Przynajmniej wtedy wiemy, że mamy dla kogo grać - rozmowa z Robertem Brocławikiem, napastnikiem KS KTH

Hokeiści KS KTH wciąż walczą o utrzymanie w PLH. Przed niedzielną potyczką zapytaliśmy Roberta Brocławika o trwające właśnie mecze play-out. Nie mogło również zabraknąć pytań o słabszą postawę tego hokeisty w rundzie zasadniczej.

W tym artykule dowiesz się o:

Kamil Truchan: Za wami trzy mecze play-out, w tym dwa wygrane. To chyba korzystny bilans?

Robert Brocławik: Moim zdaniem jest to korzystny bilans, lecz wiadomo, że Janów będzie walczył do końca i nie można przeciwnika ani na moment zlekceważyć.

Rywal mimo ostatniego miejsca w tabeli po rundzie zasadniczej w każdym meczu stawiał ciężkie warunki. Spodziewaliście się tego?

- Wiemy, że mecze o utrzymanie zawsze są trudne, każda drużyna daje z siebie wszystko, żeby pozostać w ekstraklasie. Spodziewaliśmy się, że te spotkania nie będą należały do najłatwiejszych.

W niedzielę kolejny pojedynek obu drużyn. Myślisz, że uda się już w ten dzień zakończyć rywalizację?

- Jeżeli zaczniemy ten mecz z takim zaangażowaniem i walką do końca tak, jak w poprzednim spotkaniu myślę, że ta rywalizacja może zakończyć się już w niedzielę.

Pierwotnie mecz miał się odbyć w piątek. Zmiana terminu spotkania ma dla Ciebie jakieś znaczenie?

- Dla mnie nie ma to znaczenia, czy mecz odbędzie się w piątek, czy w niedzielę. Trzeba wyjść na lód z nastawieniem na zwycięstwo i trzeba grać jak najlepiej.

Z pewnością jest jakaś szansa, że do gry wrócą kontuzjowani hokeiści. Jak obecnie wygląda sytuacja kadrowa?

- Jedyne, co jest mi wiadome to fakt, że Maciek Szewczyk wznowił treningi i mamy nadzieję, że pomoże nam już w najbliższej konfrontacji z Janowem.

Do drużyny dołączył Kamil Pawlik. Co nowego może wnieść do waszej gry reprezentant Polski?

- Kamil to młody i ambitny chłopak. Jeżeli trener da mu szansę gry, myślę, że będzie starał się grać jak najlepiej, aby pomóc swojemu macierzystemu klubowi w utrzymaniu.

Przejdźmy do twojej osoby. O rundzie zasadniczej chciałbyś chyba jak najszybciej zapomnieć…?

- O sezonie zasadniczym już dawno zapomniałem, teraz chcę się skupić na najważniejszych meczach, żeby wyjść na koniec lepiej niż w sezonie zasadniczym.

W czym upatrywać słabszą dyspozycję strzelecką w tej fazie rozgrywek?

- Po zeszłorocznej poważnej operacji przepukliny, w tym sezonie ciężko mi było dojść do siebie, a tym bardziej trafić z formą, dlatego też grałem słabiej niż w poprzednim sezonie. Co prawda miałem wiele dogodnych sytuacji, niestety zabrakło trochę zimnej krwi i szczęścia.

W meczach o utrzymanie to już ten "Dziadek", którego kibice chcą oglądać. Punktowałeś w każdym z trzech spotkań play-out.

- Starałem się jak najlepiej wypaść w tych meczach i mam nadzieję, że tak będzie do końca sezonu.

Można by rzec, że Robert Brocławik w tym sezonie nie powiedział jeszcze ostatniego słowa?

- Tak, sezon jeszcze się nie skończył, co prawda nie zaliczę go pewnie do udanych, ale w tych ostatnich spotkaniach będę grał na 100 procent.

Brakuje tylko gola…

- Cóż, jak już mówiłem wcześniej, brakowało zimnej krwi i szczęścia. Miejmy nadzieję, że w następnym meczu uda się to zmienić, a jeżeli nie to najważniejsze jest zwycięstwo.

W Krynicy-Zdrój mieszkasz już dłuższy czas. Jesteś zadowolony z pobytu w Perle Uzdrowisk?

- Tak. Mam tutaj rodzinę i wielu przyjaciół oraz szwagierka, który podtrzymuje mnie na duchu (uśmiech, dop. red.).

Wiele kontrowersji od początku waszej rywalizacji z Naprzodem wzbudza osoba Michała Elżbieciaka. Jako drużyna wspieraliście go jakoś specjalnie? Zwłaszcza w tych meczach na Jantorze.

- Bramkarz, jak wiadomo, w każdej drużynie na lodzie jest zawsze najważniejszy. Natomiast myślę, że Michał jest na tyle doświadczonym zawodnikiem, aby samemu uporać się w takiej sytuacji.

"Ela" pokazuje, że bardzo dobrze zna się na swoim fachu. Ciężko pokonać go chociażby na treningu?

- Ja osobiście znam Michała z sezonu 2004/2005, jak graliśmy razem w Tychach. Oczywiście trudno jest mu strzelić bramkę, ale czasem znajdę na niego sposób (uśmiech, dop. red.).

Krynicka hala zapełnia się dość mocno w tych ostatnich meczach. Kibice wstają, dopingują i zagrzewają do walki. Jakie uczucia towarzyszą hokeiście wtedy na lodzie?

- Jak wiadomo kibice to "szósty" zawodnik na lodzie. Dzięki nim gra nam się łatwiej i cieszymy się, że nas dopingują. Przynajmniej wtedy wiemy, że mamy dla kogo grać.

W niedzielę zrobią zapewne wszystko, by ponieść was do zwycięstwa. Co muszą zatem zrobić sami hokeiści, by wygrać ten ważny mecz?

- Miejmy nadzieję, że nas do niego poniosą. My natomiast na pewno nie odpuścimy meczu, będziemy walczyć do upadłego.

Komentarze (0)