Prawdziwa gra zaczyna się w play-off - rozmowa z Filipem Drzewieckim, zawodnikiem Stoczniowca Gdańsk

Filip Drzewiecki wrócił do Krakowa po 7 miesiącach. Z Pasami żegnał się w nieciekawej atmosferze decydując się na transfer do Sanoka. Pod Wawel przyjechał już z zespołem Stoczniowca. Nie był to powrót udany, ale sympatyczny zawodnik nie traci nadziei, że ten sezon może być bardzo udany.

Przemysław Lorenc: Przyszło wam się pogodzić z wysoką porażką na koniec roku.

Filip Drzewiecki: Tak. Przegraliśmy wysoko z Cracovią. Trzy albo cztery dni wcześniej wysłaliśmy pismo z prośbą o przełożenie spotkania, drużyna była przetrzebiona kontuzjami. Do tego doszły powołania na młodzieżówkę, mecz drużyny młodzieżowej. Przyjeżdżając do Krakowa w niecałe trzy piątki ciężko było walczyć o dobry wynik, zwłaszcza z Cracovią. Mają pełne 4 piątki, są dobrze przygotowani. Próbowaliśmy walczyć, ale jak to wyszło to można było zobaczyć.

Szybko gospodarze zdobyli pierwsze gole i to od razu ustawiło mecz.

- Dokładnie tak. Dwie kary, od razu dwie bramki ustawiły mecz. Wiadomo, plan był taki, żeby zagrać uważnie z tyłu i wyprowadzać skuteczne kontry. Tymczasem początek spotkania i cały plan wziął w łeb.

Zastanawiałeś się jak po powrocie do Krakowa przyjmą cie kibice?

- Nie bałem się. Wiadomo, że jest to dobra publiczność. Bardzo cieszyłem się na ten powrót, szkoda tylko, że w takim składzie. Szkoda tylko, że nie mogliśmy powalczyć z Pasami.

Widząc wasz skład można było przypuszczać, że pierwsze dwie tercje zagracie uważnie, a w trzeciej braknie wam sił i gospodarze was rozjadą. Tymczasem było na odwrót i widać, że motorycznie Stoczniowiec jest dobrze przygotowany do sezonu.

- Jesteśmy przygotowani dobrze, cały czas ostro pracujemy z trenerem Obłojem. Idziemy do góry, ale w 12 nie da się nic zrobić.

Ciężko się wsiada w takim składzie do autobusu i jedzie przez całą Polskę, wiedząc że na zwycięstwo nie ma dużo szans.

- Jak wspomniałem, myśmy ten mecz chcieli bardzo przełożyć. Wynik jest jaki jest. Walczyliśmy, robiliśmy co możemy, a wynik jest jaki jest. Trzeba przełknąć gorycz tej porażki. Prawdziwa gra zaczyna się w play-offach i wtedy powalczymy, pokażemy na co nas stać.

Mimo wszystko macie koniec roku i 6 miejsce czyli dobra pozycja startowa na dalszą część sezonu.

- Właśni, że nie. Kilka punktów mogliśmy jeszcze dozbierać. Zdarzyło nam się kilka porażek w końcowych momentach gry. Drużyna jest bardzo młoda, czasem chcemy coś za bardzo i to się nie udaje. Musimy się zgrywać, trenować, walczyć, bo bez walki nic się nie zrobi. Musimy też grać na cztery piątki albo przynajmniej na mocne trzy.

W Krakowie byłeś jednym z wielu, a w Stoczniowcu oczekiwania wobec ciebie są dużo większe. To ty masz być jednym z tych, którzy napędzają ten zespół.

- Wiadomo, że Cracovia co roku walczy o tytuł Mistrza Polski i tam wszyscy są od grania, wszyscy są na równym poziomie. W Gdańsku jest tak a nie inaczej, jest dużo młodzieży. Ja w tym towarzystwie jestem bardziej doświadczonym graczem. Ja podchodzę do tego optymistycznie, z każdym meczem powinno być lepiej i w PLH w końcu to zaprocentuje.

Masz za sobą bardzo szalony rok. Najpierw Wicemistrzostwo z Cracovią, przejście do Sanoka z przygodami, teraz jesteś w Stoczniowcu…

- Sprawy potoczyły się właśnie tak. Ja tego nie rozpamiętuję. Co było to było i idę do przodu. Zobaczymy co będzie dalej.

Skład na dorobku, trener z charyzmą. O co walczy Stoczniowiec w tym sezonie?

- To jest ciężkie pytanie. Podstawa to być za rok w Ekstralidze. Jeśli się uda ugrać cokolwiek więcej to będziemy się z tego cieszyć.

Źródło artykułu: