W specjalnie zwołanej wideokonferencji uczestniczyli członkowie rządów odpowiedzialni za sport z 35. krajów. Grupa po raz pierwszy zwarła szyki po rosyjsko-białoruskiej agresji na Ukrainę. Wtedy to pod przywództwem Wielkiej Brytanii i m.in. Polski naciskano na federacje sportowe, by wykluczyły ze światowej rywalizacji sportowców z krajów, które bezpodstawnie napadły na Ukrainę.
Niemal rok od wybuchu wojny grupa organizuje się kolejny raz. Ma to związek z wypowiedziami Thomasa Bacha, szefa Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który dopuszcza możliwość startu Rosjan i Białorusinów w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Paryżu.
Mało tego, Bach w liście do Narodowego Komitetu Olimpijskiego Ukrainy przekazał, że "oszczerstwem" jest twierdzenie o promowaniu inwazji w Ukrainie poprzez dopuszczenie rosyjskich i białoruskich sportowców do rywalizacji.
Wyjątkowy gość
Dlatego w piątek ministrowie krajów przeciwnych wobec zamiarów MKOl rozmawiali o formach nacisku. Gościem specjalnym był prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski. - Zaapelował o jedność wolnego świata. Zwrócił uwagę na to, że od niemalże roku nic w postępowaniu Rosji nie zmieniło się na lepsze, co uzasadniałoby krok wstecz w sankcjach, i że neutralność jest fikcją - zdradza kulisy Kamil Bortniczuk, minister sportu.
Głównym tematem spotkania odpowiedzialnych za sport przedstawicieli rządów było wypracowanie stanowiska wobec ostatnich oświadczeń prezydenta MKOl.
- Zwracałem uwagę, że neutralność rosyjskich i białoruskich sportowców to fikcja. Posługujemy się zdjęciami neutralnych kurtek tych sportowców z przypiętymi do rękawa rosyjskimi flagami. Putin oklaskiwał tę neutralną kadrę. Zwróciliśmy uwagę, że to byłaby daleko idąca naiwność ze strony naszej i MKOl-u - relacjonuje Bortniczuk.
ZOBACZ WIDEO: Ten kibic oszalał. Zobacz, co zrobił w trakcie meczu
Wydadzą specjalne oświadczenie
Spotkanie polegało na wygłoszeniu oświadczeń wszystkich gości. Każda ze stron - Zełenski, brytyjski minister, Bortniczuk i kolejni - wygłosili swoje stanowisko. Teraz przedstawiciele pracują nad oświadczeniem, które podpiszą i opublikują.
- Mamy dużo czasu do igrzysk. Dajemy MKOl-owi szansę na autorefleksję. Nie chcemy teraz stawiać sprawy na ostrzu noża, ale bojkot to scenariusz, którego nie możemy wykluczać - mówi polski minister sportu.
Zamiast tego Bortniczuk zaproponował inne rozwiązanie. W miejsce rosyjskich i białoruskich sportowców pod neutralną flagą wolałby widzieć na igrzyskach reprezentację uchodźców.
- Mieliby to być dysydenci - tłumaczy Bortniczuk. - Współpracujemy już z fundacją solidarności białoruskich sportowców, którzy uciekli przed reżimem Łukaszenki. Wskazywali nam, że chcieliby wziąć udział w igrzyskach. Bo przez to, że uciekli z kraju, nie mają takiej możliwości. Byłoby to uczciwe, bo prawdziwymi ofiarami totalitaryzmów są ludzie, którzy przez pryzmat swoich wartości nie mają prawa znaleźć się w reprezentacji zgłoszonej przez rosyjski lub białoruski komitet olimpijski. Te szczegóły są do określenia - dodaje minister.
Według jego relacji, większość państw domagała się podobnej reakcji MKOl-u. Było jednak kilka wyjątków. - Przedstawiciel Grecji powiedział, że przychyla się do stanowiska MKOl-u. Z kolei przedstawiciele Japonii i Francji wskazali, że w kontekście neutralności jest wiele pytań, a mało odpowiedzi - wyjaśnia Kamil Bortniczuk.
Dodajmy, że po ogłoszeniu możliwego powrotu sportowców z krajów agresorów, wielu zwracało uwagę, że byłoby to niesprawiedliwe wobec zawodników z Ukrainy, którzy mają bardzo trudne warunku, albo niemal w ogóle ich nie mają, na przygotowanie się do igrzysk - w przeciwieństwie do Rosjan czy Białorusinów, w których krajach nie są prowadzone działania wojenne.
Igrzyska w Paryżu odbędą się w lipcu przyszłego roku. Kwalifikacje w wielu dyscyplinach już trwają.
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Białorusinka apeluje ws. startu w igrzyskach. "Wszyscy są za Łukaszenką"
Upadek idola