Z Paryża Tomasz Skrzypczyński WP SportoweFakty
Anna Karolina Schmiedlova rozgrywała w Paryżu turniej życia. W drodze do meczu o brązowy medal igrzysk olimpijskich pokonała m.in. Jasmine Paolini (5. w rankingu WTA) i Barborę Krejcikovą (10.). Wyznawała, że czuje się jakby we śnie i gra najlepszy tenis w karierze.
Jednak najgroźniejszą przeciwniczką w walce o brązowy medal dla Igi Świątek była ona sama.
Nie będzie wielkim ryzykiem napisać, że kluczem do zwycięstwa i zdobycia brązowego medalu igrzysk była odbudowa psychiczna. Wszyscy widzieliśmy, ile kosztowało naszą gwiazdę oswojenie się z porażką z Qinwen Zheng, łzy przed kamerą Eurosportu powiedziały nam więcej, niż tysiąc słów.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Świątek nie chciała rozmawiać z mediami. "Bardzo emocjonalnie podchodzi do porażek"
Trzeba było szybko o tym zapomnieć, jeśli to w ogóle możliwe i skupić się na kolejnym celu.
Bo choć brąz nigdy nie będzie złotem i może będzie miał słodko-gorzki smak, to jednak wciąż medal igrzysk olimpijskich. Dla Polski pierwszy w historii wywalczony w tej dyscyplinie. Świątek została tą pierwszą i na zawsze tą pierwszą pozostanie.
A przecież próbowało wielu, choćby Agnieszka Radwańska, obserwująca spotkanie o brązowy medal na trybunie prasowej. Nie było widać po niej większych emocji. Może była gwiazda tej dyscypliny przeczuwała, jaki będzie finał.
Początek nie był jednak łatwy - tylko w czterech pierwszych gemach spotkania Świątek popełniła 9 niewymuszonych błędów. Widać było wciąż pewne usztywnienie. Jednak piąty gem był decydujący dla losów całego spotkania. Przełamanie Słowaczki dało Polce wyraźny zastrzyk pewności siebie. Od tego momentu jej ręka znów była pewniejsza.
Liczby? Od tego momentu do końca spotkania nasza gwiazda popełniła już tylko sześć niewymuszonych błędów. To mówi wszystko.
Wiary próbowali dodawać jej polscy kibice, których w piątkowe popołudnie było słychać jakby wyraźniej niż wcześniej. Co kilka minut wznoszono okrzyki ku chwale liderki światowego rankingu.
Nie był to wielki mecz, bo taki być nie musiał. Polce do triumfu wystarczyła gra przeciętna, niepozbawiona błędów, ale z dużą miarą solidności.
Wynik 6:2, 6:1 jest więcej niż okazały. Tym bardziej, jeśli tak wygrywa się mecz o medal olimpijski nie będąc jeszcze w pełni sobą.
Brawo Iga Świątek!