Mariusz Kieca: Koniec jest dla każdego inny

Wielu twierdziło, że 29. kolejka PLH będzie kolejką jednego punktu. W przypadku meczu w Sosnowcu to twierdzenie okazało się prawdziwe. Mimo pechowej dogrywki, która trwała 22 sekundy, trener Zagłębia cieszył się z takiego obrotu spraw. - Myślę, że ten jeden punkt może okazać się bardzo ważny w końcowym rozrachunku - ocenił Mariusz Kieca.

Mimo osłabienia sosnowiczanie dzielnie walczyli przede wszystkim z własnym zmęczeniem, które wynika z wąskiego składu, który ledwo wystarcza na utworzenie trzech piątek. Na 2,5 minuty przed końcem ostatniej tercji Zagłębie zdecydowało się na ściągnięcie bramkarza, co przyniosło niemalże natychmiastowy skutek w postaci bramki dającej remis 3:3. Jednak w dogrywce bezlitosny okazał się Karel Horny, który okazał się katem sosnowieckich hokeistów. Co ciekawe podczas poprzedniego meczu na Stadionie Zimowym (11. kolejka) to jego trafienie rozstrzygnęło o zwycięstwie KTH 4:3.

- Dobija i to chyba po raz drugi z tego samego miejsca, o ile się nie mylę. Taki jest hokej. Myślę, że ten jeden punkt może okazać się bardzo ważny w końcowym rozrachunku. Naszym założeniem minimum była walka o ten jeden punkt. Cieszę się, że udało nam się doprowadzić do stanu 3:3 w końcówce. Natomiast w dogrywce jeden błąd, brak koncentracji i skończyło się tak, a nie inaczej - ocenił Mariusz Kieca, szkoleniowiec Zagłębia.

Sytuacja kadrowa sosnowieckiej drużyny wpływa negatywnie na siły fizyczne hokeistów, a co za tym idzie na wyniki. Zawodnicy, którzy są obciążeni wysiłkiem w wielu meczach, rozgrywanych co dwa-trzy dni, prędzej czy później albo złapią kontuzję, albo po prostu zabraknie im sił. A jak dobrze wiadomo, siły najczęściej opuszczają pod koniec meczu, gdy wszystko może się zdarzyć. - Boimy się tego na pewno. A na taką formę fizyczną złożyła się sytuacja organizacyjna między Świętami a Nowym Rokiem, gdy wykonaliśmy tylko 50 proc. pracy, która była w założeniach, a to na pewno będzie miało konsekwencje w naszej grze. Trener robi to, co może z tego co ma. Musimy koncentrować się na swojej pracy. Teraz KTH musi wygrywać, my mamy przed sobą jeszcze siedem meczów i na pewno zdobędziemy jakieś punkty. Mimo że w drużynie brak trochę spokoju, to jest ona nastawiona optymistycznie - zapewnił.

Szkoleniowcy Zagłębia zdecydowali się wziąć czas na 2,5 minuty przed końcem trzeciej tercji, wtedy również ściągnęli Bartłomieja Nowaka. Te dwa aspekty zadecydowały o doprowadzeniu do dogrywki. Jednak w PLH bardzo rzadko widuje się sytuacje tak wczesnego ściągania bramkarza. - Koniec jest dla każdego inny. Dla mnie końcem był bulik w tercji (przeciwnika - przyp. red.). Potem może być sytuacja, że tego bulika nie będzie i nie ma znaczenia, że do końca zostanie 20 czy 30 sekund. Jeśli jest bulik w tercji, to trzeba zaryzykować. Po szybkim namyśle podjęliśmy taką decyzję i akurat udało się - wyjaśnił Kieca.

Nie tylko kontuzje są zmorą Zagłębia, ostatnio dołączyła do nich grypa, która pokonała Tomasza Dzwonka i Jarosława Dołęgę. Dwóch podstawowych zawodników sosnowieckiej ekipy. Brak w pierwszej piątce Dołęgi spowodował zmianę zestawień w tej oraz dwóch pozostałych piątkach. - Trzecia piątka zagrała dobry mecz, miała dużo sytuacji bramkowych... Czekamy na Jarka i Tomka. Liczymy, ze wrócą na wtorek (Zagłębie gra z Cracovią - przyp. red.). Jeśli nie zdążą wykurować się na wtorek, to wrócą do normalnych treningów, tak by mogli przygotować się na ostatnią serię meczów - przyznał Mariusz Kieca.

Komentarze (0)