Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Tuż po pana wyborze dość mocno zaatakowano pana w amerykańskiej prasie, gdzie wytknięto brak zapowiadanych reform, a pana reelekcję uznano za kolejny krok poważający wiarygodność WADA, czyli światowej agencji antydopingowej. Co pan na to?
Witold Bańka, szef WADA: Nie jestem szczególnie zaskoczony, że takie słowa padły akurat w USA. Przedstawiciele amerykańskiej agencji antydopingowej faktycznie próbowali podważyć moje przywództwo w WADA i podjęli się próby zmiany lidera. Dodatkowo amerykańska administracja wstrzymała swoją składkę na rzecz WADA, a w konsekwencji straciła miejsce w komitecie wykonawczym naszej instytucji.
Wielokrotnie dość otwarcie atakował pan Amerykanów za ich działania. Dlaczego?
Cały czas zamierzam odważnie mówić o niedociągnięciach amerykańskiego systemu dopingowego, za które odpowiada USADA (Amerykańska Agencja Antydopingowa - dop. aut.). Wielkie zachodnie państwa mają czasem tendencję do pouczania innych, a gdy przyjrzymy się ich działaniom we własnych krajach, okazuje się, że to one same nierzadko borykają się z poważnymi problemami.
Tego konfliktu nie da się wygasić?
Jestem przekonany, że amerykańska agencja antydopingowa będzie potrzebowała jeszcze wsparcia WADA, choćby przy okazji igrzysk w Los Angeles. Na razie jednak amerykańska agencja antydopingowa musi się zająć swoim podwórkiem. Szef USADA Travis Tygart zeznając w Kongresie wprost nazwał system antydopingowy w amerykańskim sporcie akademickim "totalnym żartem” i wspominał o "wakacjach dopingowych” uczestników akademickiej ligi NCAA. Obecnie około 90 procent amerykańskich sportowców nie podlega światowemu kodeksowi antydopingowemu. Dlatego będzie lepiej, jeśli USADA zajmie się teraz sobą, a nie będzie pouczać innych. Co do wyborów ostatecznie głosowało na mnie 36 z 38 obecnych członków zarządu WADA, dwóch innych się wstrzymało. To pokazuje, że mam szerokie poparcie, a przypominam, że w zarządzie Światowej Agencji Antydopingowej zasiadają przedstawiciele ruchu olimpijskiego i przedstawiciele rządów ze wszystkich kontynentów.
Czy jest szansa, że RUSADA (Rosyjska Agencja Antydopingowa) odzyska status wiarygodnej instytucji i będzie uznawana przez resztę świata?
Zakładam, że niedługo zajdzie konieczność przeprowadzenia dokładnego audytu w rosyjskiej agencji antydopingowej w Moskwie, a od jego wyniku będzie zależeć to czy wrócą w pełni do systemu.
Był pan jednym z głównych kandydatów PiS na kandydata na prezydenta Polski. Czy często słyszy pan od ludzi, że gdyby podjął pan inną decyzję, to w poniedziałek miałby pan ogromne szanse zostać kolejnym prezydentem naszego kraju?
Słyszałem różne komentarze. Zachowam je dla siebie, bo nie chcę, aby angażowano mnie, bądź WADA w polską kampanię wyborczą. Nie żałuję niczego, a dziś jest wielki dzień dla mnie, bo mam szansę być najdłużej urzędującym szefem WADA w całej historii agencji. Podchodzę do tego zadania poważnie. Swoją misję kończę w styczniu 2029 roku, a co będzie potem, tego jeszcze nie wiem.
Czyli nie wyklucza pan startu w kolejnych wyborach prezydenckich?
Czy w przyszłości będę działał w obszarze międzynarodowym, czy krajowym - tego na razie nie jestem w stanie przesądzić. To niemal cztery lata, a w tym czasie wiele może się wydarzyć. Obecnie skupiam się na swoich zadaniach.
Czy to prawda, że pana wybór na szefa WADA w 2019 roku największe zaskoczenie wzbudził we władzach PiS? Prezes Jarosław Kaczyński faktycznie nie wierzył, jak pan tego dokonał?
Wiele osób było zdziwionych i zaskoczonych - ja na samym początku też. Gdy obejmowałem ministerstwo sportu miałem 31 lat, a już cztery lata później zostałem wybrany na szefa WADA. Po wygraniu wyborów na etapie europejskim, zostałem kandydatem Rady Europy i Unii Europejskiej. Kiedy zdecydowałem się kandydować, potraktowałem to trochę jako wyzwanie sportowe. Wymyśliliśmy to w moim gabinecie i postanowiliśmy działać. Być może nie do końca wierzyłem w zwycięstwo, ale chciałem powalczyć.
Był pan kandydatem Rady Europy i Unii Europejskiej na szefa WADA w czasie, gdy nasz rząd miał bardzo ostry spór z Unią Europejską. Jak to możliwe?
Udało mi przejść obok tych kontrowersji, bo międzynarodowe środowisko doceniło to, co zrobiliśmy dla antydopingu w Polsce. Powstała POLADA, która dziś jest jedną z najlepiej funkcjonujących agencji na świecie, wzmocniliśmy również laboratorium antydopingowe.
Gdy jednak startował pan na stanowisko szefa WADA był pan praktycznie sam. Nie stała za panem cała machina państwowa.
Otrzymałem wsparcie MSZ, a nawet prezydenta Dudy, ale inicjatywa kandydowania i pierwsze kroki w tym kierunku były efektem zaangażowania moich najbliższych współpracowników. Natomiast co do obecności Polaków na arenie międzynarodowej, to niestety mam dość smutną refleksję, że jako Polacy mamy niepotrzebne kompleksy i brakuje nam odwagi. To irracjonalne, bo jesteśmy utalentowanym i pracowitym narodem. Efekt jest jednak taki, że w dyplomatycznej, geopolitycznej orkiestrze nie odgrywamy praktycznie żadnej roli i to jest coś, co musi się zmienić. Być może mój przykład powinien być inspiracją dla wielu utalentowanych rodaków, że warto walczyć o pozycje w instytucjach międzynarodowych.
Jest coś, z czego w dotychczasowych sześciu latach swojej pracy jako szefa WADA jest pan szczególnie dumny?
Cieszę się, że do współpracy z agencjami antydopingowymi udało się zaangażować służby specjalne. W Europie przeprowadzono już ponad sto operacji wymierzonych w producentów nielegalnych substancji dopingujących. Służby, dzięki naszym informacjom, w ciągu dwóch lat, zamknęły 25 nielegalnych laboratoriów, przejęły 25 ton substancji, czyli ponad 500 mln dawek sterydów. Teraz będziemy wdrażali ten program na innych kontynentach.
Przed panem trzecia ostatnia kadencja w WADA. Czy ma pan pokusę, by podjąć kilka odważniejszych decyzji, których do tej pory nieco się pan obawiał?
Coś w tym jest, ale pewno wszystkich kart teraz nie odsłonię. Już podczas oficjalnej przemowy tuż po wyborze na trzecią kadencję powiedziałem wprost, że nie jestem zadowolony z niektórych decyzji paneli dyscyplinarnych na świecie. Od teraz naszych apelacji do Trybunału Arbitrażowego w Lozannie będzie jeszcze więcej. Będziemy mieli zero litości dla decyzji, które nie do końca zostały podjęte zgodnie z kodeksem antydopingowym i procedurami.
Czy to oznacza jeszcze wyższe kary dla dopingowiczów?
Bardziej chodzi mi o to, aby światowy kodeks antydopingowy był przestrzegany na całym świecie. Niekoniecznie chodzi o jak najwyższe kary, ale właściwe stosowanie reguł i standardów.
Coś jeszcze?
Na pewno zostanie zwiększona liczba audytów, co może się nie spodobać w niektórych krajach. Musimy dokładnie monitorować działalność wszystkich agencji antydopingowych na całym świecie. Wyniki tych audytów będą publikowane i dostępne dla mediów. Chodzi o to, by zmusić wszystkie agencje narodowe do jeszcze lepszej pracy. Ogłosiłem, to tuż po swoim wyborze i ten pomysł spotkał się z aprobatą. Oczywiście może się to nie spotkać z zadowoleniem, w niektórych agencjach antydopingowych, ale działamy jednak po to, aby wzmocnić system.
Ostatnio pojawił się spory problem w Niemczech, bo tamtejsza agencja antydopingowa stwierdziła, że - zgodnie z prawem - nie może publikować nazwisk zawodników zawieszonych za doping. To z kolei jest niezgodne ze światowym kodeksem antydopingowym. Czy możliwe, że ten spór może doprowadzić do zawieszenia niemieckich sportowców?
Cały czas jesteśmy przed decyzją Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który ma orzec, czy zgodnie z prawem europejskim można publikować dane dopingowiczów. Zgodnie z naszym, kodeksem powinno się to robić. To na pewno słabość niemieckiego systemu, ale zabronione jest to także w kilku innych krajach.
Można coś z tym zrobić?
Położymy większą presję na te kraje, bo przecież publikowanie nazwisk dopingowiczów to kwestia transparentności i wiarygodności. Nie może być tak, że oficjalnie dostajemy informację, że zawodnik kończy karierę, a tak naprawdę jest zawieszony za doping na dwa, czy cztery lata.
Brzmi absurdalnie.
To bardzo ciekawe, że ci, którzy najgłośniej nas krytykują - jak choćby w sprawie 23 chińskich pływaków - sami często mają poważne problemy w swoich własnych systemach antydopingowych.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Dużo o nim mówią i piszą przed 1 czerwca...