NHL: Przed szóstym meczem finałowej rywalizacji

Historia finałów NHL jednoznacznie przemawia za drużyną Detroit Red Wings. W zdecydowanej większości triumfator piątego spotkania zdobywał w konsekwencji Puchar Stanley'a. Jeśli hokeiści Pittsburgh Penguins chcą nieco zmienić te statystyki, najpierw będą musieli pokonać na własnym lodowisku zdeterminowanego rywala, który zapowiada, że uczyni wszystko, by swój sukces świętować już w najbliższy wtorek.

Zarówno drużyna Detroit Red Wings jak i Pittsburgh Penguins jak dotychczas w finałowej rywalizacji doskonale wykorzystywały atut własnego lodowiska. Po dwóch pierwszych spotkaniach, w których to hokeiści z Detroit dwukrotnie pokonali swojego rywali 3:1, potyczka przeniosła się do Pittsburgha. Tam też miejscowe "Pingwiny" pokonały przeciwnika dwa razu po 4:2. W ostatnim, piątym pojedynku jednak Red Wings pokazali prawdziwą klasę, miażdżąc rywala aż 5:0. Dzięki temu zwycięstwu "Czerwone Skrzydła" prowadzą w całej serii 3:2.

Efektowny triumf hokeistów z Detroit w meczu numer pięć sprawił, że większość ekspertów twierdzi, że finałowa rywalizacja zakończy się na sześciu spotkaniach, a to oznaczałoby, że Red Wings swój kolejny sukces świętowaliby na lodowisku rywala. Wydaje się być to bardzo prawdopodobne, bowiem do drużyny aktualnych mistrzów NHL powrócił po kontuzji Paweł Daciuk i od razu walnie przyczynił się do sukcesu swojego teamu w ostatniej potyczce. - Kiedy gram więcej, czuję się bardziej komfortowo. Mam pełne oparcie w kolegach, przez co jest mi znacznie łatwiej wrócić do dobrej dyspozycji - mówi Daciuk, który w ostatnim spotkaniu zaliczył dwie asysty.

W sukces swojego zespołu głęboko wierzy szkoleniowiec Red Wings - Mike Babcock. Kanadyjczyk przyznał jednak ostatnio, że drażni go coraz częściej poruszana kwestia dotycząca wieku jego podopiecznych. - Dochodzą mnie słuchy o tym, jak stary mamy zespół. Daciuk i Zetterberg nie są przecież starzy, Hossa nie jest stary, Mule (Johan Franzen - przyp. aut.) też nie jest jeszcze taki stary. Więc pytam, kto jest stary? Cheli (Chris Chelios - przyp. aut.) jest starszy niż ja. To się zgadza - komentuje Babcock.

Szkoleniowiec teamu z Detroit przyznał także, że jego podopieczni doskonale zdają sobie sprawę z tego, o co walczą. Niektórzy zawodnicy staną nawet przed historyczną szansą. - Aby osiągnąć sukces musisz pragnąć zrobić to dla kolegi, który gra obok ciebie, musisz tego dokonać razem z nim. Dzisiaj zwyciężamy razem, później jesteśmy ze sobą związani całe życie. Głęboko w to wierzę. Nigdy nie zapominasz bowiem chłopaków, z którymi odniosłeś sukces - mówi trener Red Wings.

Kris Draper, środkowy Red Wings doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak blisko upragnionego celu znajduje się jego drużyna. - Nie mogę nawet o tym myśleć. Kiedy czujesz, że masz coś na wyciągnięcie ręki, czasami ponosi cię wyobraźnia. Jesteśmy świadomi tego, jak ważny będzie mecz numer sześć. Nie ma znaczenia, czy zdobywasz Puchar Stanley'a po raz pierwszy w karierze, czy masz już ich całe mnóstwo w swoim dorobku. Mistrzostwo to najlepsze uczucie, jakie może spotkać hokeistę - przyznał Draper.

Rzecz jasna w kolejnym spotkaniu wiele zależeć może od postawy bramkarzy obu zespołów. W meczu numer pięć Chris Osgood obronił wszystkie 22 strzały rywali. Z kolei stojący vis-a-vis Marc-Andre Fleury aż pięciokrotnie musiał wyciągać krążek z bramki. Jeżeli Penguins chcą marzyć o pozytywnym wyniku z całą pewnością zdecydowanie lepiej muszą wypaść także liderzy drużyny, na czele z Jewgienijem Małkinem oraz Sidney'em Crosbym.

Przed kolejnym pojedynkiem swojego optymizmu nie kryje szkoleniowiec Penguins - Dan Bylsma. Jest on jednak świadomy tego, że jego podopiecznym nie będzie łatwo wymazać z pamięci ostatniej porażki. - Mamy trochę czasu na regenerację sił i otrząśnięcie się z tego, co wydarzyło się w Detroit. Wracamy teraz do domu. Chcemy wykorzystać energię naszych kibiców i doprowadzić do remisu - mówi Bylsma.

Jeśli spojrzeć na historię rozgrywek finałowych NHL, to zdecydowanie przemawia ona za drużyną Red Wings. Jak dotychczas na 19 zespołów, które przy stanie 2:2 triumfowały w piątym spotkaniu, 14 z nich zdobywało mistrzowski tytuł. Jeżeli Penguins chcą jednak zmienić te statystyki, to z całą pewnością wszyscy zawodnicy będą musieli zagrać co najmniej na sto procent swoich możliwości. Rywale bowiem niewątpliwie będą chcieli za wszelką cenę zakończyć rywalizację w sześciu pojedynkach. W przeciwnym razie decydujące spotkanie zostanie rozegrane w Detroit, a atut własnego lodowiska wcale nie musi odegrać tutaj znaczącej roli. Wówczas bowiem obie drużyny stoczyłyby ze sobą pojedynek na śmierć i życie. Gdyby faktycznie doszło do potyczki numer siedem, determinacja obu zespołów mogłaby przynieść niespodziewany rezultat.

Komentarze (0)