Żeby był hokej, musi być lodowisko - II część rozmowy z Ireneuszem Małachowskim, reaktywatorem hokeja w Bydgoszczy

W Bydgoszczy od pewnego czasu czynione są starania, by przywrócić miastu drużynę hokeja na lodzie i nawiązać do tradycji w grodzie nad Brdą. Osobą, która zaczęła i prowadzi te działania jest były hokeista Polonii Bydgoszcz - Ireneusz Małachowski. Bez tej osoby z pewnością nie istniałoby stowarzyszenie "Bydgoski Hokej". Co więcej, jest on prezesem amatorskich rozgrywek "Hokejowa Liga Open", której poziom zdaje się być porównywalny do rozgrywek polskiej I ligi.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Kowalski: Jest Pan prezesem Hokejowej Ligi Open. Co może Pan powiedzieć o tych rozgrywkach? Skąd pomysł na ich rozgrywanie?

Ireneusz Małachowski: Pomysł w zasadzie nasunęło samo życie. Pierwotnie miały grać Gdańsk, Elbląg, Toruń i Bydgoszcz. Na dwa tygodnie przed startem tej pierwszej "wersji" rozgrywek okazało się, że jest to niewypał. Przyczyn tego nie znamy właściwie do dnia dzisiejszego. Tak więc my, amatorscy hokeiści z Bydgoszczy zostaliśmy "na lodzie" i coś trzeba było z tym zrobić. Udało mi się namówić do gry: Poznań, Wrocław, a także Łódź. Na początku podzieliliśmy ligę na dwie dywizje i zaplanowaliśmy, aby w następnym sezonie grać już wspólnie, na skalę krajową. Tak właśnie narodziła się idea. Wszystkie miasta, które zapraszałem do współpracy to ośrodki, które kiedyś miały u siebie hokej lub też nie miały go nigdy. To jest ta inicjatywa, by w tych miejscach, gdzie tego sportu brakuje, coś rozpocząć.

Czy Hokejowa Liga Open ma jakieś swoje "gwiazdy", np. byli hokeiści, trenerzy?

- Są u nas obcokrajowcy - Portugalczyk, Szwedzi, Norwegowie, Kanadyjczycy, Amerykanie, Finowie. Obecność tego pierwszego może z pewnością zaskakiwać. Gra on w Lublinie. Biorąc pod uwagę jego narodowość, jest to ewenement. Trzeba przyznać, że chłopak naprawdę dobrze sobie radzi. Szwedzi grają w Białymstoku, Finowie w Poznaniu. Patrząc jednak obiektywnie to najwięcej "gwiazd" ma drużyna z Bydgoszczy, w której gra wielu byłych hokeistów, którzy z różnych przyczyn skończyli swoje kariery. Są to ludzie mający za sobą długoletnią grę w ekstralidze i stanowią wzór dla młodszych graczy.

Jak zapatruje się Pan na przyszłość polskiego hokeja? Czy według Pana istnieje szansa, żeby nasza reprezentacja za kilka lat była chociażby niezłą europejską ekipą?

- Tak, pod warunkiem, że graczy będzie kilka tysięcy. Im większa ilość zawodników, tym lepsza atmosfera i większa konkurencja i presja na wynik sportowy. Jest to ważne w każdej dyscyplinie sportowej, a w szczególności w sportach zespołowych. W hokeju nie wystarczy ktoś taki, jak w skokach Adam Małysz, czy w biegach narciarskich Justyna Kowalczyk. Mieliśmy co prawda Mariusza Czerkawskiego i Krzysztofa Oliwę, ale nic nam to nie pomogło. Trzeba więc myśleć, aby szkolić jak najwięcej dzieci chętnych do uprawiania hokeja. Dopiero wtedy będziemy mogli myśleć o mocnych drużynach ligowych, a następnie o dobrej reprezentacji. Pewnie minie dużo czasu, zanim będziemy mieć solidny zespół. Ale oczywiście jakieś perspektywy są. Gdyby ich nie było, nie byłoby też sensu podejmowania prób odrodzenia hokeja w Polsce.

Czy ma Pan wiadomości, informacje o innych miastach, w których próbuje się reaktywować, lub tworzyć drużyny hokejowe?

