Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
- Pracowitość, solidność i konsekwencja. Można o niej powiedzieć wszystko co najlepsze - mówi nam o niej jej trener Marek Rożej.
I chyba Natalia Kaczmarek była taka już zawsze. Skupia się na zadaniu, presja jej nie rusza. Pierwszy szkoleniowiec polskiej gwiazdy Tomasz Saska ujawnił, że robiła tym na nim wrażenie już jako juniorka.
- Pamiętam jak w 2015 roku na mistrzostwach świata juniorów młodszych w Cali byłem zestresowany. To była moja pierwsza taka impreza, Natalii też. A ona przyszła do mnie i powiedziała: niech się trener nie przejmuje, ja jestem dobrze przygotowana i wiem co mam robić - wspomina.
ZOBACZ WIDEO: Polska lekkoatletyka spadła poziomem? "Brakuje nam następców"
W piątkowy wieczór patrzyło na nią 80 tysięcy kibiców na Stade de France, setki milionów przed telewizorami. I też nic sobie z tego nie zrobiła. Zdobyła brązowy medal igrzysk olimpijskich w jednej z najbardziej prestiżowych konkurencji, na który Polska czekała od czasów legendarnej Ireny Szewińskiej. Dokładnie 48 lat.
Chciała kończyć, dała sobie szansę
- Był taki moment, każdemu to się chyba zdarza. W życiu sportowca nie zawsze jest kolorowo, przez rok-dwa nie robiłam progresu, nie zadowalał mnie mój ówczesny poziom. Wtedy faktycznie chciałam kończyć, ale dałam sobie rok. No i jakoś wyszło - mówiła nam przed rokiem w Budapeszcie, gdy po raz pierwszy weszła do światowej czołówki 400 metrów, zdobywając srebrny medal mistrzostw świata na otwartym stadionie.
To było w 2019 roku. Kaczmarek zdobyła dwa złote medale młodzieżowych mistrzostw Europy w Gavle, jednak później nie otrzymała powołania na mistrzostwa świata w Dosze. I przyszła chwila załamania.
- Myślę, że nie do końca było to na poważnie, bo tak naprawdę rok 2019 był dla niej bardzo udany. Sam brak powołania na mistrzostwa świata nie mógł aż tak jej zniechęcić - odpowiadał nam Rożej, nie do końca wierząc w słowa swojej zawodniczki. Na szczęście dała sobie jeszcze jedną szansę.
Pracują razem od siedmiu lat. Który rok był przełomowy? Słowa szkoleniowca mogą zaskoczyć. Jego zdaniem bardzo ważny był ten pandemiczny, w którym zdecydowano się na przełożenie igrzysk olimpijskich w Tokio. I 2020 rok poświęcono na szukanie nowych bodźców. Skuteczne.
- Przełożenie igrzysk było nam trochę na rękę, bo Natalia nie zdołała poprawić rekordu życiowego. Postanowiliśmy wykorzystać dany nam czas na lekką zmianę treningu, poszukanie nowych bodźców. I chyba przyniosło to skutek - mówił WP SportoweFakty.
"Zdarzają się twarde dyskusje"
Już na igrzyskach w Tokio była arcyważną częścią sztafety kobiet i miksta, zdobyła dwa olimpijskie medale, odpowiednio srebro i złoto. Zapracowała też wtedy na szczególne wyróżnienie od trenera kadry Aleksandra Matusińskiego.
- Dzięki jej szybkości na pierwszej zmianie, zapewniliśmy sobie komfort w przekazywaniu pałeczki na kolejnych, to nam ustawiło cały bieg. Dzięki jej poświęceniu każda następna dziewczyna miała łatwiej - mówił po finale sztafety kobiet.
W kolejnych latach przyszły wreszcie medale indywidualne - wspomniane srebro MŚ w Budapeszcie, a jeszcze rok wcześniej srebro mistrzostw Europy. Gdy poprawiała swoje rekordy życiowe, koleżanki z kadry wręcz łapały się za głowy. - Mam ciarki, gdy o tym myślę - przekonywała nas Anna Kiełbasińska, gdy Kaczmarek po raz pierwszy zbliżyła się do granicy 51 sekund.
Dziś, gdy 26-latka zadomowiła się na poziomie poniżej 50 sekund, brzmi to oczywiście zupełnie inaczej. Jednak jeszcze trzy lata temu taki progres wydawał się jednak dość abstrakcyjny. Nie dla niej, nie dla Rożeja, który przekonywał, że mądre prowadzenie i stopniowe zwiększanie obciążeń przyniesie skutek. I to on musiał stopować sprinterkę, którą zżerała ambicja.
A także ciekawość. Szkoleniowiec nigdy nie ukrywał, że ich współpraca układa się znakomicie, choć zawodniczka często zadręcza go pytaniami dot. treningów.
- Zdarzają się i twarde, twórcze dyskusje. Natalia ma bardzo mocny charakter, jest zawzięta, pracowita i świadoma tego, co robi. Często pyta: panie trenerze, a dlaczego tak, dlaczego nie, czemu tak dużo. Ale to tylko dobrze o niej świadczy. Tym bardziej, że do samej realizacji treningu nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń. Zawsze realizuje to, co sobie zakładamy. Jest na tyle świadoma, że lubi wiedzieć co robimy. Wszystkie treningi, które dla niej wydają się kontrowersyjne, mamy przedyskutowane. Zazwyczaj jednak ostateczna jest moja wersja - uśmiechał się.
Inna, choć ta sama Natalia Kaczmarek
To on, gdy Polka zdobyła srebrny medal w Budapeszcie zapowiadał dziennikarzom, że to wcale nie koniec. Że najwyższą formę Natalii Kaczmarek zobaczymy w roku olimpijskim. Ale jej wyczyn z mistrzostw Europy, gdy w finale zdobyła złoto i pobiła 48-letni rekord Polski Ireny Szewińskiej rezultatem 48,98 s., zachwycił.
Zresztą, na kilkanaście dni przed igrzyskami jeszcze go poprawiła na Diamentowej Lidze w Londynie (48,90 s).
Tak, w Rzymie zaskoczyła nawet mnie. Cieszę się, że potwierdzają się te słowa sprzed roku. Najważniejsze, że mam kontrolę nad tym co robimy i widać, że forma w tym roku jest wyższa niż w ubiegłym sezonie - podkreślił.
W decydujących dniach nie zabrakło problemów - po wygranym półfinale w Paryżu ujawniła, że ma pewne problemy żołądkowe. Jeszcze dwa lata temu na MŚ w Eugene podobny kłopot kosztował ją awans do finału. Ale dziś to już inna lekkoatletka, znajdująca się na innym poziomie.
Pozostała jednak wciąż tą samą Natalią Kaczmarek.