W tym artykule dowiesz się o:
Trzy tygodnie przed swoim startem na igrzyskach olimpijskich w Pekinie chodziła jeszcze o kulach. Sofia Goggia 23 stycznia doznała poważnej kontuzji. Jechała po kolejne zwycięstwo przed własną publicznością w Cortina D'Ampezzo, jednak straciła równowagę i zaliczyła fatalnie wyglądający upadek. Zjechała wprawdzie później do mety, ale diagnoza była zatrważająca. Skręcenie lewego stawu kolanowego, częściowy uraz więzadła krzyżowego, małe złamanie kości strzałkowej oraz uraz ścięgna mięśniowego.
W normalnych okolicznościach nie byłoby szans na start po kilku tygodniach. Włoszka powinna poddać się operacji, jednak uparła się, że chce przystąpić do rywalizacji w Pekinie. Skupiła się na jednej konkurencji, na zjeździe, w którym w danym momencie królowa i broniła olimpijskiego złota z Pjongczangu.
Tytułu mistrzowskiego obronić się nie udało. Po swoim zjeździe z wielką radością przyjęła informację, że wynik 1:32.03 daje jej prowadzenie. Długo się nim jednak nie nacieszyła, bo Corrine Suter pojechała o 0,16 sekundy szybciej od Włoszki i to Szwajcarka zdobyła premierowe złoto olimpijskie w karierze.
Goggia zdobyła srebro, co po 23 dniach od tak poważnej kontuzji i tak było wielkim sukcesem. Zaryzykowała, odpuściła operację i inne starty na igrzyskach, aby powalczyć tylko w zjeździe. Złota nie ma, ale wraca do domu z kolejnym olimpijskim medalem. Na pewno jest jedną z tych, których nazywamy zwycięzcami tych igrzysk.
Początkowo reprezentowała USA, ale w 2019 roku zdecydowała się rywalizować pod flagą Chin, czyli kraju pochodzenia swojej matki. Tym samym stała się ulubienicą kibiców, bo przecież w stolicy tego kraju odbyły się igrzyska olimpijskie. I jednocześnie była jedną z gwiazd tej sportowej imprezy.
Eileen Gu jest jedną z nielicznych zawodniczek ze ścisłej czołówki, która rywalizowała w trzech konkurencjach narciarstwa dowolnego. Kibice mogli ją podziwiać zarówno w halfpipie, slopestyle'u oraz big airze. 18-latka zaliczyła znakomity debiut na najważniejszej imprezie czterolecia.
Jeszcze dwa lata temu startowała na igrzyskach olimpijskich młodzieży (YOG). W Lozannie triumfowała wtedy w halfpipie oraz big airze, a do tego była druga w slopestyle'u. I nie spodziewała się, że dwa lata później stanie na najwyższym stopniu podium olimpijskich zawodów. W Pekinie dosłownie powtórzyla wyniki z YOG. Zdobyła dwa złota - także w halfpipie oraz big airze oraz srebro w slopestyle'u.
ZOBACZ WIDEO: Sporty zimowe nie są domeną Polaków? "Często nie mamy warunków, żeby trenować"
Tym samym Chinka w wieku niespełna 19 lat ma już medale igrzysk olimpijskich oraz mistrzostw świata, i to po dwa złote z każdej z tych imprez. Po zawodach w Pekinie zdecydowanie zasłużyła na wyróżnienie.
Szwedzki łyżwiarz debiutował na igrzysk olimpijskich w Pjongczangu, gdzie na 5000 metrów zajął 14. miejsce. Cztery lata później Nils van der Poel zapisał się złotymi zgłoskami na kartach olimpijskiej historii. I to dwukrotnie.
Nils van der Poel w grudniu 2021 roku zdobył tytuł mistrza świata, zarówno na 5000 metrów, jak i na 10 000 metrów. Tym samym do stolicy Chin udał się jako główny faworyt do złota. Szwed udźwignął presję i w Pekinie był najszybszy na obu dystansach. I to w jaki sposób!
Rywalizacja na 5000 metrów była bardzo emocjonująca. Długo prowadził Patrick Roest, który jechał w piątej parze. Holender z czasem 6:09.31 przyglądał się kolejnym zawodnikom. Nils van der Poel startował w dziesiątym duecie i jechał cały czas na granicy prowadzenia, a na mecie był o niespełna pół sekundy szybszy od rywala i ustanowił nowy rekord olimpijski.
