Nigdzie nie spotkałem się z taką oprawą meczów, jak w Warszawie - rozmowa z Filipem Komorskim, hokeistą Legii Warszawa

Filip Komorski to młody hokeista Legii Mazowsze Warszawa. Mimo że zagrał w niewielu meczach w I lidze, to plasuje się w czołówce punktacji kanadyjskiej. Niezwykle sympatyczny zawodnik w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada o uciążliwym urazie, jakiego nabawił się w tym sezonie, a także o wspaniałych kibicach stołecznej drużyny.

Michał Kowalski: Twoja drużyna, Mazowsze Legia Warszawa nie zmieściła się w czołowej czwórce i nie zagrała o awans do ekstraligi. Jesteś rozczarowany?

Filip Komorski: Nie da się ukryć, że jestem rozczarowany, no ale cóż, nie udało się. Ja osobiście przyjechałem dopiero w styczniu i prawie wszystkie mecze, które mieliśmy wygrać, wygraliśmy. Wcześniej byłem w Kanadzie i już będąc tam śledziłem sytuację stołecznej drużyny i według mnie szansę na play off i walkę o awans przekreśliły porażki z ekipami CLJ.

Patrząc na cały sezon, czego według ciebie zabrakło Legii, by bić się o awans do PLH?

- Jak już wcześniej wspomniałem, nie rozpocząłem sezonu w Legii. Ale wydaje mi się, że zabrakło przede wszystkim stabilizacji formy. Drużyna potrafiła przegrać z zespołem juniorskim, by później walczyć jak równy z równym z najlepszą ekipą ligi. Średnia wieku w Legii wynosi około 20 - 21 lat. Według mnie, w składzie przydałoby się kilku doświadczonych hokeistów, którzy z pewnością wiele by nas nauczyli. Chyba brakuje również strategicznego sponsora. Każdy ma wrażenie, że znalezienie sponsora w stolicy jest łatwe, ale nic bardziej mylnego. To prawda, że w Warszawie jest wiele firm, ale wcale nie są one chętne do sponsorowania tak "niszowej" dyscypliny, jaką w Polsce jest hokej. Ich włodarze wolą wspierać zespoły piłkarskie, nawet te z niskich lig.

Śmiało mogę jednak powiedzieć, że mamy u siebie coś na miarę PLH, albo nawet lepszej ligi. Są to nasi kibice, którzy są naprawdę wspaniali. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z takimi oprawami i dopingiem na meczach hokeja, czy to w Polsce, czy nawet na świecie. Chciałbym im bardzo podziękować a zarazem poprosić o podobne, albo i lepsze wsparcie w następnym sezonie. Chociaż nie wiem, czy to możliwe, by było ono lepsze.

W ostatnim czasie odniosłeś nieprzyjemną kontuzję więzadeł. Jak do tego doszło?

- Do tej sytuacji doszło podczas meczu z Polonią Bytom. Jeden z zawodników zaatakował mnie kolanem w zewnętrzną część nogi. Początkowo "przeszył" mnie niesamowity ból, ale po chwili dałem radę jakoś zjechać z lodu o własnych siłach. Po interwencji masażysty dokończyłem nawet spotkanie. W następnym tygodniu rozegrałem jeszcze potyczki z Katowicami i Sielcem Sosnowiec, lecz ból z dnia na dzień stawał się coraz większy, więc postanowiłem pójść do lekarza. Okazało się, że mam naciągnięte więzadło boczne.

Jak obecnie wygląda sytuacja z twoją kontuzją?

- Kontuzja wyeliminowała mnie z treningów na 3, bądź 4 tygodnie. Chciałbym zagrać w mistrzostwach Centralnej Ligi Juniorów i w charytatywnym meczu dla Bartka Nowaka w Sosnowcu. Niestety, nie jest to jeszcze pewne.

Do momentu odniesienia kontuzji grałeś bardzo dobrze. Możesz zatem powiedzieć, że wyniki personalne osiągnięte w tym sezonie cię satysfakcjonują?

- Dawałem z siebie wszystko, ale nie zawsze wychodziło mi tak, jak chciałem. Zawsze mogło być trochę lepiej, lecz narzekać nie mogę.

Jesteście w zasadzie jedyną drużyną, która w tym sezonie dwukrotnie "postraszyła" Nestę Toruń - przegraliście 0:1 i 2:3. Brak szczęścia, czy mimo wszystko Nesta była odrobinę lepsza?

- Niestety w żadnym z tych meczów nie brałem udziału, a nawet ich nie oglądałem. Widziałem jednak ostatni mecz Legii w sezonie, przegrany w Toruniu 3:7. Naprawdę byłem pozytywnie zaskoczony grą stołecznej drużyny. Mogę śmiało powiedzieć, że w pierwszej tercji wyglądało to tak, jakby to Legia była liderem I ligi. Moi koledzy z zespołu ostrą grą skutecznie rozbijali ataki Nesty już w środkowej części lodowiska, co więcej dobrze atakowali, ale niestety nieskutecznie. Wydaje mi się, iż w premierowej odsłonie to goście mieli więcej celnych strzałów na bramkę, niż torunianie. Druga i trzecia tercja nie były już jednak takie udane, ale nie można też powiedzieć, że były tragiczne.

Czy jako młody i niedoświadczony zawodnik, masz jakiś swój sportowy wzór do naśladowania?

- Moim autorytetem i śmiem powiedzieć osobistym trenerem jest mój dziadek Włodzimierz. Był on także zawodnikiem Legii Warszawa. Rozegrał także 83 mecze z orłem na piersi. Brał pięciokrotnie udział w mistrzostwach świata. Dwa razy był mistrzem i dwa razy wicemistrzem Polski z zespołem stołecznego CWKS - u. Oczywiście mam także wzory wśród współcześnie grających hokeistów. Są to: Sidney Crosby, Alex Ovechkin oraz Taylor Hall.

Do stycznia w I lidze grał też zespoły młodzieżowe. Uważasz to za dobre posunięcie? Wiele meczów z ich udziałem zakończyło się sromotnymi pogromami…

- Wydaje mi się, że dla polskiego hokeja było to jak najbardziej dobre rozwiązanie. Po pierwsze, dla drużyn pierwszoligowych jest to zawsze kilka meczów więcej w sezonie, więc stanowi to szansę na pewnego rodzaju "ogranie". Po drugie, zawodnicy, którzy się nie "łapią" do pierwszego składu ekipy, np. w Gdańsku, czy Toruniu, mają okazję, by nabrać doświadczenia w starciu z zespołami, które walczą o awans do PLH.

Mimo małej ilości meczów, jakie rozegrałeś w tym sezonie, plasujesz się w czołówce klasyfikacji strzelców. Myślisz o tym, by za rok spróbować swoich sił w PLH?

- Byłbym bardzo zadowolony, gdyby pojawiła się szansa zagrania w PLH. Na dzień dzisiejszy pozostaję w Legii, ponieważ nie dostałem żadnych propozycji od klubów z najwyższej klasy rozgrywkowej.

Komentarze (0)