GKS wraca do gry - relacja z meczu GKS Tychy - Podhale Nowy Targ

GKS Tychy znowu liczy się w walce o finał. Długo zanosiło się na kolejne zwycięstwo Podhala, które realizowało swoją obronną taktykę usypiania rywala i prowadziło w Tychach po dwóch tercjach 1:0. Ale ostatnia odsłona spotkania była w wykonaniu GKS-u piorunująca i nowotarżanie zostali zmieceni z lodu.

W tym artykule dowiesz się o:

Nie taki GKS oglądali tyscy kibice na początku sezonu, nie taki GKS grał zawsze w najważniejszych meczach play - off. Tyszanie grają cały czas z nożem na gardle (od momentu, gdy Podhale zdobyło bonus), ale im bardziej Szarotki przyciskają ten nóż, im bardziej tyszanie czują krew, tym lepiej grają.

Hokeistom z Tychów mało było, że przegrywali w półfinałowej rywalizacji 0:2. Dołożyli do tego kolejne dwie fatalne tercje piątkowego meczu, które nijak nie pasują do drużyny znanej z walki o każdy centymetr lodu. Postawili się pod ścianą, ale zamiast nowotarskiej egzekucji był tyski pot, krew i łzy radości po końcowym gwizdku.

To nie mogło się znowu udać. Nowotarżanie po wygranym pierwszym spotkaniu nie mieli podstaw do zmiany swojej taktyki, dlatego znowu zagrali tak, jak gdyby wynik bezbramkowy premiował ich od razu grą w finale. W pierwszej tercji nie potrafili się przebudzić także gospodarze i kibice oglądali hokejowe szachy na lodzie, choć przecież w szachach, tak jak w hokeju, trzeba być skupionym i gotowym do wykorzystania nadarzającej się okazji do zadania decydującego ciosu.

Śmiałości taktycznej długo brakowało w drugim półfinałowym meczu i upływające minuty ciągnęły się w nieskończoność. W drugiej tercji coś drgnęło, obie drużyny wdały się w wymianę ciosów. Szansę miał Michał Woźnica, ale przegrał pojedynek sam na sam z Krzysztofem Zborowskim. Kibice nie zdążyli usiąść na swoich miejscach, gdy oko w oko z Arkadiuszem Sobeckim znalazł się Milan Baranyk, ale wciąż na tablicy świetlnej widniał wynik 0:0. Gdy sprzed niebieskiej linii uderzał Robin Bacul, za kilka sekund to samo uczynił Tomasz Malasiński.

Wreszcie pod koniec tercji coraz groźniejsze ataki gości przyniosły efekt. Tomasz Malasiński z bliska i z ostrego kąta wycelował pod poprzeczkę tyskiej bramki i Szarotki prowadziły 1:0. Tego było za dużo dla gospodarzy i gdy pod koniec tercji Sławomir Krzak omal nie stratował sędziego liniowego, by dostać się do hokeistów z Nowego Targu i wytłumaczyć im pięściami kto jest lepszy, wiadomo było, że trzecia tercja będzie zupełnie inna niż dwie pozostałe.

To była znowu drużyna walcząca, to był znowu ten GKS, którego kibice w Tychach chcieliby oglądać w najważniejszych meczach. Szybcy i wściekli gospodarze rzucili się na nowotarskich zawodników niczym szarańcza i w 10. minut rozgrzali do czerwoności trybuny, które wreszcie zadudniły jak za dawnych mistrzowskich lat.

Najpierw Adam Bagiński stojąc przed nowotarską bramką tak długo machał kijem przed oczami Krzysztofa Zborowskiego, aż krążek wtoczył się do bramki. Za chwilę Sławomir Krzak wjechał na pełnej szybkości do tercji rywala, dostał znakomite podanie ze skrzydła i po strzelonym golu prowokująco cieszył się przed całym boksem hokeistów Podhala. Cichym bohaterem tych siedmiu minut, które wstrząsnęły Podhalem, był Tomasz Maćkowiak, skromny chłopak z czwartej formacji GKS-u, który za sprawą dwóch pięknych asyst miał swoje pięć minut w półfinale.

Gdy bramkarza Podhala po raz trzeci pokonał Robin Bacul, tyska hala zatrzęsła się w posadach i nikt już nie miał wątpliwości - GKS powraca do gry. Goście mieli jeszcze swoje szanse, ale Milan Baranyk po raz kolejny przegrał pojedynek z Arkadiuszem Sobeckim. Wynik ustalił kapitan GKS-u, Adrian Parzyszek, pakując krążek do pustej już bramki Podhala, które próbowało zagrać va bank, wycofując Zborowskiego na ostatnią minutę meczu. Parzyszek skopiował wyczyn Krzaka i także przejechał przed nosami hokeistów z Nowego Targu, patrząc każdemu z nich głęboko w oczy.

Przewaga psychologiczna przyda się w następnych meczach, ale dwa kolejne pojedynki odbędą się w Nowym Targu. A tam tyszanie grali w tym sezonie czterokrotnie i zawsze schodzili z tafli pokonani. Podhale na pewno zagra inaczej niż w Tychach i wciąż jest bliżej gry o tytuł. Dobra wiadomość dla kibiców tyskich jest taka, że GKS wciąż gra z nożem na gardle, a w Nowym Targu ten nóż gospodarze będą przyciskać z całych sił.

GKS Tychy- Podhale Nowy Targ 4:1 (0:0, 0:1, 4:0)

0:1 - Tomasz Malasiński (Marcin Kolusz, Krystian Dziubiński) 38'

1:1 - Adam Bagiński (Tomasz Maćkowiak,łukasz Sokół)43'

2:1 - Sławomir Krzak (Tomasz Maćkowiak) 48'

3:1 - Robin Bacul (Adrian Parzyszek, Jakub Witecki) 51'

4:1 - Adrian Parzyszek 60'

Składy:

GKS: Sobecki - Gonera, Śmiełowski, Bacul, Parzyszek, Witecki - Kotlorz, Jakes, Proszkiewicz, Garbocz, Woźnica - Sokół, Majkowski, Bagiński, R. Galant, Paciga - Wołkowicz, Krzak, Maćkowiak.

Podhale: Zborowski - Ivicic, Sroka, Malasiński, Zapała, Kolusz - Dutka, Suur, Bakrlik, Voznik, Baranyk - Łabuz, D. Galant, Ziętara, Dziubiński, Kmiecik - Kapica, Sulka, Bryniczka.

Kary: GKS - 4 minuty, Podhale - 6 minut.

Widzów: 2400.

Źródło artykułu: