8 listopada poznaliśmy skład nowego rządu (TUTAJ więcej szczegółów >>). Jedynym resortem, który jeszcze czeka na swojego szefa jest ministerstwo sportu. "Wakat" - złośliwi żartują, że tak brzmi nazwisko nowego szefa. Dlaczego tak się stało? Czyżby nie było chętnego na przejęcie stanowiska od Witolda Bańki, który od 1 stycznia 2020 przejmuje obowiązki Przewodniczącego Światowej Agencji Antydopingowej (więcej o tym pisaliśmy w tym artykule >>)?
Nic bardziej mylnego. Resort sportu jest tak wygodny, że stał się przedmiotem "handlu politycznego". Wedle naszych informacji najpierw został zaproponowany Solidarnej Polsce, której przewodzi Zbigniew Ziobro. Do fotela przymierzał się Michał Woś, jednak jak tylko pojawiła się możliwość przeskoczenia do ministerstwa środowiska, młody polityk ze Śląska nie zastanawiał się zbyt długo. - Michał nie czuł zupełnie sportu - mówi nam jeden z wysoko postawionych urzędników w ministerstwie sportu.
Skoro ministerstwo niejako wróciło do rąk premiera Mateusza Morawieckiego i szerzej Prawa i Sprawiedliwości, zaproponowano je opozycji. Powiedział o tym publicznie profesor Waldemar Paruch z rządowego Centrum Analiz Strategicznych. Chodziło o to, aby przeciągnąć na swoją stronę jednego z senatorów opozycji i tym samym zapewnić sobie większość z tej izbie parlamentu. Robert Dowhan i Władysław Komarnicki, czyli dwóch senatorów związanych ze sportem żużlowym, miało otrzymać ofertę stanowiska szefa resortu w zamian za przejście do PiS. Po wtorkowych (12.11.) decyzjach w senacie (większość ma opozycja) wiemy, że to już nieaktualne.
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio #8: Iga Baumgart-Witan. Baba nie do zajechania
Stanowisko ministra sportu jest na tyle ciepłą posadką i smacznym kąskiem, że można je proponować jako "bonus". Przecież minister nie ma wielkiej odpowiedzialności. Jak coś złego dzieje się w polskim sporcie, to zazwyczaj odpowiedzialność zrzuca się na związki sportowe. A można ogrzać się w blasku medali i sukcesów. W 2020 roku mamy piłkarskie Euro 2020 oraz igrzyska olimpijskie w Tokio. Nie ma lepszej okazji do autopromocji.
Jednocześnie resort jest bezpieczny dla rządzących. PiS niczym by nie ryzykował oddając go w ręce ludzi nie do końca zaufanych. To nie ministerstwo edukacji, gdzie można za plecami dogadać się z nauczycielami i nie ministerstwo sprawiedliwości, gdzie można zablokować reformę sądownictwa. Czyli strategiczne cele z politycznej perspektywy. Minister sportu nie jest w stanie nic zepsuć, ani zaszkodzić w strategii politycznej.
Kto więc ostatecznie przejmie stanowisko po Bańce? Rzecznik rządu Piotr Müller w programie Wirtualnej Polski "Tłit" poinformował, że nazwisko jest już znane. I dodał: - to osoba, która łączy i która ma związek ze światem sportu (TUTAJ zobacz nagranie >>).
Na giełdzie pojawia się kilka konkretnych spekulacji. Ofertę od Bańki miała otrzymać Otylia Jędrzejczak, ale ponoć odmówiła, bojąc się reakcji kibiców i tłumacząc zbyt krótkim czasem na podjęcie decyzji. W kuluarach pada również nazwisko obecnego prezesa PZKosz - Radosława Piesiewicza, któremu wystarczyło kilkanaście miesięcy, aby odbudować wyraźnie zaniedbany wizerunek polskiej koszykówki.
To nie koniec koszykarskich wątków na politycznej giełdzie. Krąży informacja, że ofertę ministerialną otrzymał Marcin Gortat (TUTAJ przeczytasz wywiad z wieloletnim koszykarzem NBA >>). Politykom PiS-u miały się spodobać inicjatywy społeczne, w które angażuje się sportowiec. Menedżerowie Gortata zaprzeczają tym plotkom.
Sensację wywołał były wicepremier i minister gospodarki - Janusz Piechociński. Umieścił na TT wpis, że nowym ministrem sportu zostanie Agnieszka Radwańska. Wpis co prawda błyskawicznie usunął, ale fali spekulacji nie dało już się powstrzymać. Nasz informator twierdzi, że owszem pojawiła się propozycja związana z nazwiskiem naszej byłej już tenisistki. Ale nie chodziło o nią, a o jej ojca - Roberta Radwańskiego.
Radwański jest dość mocno związany politycznie z PiS-em, nie ukrywa swoich sympatii politycznych i zawsze zapowiadał, że chciałby zostać ministrem sportu. - Jak Aga zakończy karierę - powtarzał.