Ostatnie miesiące w świecie sportu upływają pod znakiem powrotu sportowców z Rosji i Białorusi do zawodów. Po wybuchu wojny MKOl zarekomendował wyrzucenie zawodników z krajów-agresorów z międzynarodowej rywalizacji.
Niecały rok później opowiedział się jednak za powrotem, mimo że sytuacja w Ukrainie się nie zmieniła i dalej na skutek działań państwa rządzonego przez Władimira Putina giną cywile.
Co zrobi Macron?
Reakcja francuskiego rządu na decyzję MKOl była bardzo asekuracyjna. Rządzący Francją Emmanuel Macron posunął się nawet dalej. - Kilka miesięcy temu mówił, że nie ma nic przeciwko powrotowi Rosjan i Białorusinów - mówi nam Denys Kolesnyk, francuski analityk polityczny.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to się nazywa urlop! Relaks Jędrzejczyk pod palmami
Oczywiście taki powrót miałby się odbyć według ściśle określonych kryteriów: zawodnicy startowaliby pod neutralną flagą, nie mogliby brać udziału w sportach drużynowych, otwarcie popierać wojny czy być w wojsku.
- Ministra sportu Amelie Oudea-Castera powiedziała, że będą trzymać się zaleceń MKOl-u. Cały rząd popiera tę pozycję, a oficjalna decyzja zapadnie najprawdopodobniej latem - dodaje ekspert.
Francuzi nie boją się bojkotu
W ostatnich tygodniach coraz głośniej, zwłaszcza w Polsce, mówi się o możliwości bojkotu igrzysk w Paryżu, jeśli wystartują na nich Rosjanie i Białorusini. Taki bojkot miałby jednak sens niemal tylko w wypadku, gdyby przyłączyły się do niego najpotężniejsze kraje Zachodu.
Brak USA, Wielkiej Brytanii czy Niemiec dla gospodarzy okazałby się katastrofą. We Francji jednak żaden polityk nie traktuje tej groźby poważnie.
- To nie jest w ogóle temat we francuskiej polityce. Nikt nie mówi o bojkocie igrzysk przez Zachód. Dominują sprawy związane z decyzją MKOl-u, która wspiera powrót rosyjskich i białoruskich sportowców na arenę międzynarodową czy nieprzygotowanie Paryża do organizacji - opowiada analityk.
Sam również nie wierzy w to, by możliwość bojkotu była realna. - Nie widzę tego, że wiele krajów zbojkotowałoby igrzyska. Dla mnie to nie jest wiarygodna groźba, że Polacy i ogólnie Zachód nie wezmą w nich udziału, jeśli zostaną dopuszczeni sportowcy z Rosji oraz Białorusi - tłumaczy Kolesnyk.
Jedyna na placu boju
Moralną obojętność francuskich polityków głównego nurtu przełamuje w zasadzie jedna polityczka. To Anne Hidalgo. Wywodząca się z Partii Socjalistycznej mer Paryża jest jedyną popularną osobą w świecie polityki, która sprzeciwia się powrotowi Rosjan i Białorusinów. Choć też nie zawsze tak było.
- Na początku mówiła, że Rosjanie i Białorusini mogliby występować pod neutralną flagą, ale później zmieniła zdanie. Wskazuje, że używanie dopingu, za co Rosja była karana w przeszłości brakiem możliwości występów pod własną flagą, nie jest tym samym, co zabijanie ludzi. Więc trzeba ich ukarać bardziej - ocenia analityk.
Sam Kolesnyk zaznacza, że Hidalgo nie należy traktować jako polityczkę lewicową, lecz bardziej jako urzędniczkę. Francuska gwiazda lewicy Jean-Luc Melenchon (prawie 22 proc. w pierwszej turze wyborów prezydenckich w 2022 roku - przyp. red.) na ten temat nigdy nie zabrała głosu.
Zadziwiająca prorosyjskość francuskich polityków w ogóle nie ma przełożenia na tamtejsze społeczeństwo.
- Jedno badanie pokazuje, jak Francuzi postrzegają Zełeńskiego i Putina. Prezydent Ukrainy miał u 71 proc. ankietowanych pozytywną opinię, a Putin z kolei 16 proc. - próbuje zobrazować Kolesnyk.
- Zdecydowana większość społeczeństwa wspiera Ukrainę, ponad 60 proc. badanych w różnych sondażach. Ludzie potępiają Rosję. Niestety, z politykami bywa różnie. To nieprawda, że Francuzi są prorosyjscy. Zdecydowania większość nie. Tylko część klasy politycznej i naprawdę nieznaczny procent społeczeństwa - dodaje.
Skrajna prawica wyczuwa okazję
Tradycyjnie francuska skrajna prawica od kilkunastu lat uważana jest za prorosyjską. Do niedawna przewodnicząca partii i bez wątpienia jej największa gwiazda Marine Le Pen nawet nie ukrywała podziwu dla Putina. A Ukrainę uważała jako strefę wpływów Rosji.
W ubiegłym roku we francuskim parlamencie powołano nawet komisję śledczą w parlamencie badającą finansowanie polityków z tego kraju przez Rosję. Największymi podejrzanymi są właśnie Le Pen i jej Zjednoczenie Narodowe, a także opisywany wcześniej Melenchon i jego ruch Niepokorna Francja.
Pod koniec ubiegłego roku Le Pen przestała być jednak przewodniczącą, a szefem został jej zaufany człowiek - zaledwie 27-letni Jordan Bardella. I rozpoczął on kampanię mającą na celu zmianę wizerunku partii. - Na początku mówił, że sportowcy z Rosji oraz Białorusi nie mają nic wspólnego z wojną, więc nie należy ich karać - wyjaśnia nasz rozmówca.
- Jednak Zjednoczenie Narodowe ostatnio stara się zmazać swój prorosyjski wizerunek. Ostatnio Bardella pokazywał coraz mocniej wsparcie dla Ukrainy, co budzi trochę zaskoczenie - kończy Kolesnyk.
Francuski analityk twierdzi, że najpewniej rosyjscy i białoruscy sportowcy zostaną dopuszczeni pod neutralną flagą.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Tutaj skakali najlepsi zawodnicy świata. Teraz ten obiekt to ruina