Na początku grudnia 2023 roku Międzynarodowy Komitet Olimpijski podjął decyzję o dopuszczeniu rosyjskich i białoruskich sportowców do igrzysk olimpijskich, które odbędą się w 2024 roku w Paryżu (TUTAJ przeczytasz więcej szczegółów >>). Oczywiście zostały ustalone pewne warunki (m.in. brak możliwości występu pod rosyjską flagą, brak obecności zawodników z tych krajów w konkurencjach zespołowych, zakaz wspierania wojny przez sportowców i ich sztaby), ale mimo wszystko jest to zmiana podejścia, które obowiązywało od lutego 2022 roku.
Od lutego 2022 roku, czyli od wybuchu największej w ostatnim 80-leciu wojny w Europie. To rosyjskie wojska (wspierane przez władze Białorusi) zaatakowały Ukrainę. To rosyjscy żołnierze od prawie dwóch lat - dzień w dzień - atakują miasta pełne cywilów, mordują niewinnych ludzi, gwałcą i rabują.
Marek Bobakowski, WP SportoweFakty: Rosyjscy sportowcy wracają do wielkiej gry. Za kilka miesięcy - w połowie 2024 roku - będą mogli uczestniczyć w igrzyskach olimpijskich. Jak odebrała pani tę decyzję Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego?
Anna Maria Dyner, analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: Z niesmakiem.
Dlaczego?
Od najazdu wojsk rosyjskich na Ukrainę w lutym 2022 roku nie zmieniło się nic. Sytuacja jest dokładnie taka sama. Nie widzę więc powodów, aby rosyjscy sportowcy mieli, jak gdyby nigdy nic, wrócić do olimpijskiej rodziny.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polscy policjanci najlepsi na świecie! Tylko spójrz, jak pięknie grali
Zwolennicy decyzji Thomasa Bacha (szef MKOl-u - przyp. red.) podkreślają, że sport należy oddzielać od polityki.
Ale nie w przypadku Rosji. Specyfika tego kraju jest taka, że potężna grupa sportowców jest powiązana ze służbami mundurowymi: wojskiem czy policją.
Wedle ograniczeń nałożonych przez MKOl, sportowcy powiązani bezpośrednio z wojskiem nie będą mogli przyjechać do Paryża. Nie wierzy pani w skuteczność takiego ograniczenia?
Nie wierzę. Żaden problem, by zawodniczka X, czy zawodnik Y zmienili teraz barwy klubowe, z tych wojskowych, czy policyjnych, na inne. Przecież to można zrobić w każdej chwili. No i nagle stają się ludźmi, którzy nie mają nic wspólnego ze służbami mundurowymi? No, nie. Poza tym cały rosyjski sport jest tak zorganizowany, że zależy od pieniędzy państwowych, jest finansowany przez wielkie firmy, które podlegają Władimirowi Putinowi i jego ludziom. Nie da się - moim zdaniem - tego oddzielić. Nie da się w 100 procentach zdecydować, czy konkretny sportowiec zasługuje na start podczas IO, czy nie.
Bach, ale także Maja Włoszczowska, która zasiada w Komisji Zawodniczej MKOl, twierdzą, że taka decyzja musiała zapaść, bo tego chciała większość sportowców z całego świata. Nie pokazali jednak badań, które zostały przeprowadzone.
Jestem w stanie uwierzyć, że takie badania były przeprowadzone i wyniki rzeczywiście okazały się pozytywne dla rosyjskich sportowców. Musimy pamiętać, że dla nas Europejczyków wojna w Ukrainie jest czymś przerażającym. Jednak już dla ludzi w Afryce czy Ameryce Południowej - to jakiś tam odległy konflikt. Sportowcy z tych kontynentów mogli się opowiedzieć za dopuszczeniem Rosjan do igrzysk.
Czyli tysiące zwłok z Buczy, Irpienia czy Hostomela działają tylko na Europejczyków?
Nasza optyka jest inna. Mamy przekonanie, że Rosjan trzeba izolować. Ale jednocześnie nie mamy aż tak kategorycznych postaw, jak widzimy masowe groby np. w Afryce. I dokładnie działa to tak samo w drugą stronę.
Jak decyzja Bacha została przyjęta w samej Rosji?
Dobrze, choć z wyczuwalną nutą goryczy. Oczywiście propaganda udaje, że te obostrzenia nie są sprawiedliwe i że MKOl nie powinien ich nakładać. Jest to przedstawiane jako zemsta krajów zachodnich. Jednak podskórnie czuje się zadowolenie z powrotu sportowców na arenę międzynarodową.
Czysto teoretycznie: gdyby MKOl zablokował start podczas igrzysk w Paryżu sportowców z kraju, który wywołał największą wojnę w Europie od prawie 80 lat, czy pani zdaniem dałoby to do myślenia przeciętnemu Rosjaninowi? Czy zastanowiłby się chociaż przez moment, że jednak wojna w Ukrainie nie jest akceptowana przez świat?
Myślę, że tak. Do części ludzi na pewno dotarłoby, że nie wszystko jest ok. Oczywiście to nie byłby gamechanger. Nie doszłoby do rewolucji i obalenia Putina. Nie liczmy na taki efekt. Jednak kropla drąży skałę, choć rosyjska propaganda zrobiłaby wiele, żeby wszystko wytłumaczyć i zaprezentować w kategorii zachodniego spisku.
Kilka tygodni temu UEFA podjęła decyzję o powrocie do rywalizacji młodzieżowych reprezentacji Rosji. Po chwili wycofano się z tej decyzji. Czy to jednak nie jest kolejny sygnał, że świat sportu będzie coraz bardziej tolerancyjny dla sportowców zza naszej wschodniej granicy?
Z UEFĄ moim zdaniem sprawa jest dość prosta. Większość krajów europejskich sprzeciwia się nadal powrotowi Rosjan, więc federacja musi się uginać. Zakładam więc, że na razie Rosjanie nie wrócą do europejskiego futbolu.
Zwłaszcza że UEFA chyba nie ponosi za dużych strat finansowych związanych z brakiem Rosjan.
Dokładnie. Owszem, nie ma rosyjskich sponsorów, np. Gazpromu. Ale z kolei, gdyby Gazprom był, to pewnie część innych sponsorów by się wycofała. Dlatego rachunek zysków i strat najprawdopodobniej nie jest na minusie.
Wróćmy na koniec jeszcze do Paryża. Nie obawia się pani, że wcześniej czy później dojdzie do incydentów, że rosyjscy sportowcy czy kibice będą pokazywać flagi, symbole wojenne, hasła antyukraińskie?
Niestety, jest takie zagrożenie. Dlatego MKOl powinien jasno i czytelnie ogłosić, że za każdą taką próbę będzie automatyczna dyskwalifikacja. Bez tłumaczeń, dochodzeń, itp. Po prostu: łamiesz zasady, nie ma dla ciebie miejsca podczas IO. I jeszcze jedno, taki zakaz powinien dotyczyć nie tylko zawodów, ale obowiązywać wszędzie. Również w wiosce olimpijskiej. By tam Rosjanie nagle na balkonach nie wieszali flag z symbolami "Z".
Rozmawiał Marek Bobakowski, WP SportoweFakty
Czytaj także: Bach wytłumaczył decyzję MKOl. To dlatego dopuszczono Rosjan i Białorusinów >>