"Płakałem jak dziecko". Podpisał z nią "pakt". Teraz mają medal

PAP / Na zdjęciu: trener Tomasz Dylak
PAP / Na zdjęciu: trener Tomasz Dylak

- Gdy wygrała walkę, płakałem jak dziecko. To jak bajka - ledwo mówił trener Polki, która ma pewny brąz na igrzyskach. Gigantyczny wkład w sukces ma Tomasz Dylak. To on stoi za zmianami w naszym pięściarstwie i pierwszym od 1992 r. medalem.

Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Nigdy nawet nie trenował boksu. Jak powiedział w niedzielę dziennikarzom, pierwszą walkę boksu olimpijskiego obejrzał... 13 lat temu. I to właśnie on stoi za pierwszym medalem dla polskiego pięściarstwa od 32 lat.

- Jakby ktoś mi wtedy powiedział, że zdobędę medal olimpijski, to by brzmiało jak bajka. Chciałem udowodnić, że warto robić rzeczy, które są niemożliwe - mówił niezwykle wzruszony Tomasz Dylak, główny trener polskiej kadry olimpijskiej w boksie.

Młody szkoleniowiec przejął stery w polskim boksie olimpijskim kobiet trzy lata temu, po dwóch latach pracy z juniorkami. Pracy niezwykle bogatej w sukcesy - jego zawodniczki zdobyły w tym czasie aż 16 medali mistrzostw świata i Europy.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Ten obrazek z Paryża zapadnie mu w pamięci. "Ikoniczne"

W niedzielę spełnił jednak swoje największe marzenie - Julia Szeremeta wywalczyła co najmniej brązowy medal igrzysk olimpijskich w Paryżu. Awansowała do półfinału, a brak walk o trzecie miejsce w boksie olimpijskim już teraz zrobił z 20-latki medalistkę.

- Dla mnie jest to spełnienie marzeń. Śniłem o tym i głośno mówiłem od przejęcia kadry olimpijskiej. Im byliśmy bliżej, tym większą czułem presję i strach - czy się uda. Dlatego gdy Julia wygrała walkę, płakałem jak dziecko. Marzyłem o tym. Cieszę się ogromnie, nawet nie potrafię opisać słowami, jak tego pragnąłem - mówił dziennikarzom Dylak, z trudem powstrzymując łzy.

Jak przyznaje, ostatnie lata nie były proste. Musiał zaufać zawodniczkom, one musiały zaufać jemu. Kilka godzin przed walką Szeremety i Elżbiety Wójcik, która w kontrowersyjnych okolicznościach przegrała pojedynek ćwierćfinałowy, zamieścił wpis w mediach społecznościowych.

"Zdjęcie przypomina moment, gdy jakieś półtora roku temu "podpisały pakt". Zaufały! Zmieniły się! Poświęciły się! Półtora roku naprawdę ciężkiej pracy, w której były: pot, krew i łzy. To naprawdę nie była łatwa droga" - napisał m.in. szkoleniowiec.

Jak przypominał w rozmowie z "Przeglądem Sportowym", podpisanie "paktu" było kluczowe. Także z Szeremetą, która przyznawała, że zdarzało się jej nie przykładać do niektórych zajęć, w głowie młodej dziewczyny potrafiło też zaszumieć. Ale przerwała to. Z trenerem zdecydowali, że idą razem w jednym celu.

- Julka wierzy, że jest najlepsza na świecie bez kategorii wagowej. Niesamowite, ona ma 20 lat, w kadetkach była przecież numerem 6-7. Wyrasta na gwiazdę i będzie inspiracją dla innych dziewczyn - oceniał trener. Jak to stoi ze słowami szkoleniowca, że tak naprawdę młoda pięściarka jest bardzo nieśmiała?

- To się łączy, jak najbardziej. Julka jest naturalnie nieśmiała, jednak w ringu pokazuje swoją duszę. Tam się otwiera. Nie myśli i nie analizuje, tylko się tym cieszy. Znalazła coś w życiu, w czym może pokazać swoją osobowość i charyzmę - tłumaczył.

Podczas rozmowy z dziennikarzami Dylak wzruszył się jeszcze raz, gdy został zapytany o swój pomysł na pracę z kadrą. Wtedy wyjął telefon i pokazał kolaż zdjęć najważniejszych osób w jego życiu.

- To moja motywacja. Przed walką zawsze oglądam. Mój syn, który urodził się trzy miesiące temu, widziałem go przez siedem dni... Mój tata, który zmarł na raka w lutym. nie doczekał tego spełnienia marzeń, a to dzięki niemu poszedłem w boks. Moja babcia, Papa Stamm, trener Andrzej Gmitruk i cała moja rodzina. Zawsze to sobie oglądam przed walką, żeby wierzyć, żeby mieć w sobie ogień - powiedział.

Zdjęcie z telefonu trenera Tomasza Dylaka
Zdjęcie z telefonu trenera Tomasza Dylaka

W środę wieczorem jego zawodniczka stanie przed szansą awansu do finału olimpijskiego. On jest spokojny o wytrzymanie presji. A to, że pojedynek odbędzie się na ringu ustawionym na korcie Philippe'a Chatriera, czyli w centrum kompleksu tenisowego Roland Garros? Jego zdaniem to tylko lepiej.

- To jej tylko pomoże. Julka uwielbia publiczność, światła, flesze, muzykę. Ja zresztą też dobrze się czuje w takich stresowych momentach, gdy stawka idzie w górę. Nie boimy się tego, cieszymy się. Nie ukrywam, nikogo nie oczerniając, ale media też często odpuszczały ten boks, jakby nie wierzyli w medal. I w nas była taka złość, żeby pokazać naszą wartość - podkreślał.

- To miejsce wyjątkowe, ale zawalczymy jeszcze lepiej niż Iga Świątek. Czy będzie złoto z kortów? Spróbujemy wszyscy, wierzymy że można, choć będzie bardzo ciężko. Ale złoto dla nikomu nieznanej 20-latki byłoby niezwykłą historią - ocenił.

Co jednak najbardziej powinno cieszyć polskich kibiców, sukces Julii Szeremety to dopiero początek. Dylak zapowiada bowiem wielkie wyniki naszych pięściarek już na kolejnych igrzyskach w Los Angeles.

- Przejęliśmy kadrę trzy lata temu, postawiliśmy warunki - albo przejmujemy dziewczyny od samego dołu od młodziczek i robimy system szkolenia, albo nie bierzemy tego w ogóle. Mój plan to praca organiczna od podstaw. Julka jest początkiem lawiny, w Los Angeles będzie więcej medali, tam już będziemy potęgą pięściarską - zapowiada odważnie.

I w jego słowa można uwierzyć. W jego oczach widać pasję, widać poświęcenie i wiarę, ale widać też zdrowy rozsądek i mądrość. Połączenie idealne?

- 32 lata czekaliśmy na medal i w końcu udało się nam to odczarować. Ten medal to początek odbudowy polskiego pięściarstwa - pójdziemy na całość. W naszych głowach jest wielki plan, wierzymy w niego i jesteśmy gotowi na wielkie poświęcenia - zakończył.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty