Już prawie nikt nie pamięta o przedsezonowych zapowiedziach, w których pojawiało się słowo "medal". Dziś wszyscy skupiają się na jednej sprawie - czy Zagłębie dotrwa do końca rozgrywek? Pojawiały się już czarne scenariusze, w których klub wycofywał się z PLH nawet przed rozpoczęciem play-off. Jednak przed końcem roku 2010 prezes Adam Bernat zapewniał, że hokeiści dostaną zaległe pensje, które będą im wypłacane regularnie.
Rok 2011 przyniósł nie bajkę, a rzeczywistość. Pieniędzy nie ma nadal, ale są walkowery. Złośliwi powiedzą, że chociaż coś jest. Jednak sosnowiecka ekipa może zostać ukarana kolejnym już walkowerem, tym razem dotyczącym ostatniego meczu z GKS-em Tychy. Zagłębie nie płaci bowiem obecnym i byłym hokeistom. Podopieczni Mariusza Kiecy i Krzysztofa Podsiadło w każdym spotkaniu walczą ambitnie, ale jak się okazuje walczą tylko z miłości do hokeja i o jak najlepszy wynik sportowy, bo nie mają za co żyć.
Obietnice w Sosnowcu są już na porządku dziennym. Jednak co z czynami? W czwartek odbędzie się głosowanie nad budżetem miasta, który najprawdopodobniej i tak nie zostanie uchwalony, a to przez walkę o wysokość zadłużenia miasta. Obecnie hokejowy klub może liczyć na 500 tysięcy złotych. Jednak ich otrzymanie jest dosyć wątpliwe.
Sytuacji, która ciągnie się praktycznie od początku sezonu, mają już dość wszyscy, ale nie każdy chce o tym głośno mówić. Odważył się Jarosław Dołęga, który po kolejnym przekładaniu terminu wypłaty zaległych pensji, zapowiedział prezesowi Adamowi Bernatowi odejście z drużyny.
Przypomnijmy, że Dołęga już raz odszedł z Zagłębia. Sosnowiec opuścił 18 listopada minionego roku, ale wrócił do niego już kilka dni później - 25 listopada.
Sprawa walkoweru oraz odejścia hokeisty zapewne rozwiąże się niebawem. Kwestia pieniędzy, a co za tym idzie wypłaty zaległych pensji zawodnikom (obecnym i byłym)... nie wiadomo kiedy. Pozostaje mieć nadzieję, że w ogóle zostanie ona rozwiązana.