Cztery lata temu w Pjongczangu Stefan Hula mógł sprawić jedną z największych sensacji ostatnich lat. Po pierwszej serii konkursu na normalnej skoczni znajdował się bowiem na prowadzeniu. W ostatecznym rozrachunku zajął jednak piąte miejsce, tuż za Kamilem Stochem.
- To była niespotykana szansa, by wyjechać stamtąd z medalem indywidualnym. To, że w drużynie sięgnęliśmy po brąz, gdzieś tę zadrę zakopało. (...) Przykro mi jest, że to się tak wówczas potoczyło, ale taki jest sport - powiedział w rozmowie z Eurosportem.
Stefan Hula debiut na igrzyskach zaliczył w 2006 roku, a zmagania w Pekinie będą już czwartymi w jego karierze. W tym czasie przydarzyło mu się wiele interesujących sytuacji, a najbardziej w pamięci utkwiła mu ta z Vancouver z 2010 r.
ZOBACZ WIDEO: Była partnerka Milika przeszła metamorfozę. Trudno oderwać wzrok!
Dzielił wówczas pokój ze znajdującym się w fantastycznej formie Adamem Małyszem. "Orzeł z Wisły" miał walczyć w Kanadzie o najwyższe cele.
- W nocy zadzwoniło do mnie biuro obsługi klienta. Zapomniałem wyłączyć dzwonek w telefonie i Adam się przebudził. Ale ostatecznie dobrze poskakał (zdobył dwa srebrne medale - dop. MK) - wspominał Hula.
Niespełna 36-letni zawodnik do Pekinu przyleciał z dobrym nastawieniem. Zapewnił, że w ostatnim czasie zaczął iść w odpowiednią stronę z formą. - Taki jest sport. Mogą się różne cuda tutaj wydarzyć - zakończył.
Czytaj także:
- Zamieszanie z olimpijką po trzech negatywnych wynikach testu. Interweniuje MKOL
- Jest skład na igrzyska paraolimpijskie. Ośmiu sportowców wystąpi w Pekinie