Sylwia Szczerbińska i Dorota Borowska bardzo dobrze spisały się w finale 500 m kobiet w C-2 na IO Paryż 2024. Polki zajęły piąte miejsce. Do brązowego medalu zabrakło im półtorej sekundy (więcej TUTAJ).
Biorąc jednak pod uwagę zamieszanie z pozytywnym testem dopingowym Borowskiej (więcej TUTAJ) i niepewność do samego końca, co do ewentualnej zgody na start olimpijski dla polskiej dwójki (Borowska złożyła odwołanie i walczyła o uniewinnienie), był to świetny wynik. Cała sytuacja kosztowała jednak nasze reprezentantki sporo nerwów.
- Gdy znowu sama zeszłam na jeden z treningów przed igrzyskami, to się rozpłakałam. Nie wiedziałam, co ja tutaj robię i czemu jestem sama. "Sama? Przecież ja mam płynąć dwójkę!" - myślałam i łzy same napłynęły mi do oczu. Zastanawiałam się, co ja w ogóle w tym Paryżu robię - przyznała Szczerbińska w rozmowie z Interią.
26-letnia kajakarka dodała, że oczekiwanie na ostateczną decyzję ws. Borowskiej - ta nadeszła dopiero dzień przed ich pierwszym wyścigiem na IO - był okropnym czasem.
- To było okropne. Te ostatnie dwa tygodnie to była masakra. Przychodziłam na trening i nie wiedziałam, czy wysiłek w ogóle ma sens. Ciężko było dawać z siebie wszystko, ale walczyłam - podkreśliła dwukrotna wicemistrzyni świata (w C-2 200 m w 2018 r. i C-4 500 m w 2022 r.).
Zobacz:
Ależ bomba. Sensacyjny zwrot akcji ws. Polki
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Minorowe nastroje w polskich obozach. "Lekcja pokory, nie jest dobrze"