Istne szaleństwo. Niebywałe sceny po walce Algierki

WP SportoweFakty / Na zdjęcu: mixed-zona po walce Imane Khelif
WP SportoweFakty / Na zdjęcu: mixed-zona po walce Imane Khelif

Czysty obłęd zapanował po kolejnej walce Imane Khelif na igrzyskach w Paryżu. Wzbudzająca kontrowersje pięściarka wywołała ogromne zainteresowanie mediów, w strefie dla dziennikarzy zapanowało szaleństwo.

Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

- It's insane! - kręcił głową jeden z brytyjskich dziennikarzy. Tak, to było szaleństwo.

Blisko 100 przepychających się dziennikarzy. Tłum. Oby bliżej, oby chociaż złapać wzrokiem. Operatorzy z kamerami na barkach biegający między ludźmi, nie zastanawiający się, że mogą zrobić komuś krzywdę. W tle krzyki i śpiewy algierskich kibiców i dziennikarzy.

One, two, three, viva Algerie!

Czysty obłęd zapanował po walce Imane Khelif w ćwierćfinale turnieju boksu olimpijskiego (kategoria + 66 kg). Pięściarka, o której od kilku dni jest głośno we wszystkich sportowych mediach na świecie z powodu domniemanego wysokiego poziomu testosteronu wzbudziła gigantyczne zainteresowanie dziennikarzy.

Już przed wejściem do Arena Paris Nord widać było dziesiątki algierskich kibiców. Śpiewy, tańce, celebracja. Dla nich Khelif jest narodową bohaterką i symbolem walki z międzynarodowym układem, który robi wszystko żeby ich kraj nie zdobył złotego medalu olimpijskiego.

W środku hali trybuny dla kibiców pełne, kibice z zielono-białymi flagami są na każdym kroku. Pęka w szwach również sektor dla dziennikarzy.

Chętnych przedstawicieli mediów było tak wiele, że musieli siadać na schodach tymczasowo postawionych trybun. Autor materiału również nie miał wyjścia, co jednak przyjął z większym zrozumieniem niż jeden z amerykańskich dziennikarzy. Na tyle nie podoba mu się jego stanowisko, że kłóci się z wolontariuszem.

Nerwy. Atmosfera kipi, jakby zmierzała do wybuchu.

No i wybucha. Spiker wyczytuje jej nazwisko, decybele idą w górę, podłoga jakby zaczęła się trząść. Algierscy kibice niczym na meczu piłkarskim w Algierze - flagi w górę, gardła zdzierane do granic.

Sama walka jest tu najmniej emocjonująca. Anna Luca Hamori z Węgier robi co może, jednak ustępuje warunkami fizycznymi. Wkłada serce i ambicję, ale to nie może wystarczyć. Każdy cios Khelif boli podwójnie rywalkę, cieszy podwójnie Algierczyków. Wynik pojedynku może być jeden - Khelif wygrywa u wszystkich sędziów i awansuje do półfinału.

Radość zawodniczki, która w pewnym momencie klęczy na środku ringu, dziennikarze śledzą już na stojąco. Zmierzają w jednym kierunku - do mixed zony, gdzie marzeniem jest choć słowo komentarza, ale choć spojrzenie też będzie
dobre.

W mixed-zonie panuje wspomniane na wstępie szaleństwo. Ludzie się przepychają, celem jest miejsce przy barierce. - Bez filmów, bez nagrywania! - upominają dziennikarzy pracownicy biura prasowego. Po kilku minutach pojawia się ona. Ale to możemy tylko usłyszeć, tłum jest tak duży, że zasłania wszystko.

Po chwili dla broadcasterów Khelif wyłania się na horyzoncie. Wręcz przebiega, kilku Algierczyków chroni ją lepiej niż amerykański Secret Service Donalda Trumpa. Nikt nie ma prawa się zbliżyć.

Komentarz ws. zarzutów o niezweryfikowaną płeć? Może następnym razem, czyli w następny wtorek. Może się uda. Ale że będzie kolejny odcinek obłędu, wiemy na pewno.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty