O napływie chińskich tenisistów stołowych do Europy w rozmowie z Gazetą Wyborczą mówi Lucjan Błaszczyk. - W wielu przypadkach hamuje rozwój młodych. W męskim tenisie jeszcze nie ma tragedii, bo poziom jest wysoki. Nie wystarczy byle Chińczyk, żeby z nami wygrywał. Muszą przyjeżdżać goście z kadry Chin, a nie za bardzo chcą, bo im jest lepiej u siebie. U kobiet sytuacja jest bardziej dramatyczna. Poziom jest niższy i każda Chinka, która trochę odbija w swojej prowincji, po przyjeździe do Europy jest gwiazdą - zauważa tenisista.
- Prawie każda europejska reprezentacja kobiet ma dziś dwie Chinki. Siła drużyny zależy więc nie od poziomu szkolenia, treningu, ale od tego, jakie masz Chinki. Ostatnio Rosjanki i Węgierki spadły w rankingach, bo inne reprezentacje wzmocniły się nowymi Chinkami. Trudno mieć pretensje do samych Chińczyków. Przyjeżdżają, żeby zarobić, ale Europa przespała moment, by zadbać o siebie. Międzynarodowa federacja wprowadziła teraz przepis, że Chińczycy muszą mieszkać sześć lat w danym kraju, zanim zmienią obywatelstwo. Ale to zatrzyma tylko nową falę - powiedział Błaszczyk w rozmowie z Gazetą Wyborczą.