Na długim dystansie Szwed jechał w przedostatniej parze i z każdym okrążeniem powiększał przewagę nad rywalami, a jednocześnie doganiał linię, która wirtualnie wyznaczała rekord świata. Ostatecznie van der Poel zwyciężył z przewagą blisko 14 sekund. Dodatkowo ustanowił rekord świata na 10 000 metrów, który obecnie wynosi 12:30.74 i jest o ponad dwie sekundy lepszy od poprzedniego wyniku.
Reprezentacja Słowacji w hokeju na lodzie
Igrzyska olimpijskie w Pekinie to był ósmy z rzędu start Słowacji w męskim turnieju hokeja na lodzie. Wcześniej ten kraj występował jako Czechosławacja, ale po rozdzieleniu najbliżej medalu byli w Vancouver, kiedy przegrali z Finlandią mecz o brąz. W stolicy Chin ostatniego pojedynku na turnieju już nie przegrali.
Słowacy przegrali w grupie ze Szwecją i Finlandią. W fazie play-off jednak najpierw pokonali Niemców, a później byli lepsi od Amerykanów. I choć USA grało bez zawodników z NHL, to zwycięstwo Słowaków i tak było uznane za niespodziankę i spory sukces. Ale oni nie chcieli na tym poprzestać. W półfinale z Finlandią długo dzielnie walczyli, ale ostatecznie musieli ponownie uznać wyższość tego rywala.
W meczu o brąz kolejny raz stanęli na przeciwko Szwedów. W fazie grupowej rywale wygrali 4:1, ale tym razem Słowacy byli dużo bardziej skuteczni. Nasi południowi sąsiedzi zwyciężyli 4:0 i cieszyli się z pierwszego w historii medalu w hokeju. Do tego MVP turnieju został wybrany zaledwie 17-letni Juraj Slafkovsky, który dla Słowaków zdobył aż 7 bramek w olimpijskich zmaganiach. A brąz z Pekinu to jednocześnie pierwszy medal z dużej imprezy od 10 lat, kiedy w 2012 Słowacy zostali wicemistrzami świata.
Norweżka na igrzyskach olimpijskich w Pekinie wywalczyła trzy złote medale. Wcześniej Therese Johaug złoto miała tylko w sztafecie 4x5 kilometrów w Vancouver. Co ciekawe, w stolicy Chin była to jedyna konkurencja, w której Norweżki były poza podium, zajmując piąte miejsce.
Therese Johaug od wielu lat dominuje na narciarskich trasach biegowych, jednak długo nie mogła zdobyć złota w konkurencjach indywidualnych. W końcu jej się to udało w Pekinie. W biegu łączonym nie dała szans rywalkom, dobiegając do mety z ponad pół minutową przewagą i w ten sposób wywalczyła pierwszy złoty krążek indywidualnie.
Pięć dni później Norweżka cieszyła się już z drugiego mistrzowskiego tytułu, choć lepsza była o zaledwie 0,4 sekundy od Kerttu Niskanen w biegu na 10 kilometrów. Igrzyska olimpijskie w Pekinie zamknęła pewnym triumfem na najdłuższym dystansie, wygrywając o ponad półtorej minuty nad Jessie Diggins w biegu na 30 kilometrów. Tym samym Johaug w Chinach ustrzeliła hat-tricka, zdecydowanie poprawiając swoje indywidualne statystyki.
Austriak w zeszłym sezonie blisko był zakończenia kariery lub chociażby zawieszenia jej. Jeszcze pod koniec ubiegłego roku Johannes Strolz był członkiem kadry B i nie było wiadomo, czy na igrzyska olimpijskie do Pekinu w ogóle poleci. Poleciał. I niewątpliwie stał się jedną z gwiazd tej olimpijskiej edycji.
Strolz po zjeździe w kombinacji alpejskiej był tuż za podium. Tracił niewiele, dokładnie 0,33 sekundy do trzeciego zawodnika. Nikt jednak nie przypuszczał, że Austriak będzie na tyle szybki, aby po slalomie cieszyć się z olimpijskiego złota. A tak się stało.
