Marcin Kozłowski: Zaprezentowaliśmy się słabo

Zagłębie Sosnowiec pokonało Naprzód 5:3. Jednak taki wynik nie do końca satysfakcjonuje Marcina Kozłowskiego, który jest podporą zagłębiowskiej drużyny. Zawodnik widzi w grze swojego zespołu wiele niedociągnięć, ale jest on dobrej myśli. - Pomału wszystko zaczyna funkcjonować - zaznaczył w pomeczowej rozmowie.

We wszystkich zwycięstwach duży udział mieli bracia Kozłowscy, którzy powoli stają się postrachem obrońców przeciwnych drużyn. Przyczynili się również do piątkowej wygranej nad Naprzodem, razem strzelili trzy bramki, a Tomasz zaliczył asystę przy golu Marcina. Starszy z braci uspokaja, że inni zawodnicy również będą grać na wysokim poziomie.

- Jest moment, że gramy dobrze, będzie również moment, gdy inni będą tak grać. Strzeliliśmy pięć bramek, ale nie jestem zadowolony. Ogólnie gra nie wyglądała tragicznie, ale są momenty, gdy nagle stajemy. W tym meczu prowadziliśmy z Naprzodem, ale w spotkaniach z drużynami z wyższej półki nie może przydarzyć nam się takie ostatnie sześć sekund - powiedział Marcin Kozłowski.

Ozdobą spotkania były trzy karne, z których największą dyskusję nad jego słusznością wywołał ostatni. Został on podyktowany praktycznie już po końcowej syrenie. - Ten ostatni karny chyba był z kapelusza, bo zawodnik oddał strzał, a sędzia podyktował... Tomek nie obronił. Cieszą tylko trzy punkty, bo nie było to porywające spotkanie. Zaprezentowaliśmy się słabo - surowo ocenił sosnowiczanin.

Zwycięzców się nie ocenia. Kolejny wygrany mecz powinien cieszyć. Rzeczywiście tak jest, ale Marcin Kozłowski widzi w grze swojej drużyny dużo niedociągnięć. Jednocześnie jest dobrej myśli. - Pomału wszystko zaczyna funkcjonować. Jeszcze brakuje nam troszeczkę dyscypliny i trzymania tyłów, bo w pewnym momencie poszliśmy z Naprzodem na wymianę. A nie możemy sobie na to pozwalać, bo nie można takich rzeczy robić przy takim przeciwniku. Hokeiści z Janowa są bardzo groźni, nie mają nic do stracenia, więc walczą do upadłego. W dzisiejszej lidze nikt nie odda nam punktów, trzeba walczyć od 1 do 60 minuty, ostatnie 6 sekund pokazało, że trzeba grać do końca - zaznaczył hokeista.

Od początku przygotowań razi niska frekwencja na trybunach sosnowieckiego lodowiska. Kibice nie przychodzą również na mecze ligowe. Zawodnik widzi tylko jedną przyczynę takiego stanu rzeczy. Jednak pewna zależność daje nadzieję na wyższą frekwencję. - Chcemy grać jak najlepiej i zachęcać ludzi do przychodzenia na Stadion Zimowy, bo powiedzmy sobie szczerze, na mecze nie chodzi ich za dużo. Chociaż nasza gra nie przekonuje do przyjścia. Sami sobie mówimy, że chcemy grać dla siebie i dla punktów, bo im więcej gramy i zdobywamy punktów, tym więcej ludzi przychodzi - zauważył Marcin Kozłowski.

Źródło artykułu: