Koronawirus. Dziennikarz opowiada nam o tym, co się dzieje we Włoszech. "Wypuścili nas z domów"

Archiwum prywatne / Alberto Dolfin / Na zdjęciu: Dziennikarz
Archiwum prywatne / Alberto Dolfin / Na zdjęciu: Dziennikarz

Alberto Dolfin, dziennikarz jednej z największych włoskich gazet "Corriere dello Sport", w końcu wybrał się na spacer z rodziną. Po prawie dwóch miesiącach spędzonych w totalnym zamknięciu. Nie wychodził nawet na zakupy.

- Po 56 dniach spędzonych w domu w końcu wybraliśmy się na spacer - mówi mi Alberto Dolfin, włoski dziennikarz "Corriere dello Sport". - Razem z żoną Jekateriną i 11-miesięczną córeczką Olimpią poszliśmy nad najdłuższą rzekę we Włoszech, Pad. Marek, niesamowite jak natura zmieniła się przez tę kilkutygodniową nieobecność człowieka. Widzieliśmy nawet dwa zające.

W poniedziałek - 4 maja - we Włoszech rozpoczęło się "odmrażanie" życia społecznego i gospodarczego. Wielu z mieszkańców tego kraju poszło do pracy, wszyscy mogli wyjść z domu, pobiegać, wsiąść na rower. Kraj, który został wyjątkowo brutalnie potraktowany przez epidemię koronawirusa (ponad 210 tys. zakażonych i prawie 30 tys. zmarłych) wraca powoli do życia.

W końcu mogli opuścić cztery ściany

Od 8 marca Dolfin nie opuszczał swojego domu. Jako dziennikarz pracował zdalnie, nawet zakupy robił online, a te lądowały przed jego drzwiami (o czym opowiadał WP SportoweFakty w marcu - TUTAJ przeczytasz więcej >>). Aż w końcu przyszedł dzień wolności.

ZOBACZ WIDEO: Kto następcą Jerzego Brzęczka? Piotr Stokowiec mówi o swoich marzeniach i chwali selekcjonera

- Włosi z utęsknieniem czekali na zdjęcie ograniczeń - przyznaje. - W końcu mogli opuścić cztery ściany. Mieszkamy w Moncalieri, tuż pod Turynem. Mijaliśmy spacerowiczów. W zdecydowanej większości stosujących się do zasad: czyli utrzymywania dystansu społecznego i zakładania masek na twarz, jeżeli przebywamy w towarzystwie innej osoby.

Rozpoczęcie tzw. "fazy 2" pozwala Włochom nie tylko na spacery, ale też uprawianie sportu. Co ciekawe, specjaliści radzą, aby biegać czy jeździć na rowerze bez masek, bo te mogą spowodować same problemy przy sporej intensywności ćwiczeń. - Sportowcy-amatorzy mają mieć ze sobą maski, ściągać je podczas indywidualnego treningu, a zakładać tylko kiedy są dość blisko innych osób, albo już skończyli trening i wracają do domu - tłumaczy Dolfin.

Ale nie wszyscy trenowali. - Mój przyjaciel Andrea udał się na wzgórze Superga, aby uczcić katastrofę lotniczą z 4 maja 1949 roku, w której zginęło 31 osób związanych z Torino FC, piłkarzy, trenerów - mówi Dolfin. Więcej o tym wypadku przeczytasz TUTAJ >>.

Półmaraton na balkonie

Dolfin jest aktywnym sportowcem-amatorem. 4 maja miał wiele pracy, dlatego znalazł tylko czas na spacer z rodziną. Nie udało mu się wsiąść na ukochany rower i pojeździć na zewnątrz. Bo ostatnie dwa miesiące jeździł w domu, na trenażerze. I mimo że przejechał ponad tysiąc kilometrów, wziął udział w wirtualnych wyścigach, jeździł wspólnie z m.in. z Damiano Cunego (zwycięzca Giro d'Italia z 2004 roku - przyp. red.), to tęskni za treningiem na zewnątrz.

Izolacja i kwarantanna sprzyjają... tyciu. Włoski dziennikarz bał się o swoją wagę i formę. Zwłaszcza że żona Jekaterina "szalała" w kuchni. - Kapuśniak, naleśniczki, ja sam kilka razy przygotowałem domową pizzę - wylicza Dolfin. - Oj, musiałem sporo trenować, aby to wszystko spalić.

Alberto Dolfin przez dwa miesiące trenował tylko w domu. Fot. archiwum prywatne
Alberto Dolfin przez dwa miesiące trenował tylko w domu. Fot. archiwum prywatne

Podobnie jak inni Włosi. Zdaniem dziennikarza "Corriere dello Sport" jego rodacy sporo ćwiczyli zamknięci w domach. - Nie mogę mówić za wszystkich, ale tu i ówdzie słyszałem od znajomych, że sporo trenują - tłumaczy. - Wielu znanych zawodników, jak Dorothea Wierer czy Alberto Contador zachęcali w internecie do wspólnych ćwiczeń. Ludzie chętnie się przyłączali. Słyszałem nawet o mężczyźnie, który przebiegł półmaraton na swoim balkonie!

Zbyt wielu ludzi zmarło

Dolfin: - rozpoczęte odmrażanie ma pokazać, czy krzywa zakażeń koronawirusem naprawdę spada. Jeżeli jako Włosi będziemy zdyscyplinowani i przez dwa tygodnie nie nastąpi wystrzał epidemii, to rząd zniesie kolejne obostrzenia. Otworzy wszystkie sklepy, kościoły, będzie można iść do restauracji.

To oczywiście długotrwały proces. Nikt nie wie dokładnie, kiedy się skończy. Dolfin ma nadzieję, że Włochy wrócą do w miarę normalnego życia w okolicach sierpnia, może września. Dodaje od razu, że nie ma się co spieszyć. - Zbyt wielu ludzi zmarło - przez chwilę ścisza głos.

Wcześniej może uda się dokończyć sezon włoskiej Serie A. - Niby istnieją duże szanse, ale nie jest to jeszcze pewne - przekonuje. - Spróbujemy uruchomić ligę piłkarską ponownie na przełomie maja i czerwca, nie wcześniej. Czy się uda? Zobaczymy.

Włochy czeka kryzys ekonomiczny. To nieuniknione. Na razie nie słychać o wielkiej fali zwolnień, ale są fachowcy, którzy wieszczą krach. - Słyszałem o 17 procentach bezrobocia na koniec 2020 roku - martwi się Dolfin. - Jako dziennikarz jestem o tyle w dobrej sytuacji, że mogę pracować zdalnie, ale wielu z moich znajomych przez ostatnie dwa miesiące walczyło o przetrwanie. Ich sklepy, restauracja, firmy zostały zamknięte.

Dziennikarz wie, że kryzys uderzy w miliony Włochów, że będzie ciężko, ale wierzy, że uda się pokonać przeciwności losu. Wierzy, że szczepionka pojawi się szybko. To bardzo ważne. - Musi pojawić się przed drugą falą epidemii, która grozi nam zimą 2021 roku - mówi.

Koronawirus zaatakował Rosję

Żona Dolfina - Jekaterina - pochodzi z Rosji. Jest również dziennikarką sportową, która pracuje dla jednej z rosyjskich stacji telewizyjnych. Niestety, o ile we Włoszech epidemia koronawirusa nieco odpuszcza, o tyle zupełnie niedawno zaatakowała właśnie Rosję.

- W okolicach Moskwy mieszka spora część rodziny mojej żony - mówi. - Jej mama, Ludmiła, pomaga 91-letniej babci, Klawie. Obie są obecnie w oddalonym o ponad 70 km na północ od stolicy Rosji mieście, Siergijew Posad.

Dolfin przyznaje, że trudno było przekonać babcię, aby została w domu i nie wychodziła z niego, bo może się zakazić, a w tym wieku choroba jest bardzo niebezpieczna.

- Dlatego godzinami łączymy się z nią przez internet i pokazujemy pierwsze kroki naszej malutkiej Olimpii - dodaje. - W ten sposób utrzymujemy kontakt z babcią, a ona się cieszy widzą wnuczkę. Czas mija szybciej.

- Obyśmy wszyscy: my we Włoszech, nasza rodzina w Rosji i ty Marek z twoimi najbliższymi w Polsce jak najszybciej wrócili do normalności. Myślę, że realnie, w 2021 roku. Tego teraz wszystkim życzę. A jak tak się stanie, to zapraszam cię na rower do Włoch, na moje trasy w okolicach Turynu. Jest tutaj pięknie, powinieneś ze mną pojeździć - kończy rozmowę.

Komentarze (0)