- Oczywiście, że mam i jestem z tym na bieżąco. Od razu powiem taką ciekawostkę: do reprezentacji kraju w juniorach, juniorach młodszych przedostają się zawodnicy np. z klubu Śnieżka Dębica. Włodarze tamtejszego klubu w którymś z wywiadów wspominali nawet o stowarzyszeniu "Bydgoski Hokej". Widać zatem, że jeżeli jest środowisko pasjonatów, chętnych do budowy drużyny, można coś osiągnąć. Poza Dębicą, mogę wymienić jeszcze kilkanaście innych ośrodków: Białystok, Siedlce, Lublin, Szczecin, Poznań, Łódź, Wrocław, Gdańsk, czy Toruń. W samym województwie kujawsko - pomorskim jest jeszcze kilka mniejszych miast, które próbują coś zdziałać - np. Inowrocław, Grudziądz, a nawet Żnin. Bzdurą jest to, że budowa lodowiska jest dużym kosztem. Bezsensowne jest budowanie "balonów", lepiej zabrać się za lodowisko, takie jak np. powstało w Siedlcach.

Był Pan hokeistą Polonii Bydgoszcz. Jak wspomina Pan ostatnie lata gry w Bydgoszczy?

- Będąc w Bydgoszczy, przeszedłem zmianę nazwy zespołu na BTH Bydgoszcz. Wspominam ten czas bardzo dobrze. Każdego lata były organizowane obozy sportowe, były turnieje międzynarodowe, wyjazdy np. do Kijowa. Działo się naprawdę bardzo wiele. Lodowisko w Bydgoszczy było w zasadzie dla mnie drugim domem. Niestety później to wszystko zostało zburzone, zamknięto Tor - Byd i tak skończył się hokej.

Czy z perspektywy czasu uważa Pan, że była szansa na uratowanie drużyny hokejowej w grodzie nad Brdą?

- Pewnie była, ale moim zdaniem zarządzanie obiektem było karygodne. Nie było osoby, która znała się na tym. Skoro w Toruniu można to wszystko zorganizować, czemu nie można w Bydgoszczy? Najwidoczniej tutaj musiały być konflikty, nieporozumienia i inne złe rzeczy, o których wolę nie wspominać.

Czy mógłby Pan w jakiś sposób porównać hokej na lodzie w czasach, kiedy Pan grał, a obecnie?

- Przede wszystkim jest zupełnie inny sprzęt, to trzeba sobie powiedzieć jasno. Jest on teraz technologicznie bardzo zaawansowany i niesamowicie ułatwia uprawianie tej dyscypliny sportu. Mówię też o jego dostępności i cenach. Można sobie na przykład zamówić strój do gry przez Internet. Oprócz tego uważam, że dawne czasy hokeja to dużo wyższy poziom samej gry. Mówi się, że jest odwrotnie, ale przecież wystarczy spojrzeć na miejsce naszego hokeja teraz w porównaniu do lat wcześniejszych. Kiedyś ludzie byli silniejsi i twardsi i ten sport wyglądał zupełnie inaczej. Zmieniły się też przepisy. Nawet mi jest czasem ciężko grać, gdyż w naszej lidze sędziują wyszkoleni przez PZHL arbitrzy. Obecnie eliminuje się grę ciałem, a to "zabija" tę dyscyplinę. Hokej zawsze był, jest i będzie sportem kontaktowym, więc propozycja nawet zakazu gry ciałem jest bez sensu. Nawet w naszej lidze nie brakuje poważnych kontuzji głowy, czy kończyn. A przecież hokej bez urazów właściwie nie może istnieć.

Czy "Bydgoski Hokej" postawił sobie jakieś cele na 2011 rok?

- Przede wszystkim zależy nam na dalszym rozwoju naszego stowarzyszenia. Ponadto udział w Hokejowej Lidze Open i zdobycie tytułu mistrza tych rozgrywek. Chcielibyśmy też obronić zdobyty przed rokiem Puchar Wielkopolski. Dążymy również do udziału w jak największej ilości różnych imprez promujących hokej na lodzie.

Czy według Pana jest szansa, że za kilka, kilkanaście lat kibice znów będą mogli emocjonować się np. derbami bydgosko - toruńskimi?

- Derby są cały rozgrywane cały czas. Mówię oczywiście o naszych amatorskich rozgrywkach, a nie o grze profesjonalnej. Naturalnie szansa na derby jest, ale powtórzę raz jeszcze: potrzebujemy lodowiska.

Jakie są Pana typy w PLH w tym roku? Chodzi o pierwszą trójkę oraz spadkowicza.

- Liga jest naprawdę bardzo wyrównana w tym sezonie i mistrzem może zostać wiele drużyn. Co do spadku, to myślę, że Janów, który ma ogromne problemy.

Komentarze (0)