Wojciech Matczak (trener GKS-u Tychy): Do pewnego momentu był to mecz walki. Przy stanie 2:0 dla nas za szybko uwierzyliśmy, że jest po meczu. Przestaliśmy grać, a tak na prawdę mecz się dopiero zaczął. Janów to skrupulatnie wykorzystał i wyszedł na prowadzenie 3:2. Pozostały nam jedynie roszady w trzeciej tercji, pozwalające na podjęcie walki. Trzecia piątka miała wspomagać dwie pierwsze - niestety pierwsze dwa wejścia tej piątki i dwa trafienia dla Janowa. W związku z tym postawiliśmy w końcówce wszystko na jedną kartę rzucając wszystko co najlepsze i graliśmy już na dwie piątki. Myślę, że to głównie sfera mentalna, mieliśmy i mamy dobrych zawodników. Nasz problem tkwi w tym, że nie tworzymy zespołu jako jedności, jakoś się pogubiliśmy. Ja po meczu ze Stoczninowcem oddałem się do dyspozycji zarządu. Jestem już po rozmowach z prezesem. Czuję się całkowicie odpowiedzialny za drużynę. Prezes jest jednak człowiekiem rozsądnym i potrzebuje czasu do przemyśleń. Decyzję chce podjąć "na chłodno" po zakończeniu bieżącej rundy rozgrywek.
Jaroslav Lehocky (trener Akuny Naprzodu Janów): Ten mecz nie zaczął się dla nas zbyt dobrze. Goście dostali dwa prezenty i je wykorzystali, było 2:0. Wróciliśmy do gry po pierwszej bramce jeszcze w pierwszej tercji, a potem wykorzystaliśmy przewagę 5 na 3. Stara hokejowa prawda mówi, że drużyna która nie wykorzystuje przewag 5 na 3 nie może wygrać meczu. My zastosowaliśmy się do niej strzelając kolejną bramkę. Od tego momentu nie mieliśmy już większych problemów. Strzeliliśmy kolejne bramki i mecz zakończył się naszym zwycięstwem.