Droga podopiecznych trenera Sejby do finału nie była łatwa i kosztowała zawodników obu drużyn wiele zdrowia. - Wydaje mi się, że przede wszystkim zabrakło nam sił w tym pojedynku. Nie zagraliśmy w pierwszej tercji, drugą też przespaliśmy. Obudziliśmy się w trzeciej odsłonie, ale było już za późno - komentował Wojciech Wojtarowicz. Oświęcimianom zabrakło sił, tyszanie wykorzystali swoje podbramkowe sytuacje i wynik nie mógł być inny jak zwycięstwo GKSu. - Wyszliśmy na mecz z nastawieniem, że wygramy. Spodziewaliśmy się, że będzie to trudne, ale cieszymy się ze zwycięstwa. Myślę, iż w piątkowym pojedynku mieliśmy wiele niewykorzystanych sytuacji w pierwszej odsłonie i przez to przegraliśmy mecz. Przed sobotnim spotkaniem powiedzieliśmy sobie w szatni, że musimy wykorzystywać swoje sytuacje - tłumaczył strzelec dwóch bramek w sobotnim spotkaniu, Josef Vitek.
Półfinał wygrał lepszy, ale apetyty rosną w miarę jedzenia i w Tychach wszyscy już myślą o finałowym pojedynku z Comarch Cracovią. - Po raz trzeci zmierzymy się w finale z Cracovią i mam nadzieję, że teraz nie przegramy. Chcemy odwrócić tą złą passę na swoją korzyć - przekonywał Arkadiusz Sobecki. Teraz zawodników czeka tygodniowa przerwa bowiem finał Mistrzostw Polski prawdopodobnie ruszy 7 marca. Prawdopodobnie, ponieważ Cracovia zwróciła się z prośbą do GKSu Tychy o przyśpieszenie rozgrywek. Sprawa jak na razie nie jest wyjaśniona, ale wszystko wskazuje na to, że finał rozpocznie się w pierwotnie wyznaczonym terminie. - Jesteśmy zadowoleni z wejścia do finału, ale to nie koniec. Chcemy osiągnąć jeszcze więcej i być równym przeciwnikiem dla Cracovii - zakończył Vitek.