Kilka dni później prowadził po pierwszym przejeździe w slalomie. Wydawało się, że otwiera się przed nim wielka szansa na drugie złoto. Szczególnie, że najgroźniejsi rywale popełniali błędy na trasie. Fenomenalnie pojechał jednak Clement Noel i to Francuz zgarnął złoto, a Austriak musiał się zadowolić srebrem.
To jednak nie był koniec olimpijskiej przygody Strolza w Pekinie. Reprezentacja Austrii była najskuteczniejsza w rywalizacji drużyn mieszanych w slalomie równoległym. W składzie nie zabrakło Strolza, który z igrzysk w Chinach wrócił do domu z dwoma złotymi krążkami i jednym srebrnym. A jeszcze kilka miesięcy przed najważniejszą imprezą czterolecia nie był nawet w głównej kadrze.
Podobnie jak Johaug, Holenderka na igrzyskach olimpijskich w Pekinie także zdobyła trzy złote krążki. Ale do tego dołożyła dodatkowo brąz. W dotychczasowej karierze miała tylko trzecie miejsce w wyścigu masowym w Pjongczangu.
Indywidualnie to były dla Irene Schouten fenomenalne igrzyska. Holenderka zwyciężyła we wszystkich trzech konkurencjach, dokładając przy tym dwa rekordy olimpijskie. Oprócz złota w mass starcie, w którym jest mistrzynią świata i Europy, jej rezultaty były najlepsze na 3000 metrów oraz 5000 metrów. W tym pierwszym wyścigu wygrała o ponad sekundę, w drugim zaś była lepsza od kolejnej zawodniczki o blisko pięć sekund.
Schouten była też częścią reprezentacji Holandii w wyścigu drużynowym. W tym przypadku złota jednak nie było. "Pomarańczowe" przegrały półfinał z Kanadyjkami o 0,98 sekundy, ale zakończyły rywalizację z medalem, wygrywając o blisko dwie sekundy z Rosjankami w walce o brąz.
Trzeba przyznać, że trzy indywidualne złota Irene Schouten mogą robić wrażenie, szczególnie że wcześniej nie miała żadnego złotego krążka z imprezy olimpijskiej.
Co ciekawe, Quentin Fillon Maillet od wielu lat jest w czołówce na ważnych imprezach, ale na igrzyskach mu nie szło. Startował tylko w Pjongczangu, ale wtedy jego najwyższa pozycja, to było 29. miejsce. Teraz, ze stolicy Chin, do domu wraca z pięcioma krążkami olimpijskimi. Zdecydowany progres, a przecież mógł mieć nawet sześć medali.
Francuz zaczął znakomicie indywidualne starty, od złotego medalu w rywalizacji na 20 kilometrów. Parę dni później rozdzielił braci Boe i był drugi w sprincie. Wyścig pościgowy wyszedł Fillon Mailletowi perfekcyjnie. Nie pomylił się na strzelnicy ani razu, mylili się za to najgroźniejsi rywale. Francuz zwyciężył, dokładając drugie złoto do swojej kolekcji.
Do indywidualnych zdobyczy dołożył także medale w rywalizacji drużynowej. Igrzyska zaczął od srebra w mikście, kiedy to Francja przegrała tylko z Norwegią. Tak samo było w przypadku sztafety mężczyzn i tu także Francuzi musieli zadowolić się srebrem.
Jedyna kobieta z pięcioma olimpijskimi medalami w Pekinie. Przed przyjazdem do Chin zapowiadała, że jej ambicją i marzeniem jest wywalczenie tego najcenniejszego. I to się jej udało. Po trzykroć.
Norweżka rozpoczęła od trzeciego miejsca w wyścigu indywidualnym na 15 kilometrów. Gdyby jednak na ostatnim strzelaniu była bezbłędna, to pewnie już wtedy miała by złoto. To jednak nastąpiło kilka dni później, w sprincie. Po bardzo dobrym wyniku sprintu, Marte Olsbu Roeiseland do wyścigu pościgowego startowała z ponad 30 sekundową przewagą. Na trasie jednak nie miała zamiaru tylko jej bronić, ale jeszcze powiększała różnicę i na mecie cieszyła się z drugiego złota, a na kolejną zawodniczkę musiała poczekać półtorej minuty.
W ostatnim swoim występie w Pekinie, w wyścigu ze startu wspólnego Norweżka pudłowała na równi z rywalkami. Przegrała jednak w biegu, ale ostatecznie i tak wystarczyło to na brąz. Drugi brąz na tegorocznej imprezie czterolecia.
Do czterech indywidualnych krążków dołożyła jeszcze jeden. W drużynie mieszanej Norwegia była najlepsza, a w składzie nie mogło zabraknąć Marte Olsbu Roeiseland. W sztafecie z koleżankami było nieco słabiej i tutaj nie udało się zmieścić w czołowej trójce. Norweżki do mety dobiegły na czwartej pozycji. Mimo tego wyniku, Marte Olsbu Roeiseland i tak wraca do domu z szerokim uśmiechem i pięcioma krążkami na szyi.
Zawodnik kompletny. Najlepszy na długich dystansach, a do tego skuteczny w sprincie. Nie ma jednak kompletu złotych medali, ale ma komplet krążków z konkurencji, w których wystartował. Tym samym ustrzelił 5/5 - niczym wytrawny biathlonista, choć to rosyjski biegacz.
Aleksander Bolszunow najlepszy był już w inauguracyjnym starcie. Bieg łączony na 30 kilometrów padł jego łupem, z przewagą ponad minuty nad kolejnym zawodnikiem. Odpuścił sobie start indywidualny w sprincie, aby kilka dni później cieszyć się z drugiego medalu. Tym razem jednak musiał uznać wyższość rywala, na 15 kilometrów klasykiem najlepszy był Iivo Niskanen, ale Bolszunow uzyskał drugi czas.
Rosjanin czasu na odpoczynek nie miał zbyt dużo, bo już dwa dni później był ważnym ogniwem sztafety 4x10 kilometrów. Tę konkurencję reprezentanci Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego zdominowali, zwyciężając o ponad minutę przed Norwegami. A chwilę później Aleksander Bolszunow razem z Aleksandrem Terentiewem walczył w sprinterskiej drużynówce. I tu także Rosjanie znaleźli się na podium, tym razem jednak na jego najniższym stopniu. Igrzyska zakończył złotem w "królewskim wyścigu", który został skrócony o 20 kilometrów ze względu na złe warunki pogodowe. Tym samym trzecie złoto Bolszunowa stało się faktem.
Z Pjongczangu Rosjanin przywiózł cztery medale, ale żadnego złotego. Teraz, nie dość, że dołożył o jeden krążek więcej, to aż trzy z nich są złote. Skuteczność Bolszunowa jest niesamowita, bo każdy jego start kończy się medalem na olimpijskiej arenie. A on przecież ma dopiero 25 lat.
Wytrawnym biathlonistą był natomiast Johannes Boe, choć Norweg nie zdobył medalu we wszystkich konkurencjach, w których startował. Mimo wszystko, na szyi zawiesił pięć medali, z czego aż cztery były z najcenniejszego kruszcu. Zwycięzca klasyfikacji multimedalistów igrzysk olimpijskich w Pekinie.
Johannes Boe rozpoczął jednak indywidualną rywalizację od trzeciego miejsca w biegu na 20 kilometrów. Bezbłędny na strzelnicy nie był, ale przegrał także biegowo. Mimo wszystko, na podium wystarczyło. Znacznie lepiej było już w sprincie, który zwyciężył z dużą przewagą. Później był ten pechowy wyścig pościgowy. Niepowodzenie szybko odbił sobie złotem w sztafecie wraz z kolegami.
Wcześniej, na samym początku igrzysk w Pekinie sztafeta z Norwegii była najszybsza w rywalizacji mieszanej. Wtedy Johannes Boe do samej mety musiał walczyć z rywalami o złoto, ale wydarł im ten najcenniejszy medal. Swoją kolekcję wzbogacił jeszcze o złoto w wyścigu ze startu wspólnego. Start masowy odbywał się w trudnych warunkach, Norweg zaliczył w sumie aż cztery pudła. To jednak nie przeszkodziło mu w zdobyciu kolejnego złota. Dobiegł do mety z przewagą ponad 40 sekund nad rywalami.
W przeszłości zdobył w sumie trzy medale igrzysk, w tym jeden złoty. Z Pekinu wrócił z pięcioma krążkami, z czego aż cztery były złote. Zdominował klasyfikację multimedalistów. To też zasługa reprezentacji Norwegii, która bardzo dobrze spisywała się w biathlonie. A przecież Johannes Boe mógł, a nawet powinien, mieć sześć medali.