austrii niż we Włoszech, bo jestem na północy Italii. Mamy tu wspaniałe lodowisko, wszystko jest dobrze zorganizowane. Podoba mi się w tym mieście, ale nie znam języka włoskiego. Jednak nie zamierzam się go uczyć.

A przecież mówi się, że to jeden z najprostszych języków.

No tak, ale mi już wystarczy angielski, fiński, szwedzki, polski, poza tym rozumiem rosyjski i jeszcze korzystam ze słowackiego. W przypadku trenerów dużo mówi się o konieczności nauki języka w kraju, w którym aktualnie się przebywa. My jednak bardzo często zmieniamy miejsce pracy, przeprowadzamy się. Wówczas pojawiają się nowe wyzwania, na których trzeba się skupić i po pierwsze na naukę języka brakuje czasu, a poza tym nie zawsze jest to konieczne. Mam nadzieję, że przed nami udany sezon we Włoszech. Teraz jeszcze poszukujemy do składu środkowego napastnika oraz obrońcę. Naszym celem w następnych rozgrywkach będzie miejsce w czołowej szóstce. Już dziś wkładam mnóstwo energii, by go zrealizować.

Rozmawiał w Nottingham Piotr Chłystek, WP SportoweFakty

Czytaj także:
Trener Polaków: Czujemy się oszukani
Włosi o Patryku Wronce przed meczem z Polską: "Wróg publiczny numer 1"

Polacy wygrają z Włochami?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×