Tutaj już nawet nie testują. Koronawirus zaatakował drugi najludniejszy kraj świata

Trzech dziennikarzy sportowych mieszkających w Indiach opowiedziało nam, jak wygląda życie w tym państwie. Nie jest różowo. Sytuacja jest bardzo poważna. Tak poważna, że nadal w wielu miejscach obowiązuje godzina policyjna.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Mimo poluzowania niektórych obostrzeń, w wielu stanach nadal obowiązuje godzina policyjna Getty Images / Waseem Andrabi/Hindustan Times / Mimo poluzowania niektórych obostrzeń, w wielu stanach nadal obowiązuje godzina policyjna.
Prawie 300 tysięcy zakażonych, ponad 7,7 tys. zmarłych i dzienny przyrost na poziomie ponad 10 tysięcy nowych przypadków choroby - Indie są w ścisłej czołówce najbardziej dotkniętych krajów epidemią koronawirusa. A jeszcze w połowie maja wydawało się, że sytuacja nie będzie taka zła i wirus ominie drugie (po Chinach) najludniejsze państwo świata szerokim łukiem. Nic z tego. Ponad 1,3 miliarda ludzi musi stawić czoła chorobie.

Nie jest trudno się domyśleć, że pandemia zatrzymała także sport. Najbardziej popularna dyscyplina (krykiet) została całkowicie zamknięta. - Jeżeli rozgrywki Indian Premier League nie zostaną dokończone, to kluby staną na krawędzi przepaści - mówi nam Jonathan Selvaraj, dziennikarz mieszkający w stolicy kraju (Nowe Delhi). Jest korespondentem znanej, amerykańskiej stacji ESPN. - Wartość IPL jest wyceniona na 6,7 miliarda dolarów. W 2017 roku za same prawa telewizyjne kluby zainkasowały 2,5 miliarda. Te wartości są większe, niż gdyby zsumować wszystkie inne rozgrywki ligowe, we wszystkich znanych dyscyplinach w naszym kraju.

Ludzie szli przez wiele dni

Jak wygląda walka rządzących Indiami z pandemią? - Od 24 marca nastąpił lockdown - wyjaśnia Mihir Vasanda, dziennikarz sportowy największego dziennika w tym kraju, "The Indian Express". - Do końca maja zakazano wszelkich działań, poza tymi niezbędnymi do życia. Czyli mogliśmy robić zakupy i iść do lekarza. Nic więcej.

ZOBACZ WIDEO: Polska medalistka olimpijska pomaga seniorom w czasie epidemii. "Jeździliśmy i pytaliśmy, kto jakiej pomocy potrzebuje"

- Ta sytuacja trwała do końca maja - dodaje Selvaraj.

- Od 1 czerwca restrykcje są powoli znoszone, ale nadal w różnych częściach kraju, w różnych stanach są podejmowane decyzje o na przykład utrzymaniu godziny policyjnej. Od 21 do 5 rano nie można opuszczać domu - informuje z kolei Suresh Menon jeden z najbardziej znanych i cenionych dziennikarzy sportowych w Indiach. Autor wielu książek.

- Nagła decyzja o blokadzie, pod koniec marca, spowodowała, że tysiące, setki tysięcy ludzi znalazło się wiele kilometrów od domu - mówi Selvaraj. - Nie mogli wrócić komunikacją, bo loty, kolej i autobusy nagle przestały kursować. Wielu z nich postanowiło wracać do domu... pieszo. Często szli przez kilka, kilkanaście dni.

Były piłkarz Cracovii gwiazdą ostatniego meczu

Ostatnie zawody sportowe odbyły się 14 marca. - To był finał piłkarskiej Indian Super League - mówi Selvaraj.

Zespół ATK pokonał 3:1 Chennaiyin. Na pustym stadionie w Margao. Już wtedy postanowiono, że publiczność musi zostać w domach. Co ciekawe, gwiazdą tego meczu okazał się znany z boisk polskiej Ekstraklasy - Javi Hernandez. Były piłkarz Górnika Łęczna i Cracovii zdobył dwa gole i poprowadził swoją ekipę do tytułu mistrzowskiego.

- Po kilku tygodniach przerwy sportowcy powoli już wracają do treningów, ale nikt nie mówi o powrocie do rozgrywek - twierdzi Vasanda. - W październiku mają się odbyć spotkania międzypaństwowe w ramach eliminacji do MŚ 2022 w piłce nożnej, wtedy ma ruszyć też liga krykieta. Ale czy się uda? Tego nikt dzisiaj nie wie. Sytuacja jest dynamiczna.

Obostrzenia są - podobnie jak w Polsce - po kolei ściągane (np. w wielu stanach otwarte już są galerie handlowe, restauracje, wrócił również transport), ale krzywa zakażeń wystrzeliła jak z katapulty. Ponad 10 tysięcy przypadków dziennie spowodowało, że Indie są w gronie krajów szczególnie dotkniętych koronawirusem (podobnie jak Włochy, Hiszpania czy Wielka Brytania).

Zmarł były piłkarz

A tak naprawdę nikt nie zna prawdziwych danych. - Jest ogromy problem z testami - mówi Selvaraj. - W dużych miastach: stolicy, Bombaju czy Ahmadabadzie już nawet się nie testuje. Tam bada się tylko tych, z którymi jest naprawdę źle. Którzy trafiają do szpitali.

Co ciekawe, koronawirus - jak na razie i oby było tak jak najdłużej - nie zaatakował sportowców. - Nie ma chorych na COVID-19 wśród zawodników - przekonuje Vasanda.

Jego słowa potwierdzają pozostali, choć Menon dodaje: - zmarł były piłkarz, 61-letni Hamza Koya.

Nigdy nie zagrał w reprezentacji kraju. Występował na poziomie ligowym.

- Był też zgon w jednym z ośrodków sportowych, gdzie skoszarowani są reprezentanci kraju - przypomina Selvaraj. - Okazało się, że to był szef kuchni. Gotował dla sportowców, ale nie miał z nimi kontaktu. Nikogo nie zaraził.

Nie przyjadą do Polski

Reprezentanci Indii w różnych dyscyplinach powoli wracają do treningów, ale na razie ministerstwo sportu nawet nie chce słyszeć o podróżach do innych krajów - czy to na zawody, czy obozy treningowe. Taki zakaz ma obowiązywać do końca 2020 roku.

- Nasi sportowcy często i chętnie odwiedzali ośrodek w Spale - mówi Vasanda. - Teraz to niemożliwe. Nie przyjadą do waszego kraju. Może w 2021 roku.

Mieszkańcy Indii mają już powoli dość tej epidemii. - W naszym kraju co roku umiera pół miliona ludzi na gruźlicę - przekonuje Selvaraj. - Dlatego kilka tysięcy zmarłych na koronawirusa nie powoduje paniki, a ludzie coraz częściej mówią o tym, że to propaganda.

- Dlatego, jak na całym świecie, przestają nosić maski, nie trzymają dystansu społecznego, łamią zakazy. A to pachnie jeszcze większym wybuchem epidemii. Niestety - kończy Vasanda.

Czytaj także: Brazylia nowym epicentrum koronawirusa, a prezydent kraju chce powrotu piłki >>

Czytaj także: Aleksander Łukaszenka zaczął bać się koronawirusa? "Nie jest już taki pewny" >>






Wszystkie mecze obejrzysz na TVP 1 w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×