Mateusz Szatkowski to 30-letni piłkarz, który ma na swoim koncie kilka spotkań w reprezentacji Polski do lat 17. Grał również przez kilka sezonów w Energetyku ROW Rybnik, a teraz reprezentuje barwy III-ligowego GKS-u Pniówek Pawłowice Śląskie. Ostatnio cieszy go powrót piłki nożnej do życia (zarówno w telewizji, jak i w praktyce, czyli wznowienie treningów) i zdrowie...
- Jestem negatywny, czyli jestem zdrowy - rozpoczyna rozmowę z WP SportoweFakty. - Przeszedłem dwa testy. Aby przeprowadzić pierwszy czekałem ponad trzy godziny, w potężnej kolejce. Wynik przyszedł 11 dni później. Kolejnym krokiem był drugi test. Tutaj poszło już szybciej. Kilka minut oczekiwania i 4 dni później dostałem "na papierze" werdykt: nie mam koronawirusa.
Można powiedzieć, że Szatkowski to szczęściarz. Przecież w Kopalni Węgla Kamiennego "Pniówek", gdzie pracuje, wykryto aż 1587 osób zakażonych. To największa liczba w Polsce. Nie tylko w kopalniach, ale w ogóle w zakładach pracy. Wielu mówi o dramacie na Górnym Śląsku, o strefie skażenia, o tym, że trzeba ten region zamknąć, otoczyć kordonem sanitarnym. A jak jest naprawdę?
Bał się o mamę i szwagra
Jednocześnie górnik i III-ligowy piłkarz uspokaja. - Kiedy kilka tygodni temu okazało się, że koronawirus wdarł się do kopalń to było nerwowo - tłumaczy. - Mieszkam w Żorach, 10 kilometrów od kopalni. W mieście widać było, że mniej ludzi chodzi po ulicach, jest w sklepach.
A teraz?
Szatkowski: - Większość zakażonych została wyłapana, są na kwarantannie, wirus się nie rozwija, a ludzie wrócili do normalnego życia. Często też widać, że podobnie jak w innych częściach kraju, za bardzo poluzowali. Nie trzymają dystansu społecznego, czy w sklepach maska jest na brodzie, zamiast zasłaniać usta i nos.
Trudno więc mówić o polskim Wuhan czy Bergamo (miejsca, gdzie znajdowało się epicentrum pandemiczne w Chinach i Włoszech - przyp. red.).
Od 1 czerwca Szatkowski wrócił do pracy, do kopalni. W sumie nie pracował 18 dni. Czekał na wyniki testów. W tym czasie otrzymał zalecenie, aby nie wychodził z domu, nie podróżował. - Tak też zrobiłem - mówi. - Siedziałem w domu i czekałem. Bałem się głównie o mamę, która jest schorowana i szwagra, który jest niepełnosprawny i problemy oddechowe mogłyby go po prostu zabić.
Człowiek jest cały czas mokry
KWK Pniówek była zamknięta przez kilkanaście dni. W kopalni pojawiała się tylko minimalna liczba pracowników, która dbała o to, by nie doszło np. do wybuchu metanu. Aby górnicy mieli do czego wrócić.
- Teraz nie widzę sensu, aby nasza gruba (po śląsku: kopalnia - przyp. red.) miała być znów zamknięta - twierdzi 30-letni piłkarz. - Wyłapaliśmy zakażonych, pracują teraz tylko zdrowi, nie ma zagrożenia epidemicznego.
Przypomnijmy, że w poniedziałek (8.06.) wicepremier Jacek Sasin i minister zdrowia Łukasz Szumowski ogłosili czasowe zamknięcie 12 śląskich kopalni, w których nie przebadano jeszcze całej załogi (więcej znajdziesz TUTAJ >>). Pniówka na tej liście nie ma. Dlatego Szatkowski nadal może zjeżdżać pod ziemię.
A tam warunki są ciężkie. - Duża wilgotność, gorąco, człowiek jest mokry, ciasno - opisuje.
Górnicy to zdrowe chłopy
Szatkowski przyznaje, że kiedy w połowie marca w Polsce doszło do wybuchu epidemii, na "Pniówku" (podobnie jak w innych kopalniach) wprowadzono pewne zmiany, które miały nie dopuścić do rozwoju epidemii. - Mniej ludzi na zmianach, wydłużony czas między grupami, aby się nie spotykać - wylicza. - To jednak nie pomogło. Pod ziemią warunki są takie, że nic by nie pomogło. Jak ktoś na dole kichnie, to wszyscy to wdychają.
Na całe szczęście zdecydowana większość górników przechodzi zakażenie bezobjawowo. - Na palcach jednej ręki mogę policzyć kolegów, którzy mają jakiekolwiek dolegliwości, np. brak smaku - przekonuje.
I to jest szczęście w nieszczęściu. Koronawirus zaatakował grupę mocnych i zdrowych mężczyzn. Dlatego ani liczba zgonów, osób podpiętych do respiratorów, ani nawet zajętych łóżek w szpitalach wcale się nie zwiększyła. Wszystko jest pod kontrolą.
Szatkowski: - przypuszczam, że jakbyśmy podstawili pod dowolnie wybranym sklepem wielkopowierzchniowym w Polsce wymazobus, to okazałoby się, że nie tylko w kopalniach, ale i tam mamy ognisko zakażeń.
Wesele górnika w czasach koronawirusa
Szatkowski 4 lipca bierze ślub. Cieszy się, że rząd poluzował obostrzenia związane z tym rodzajem uroczystości. Przez kilka tygodni z narzeczoną żyli w niepewności.
- Miało być więcej niż 150 gości (tyle dopuszczają obecne przepisy - przyp. red.), ale jakoś sobie poradzimy. Zapewne część zaproszonych ludzi nie będzie chciała w takim reżimie sanitarnym przyjechać. I ja to rozumiem. Też nie wiem czy nie bałbym się przyjechać na wesele górnika - śmieje się.
Przyszły teść piłkarza z Żor jest kierowcą międzynarodowym. Tutaj też istniała obawa, że będzie zakażony. - Jeździł często do Włoch, które wyjątkowo mocno zostały dotknięte pandemią - wyjaśnia. - Na całe szczęście też jest zdrowy. Udało się.
Dwa miesiące trwała przerwa w treningach piłkarskich. Szatkowski gra w III lidze, w jednej grupie z takimi znanymi firmami, jak: Ruch Chorzów czy Polonia Bytom. Jakby tego było mało, Pniówek musiał rywalizować również z rezerwami drużyn z PKO Ekstraklasy: Górnika Zabrze, Śląska Wrocław czy KGHM Zagłębia Lubin. W tej mocnej stawce zespół z niepozornych Pawłowic Śląskich zajął po rundzie jesiennej ósme miejsce - w środku stawki.
Piłka wraca do gry
Runda wiosenna została odwołana. Przez dwa miesiące (od połowy marca do połowy maja) nie odbywały się treningi. - Otrzymywaliśmy rozpiskę na zajęcia indywidualne - tłumaczy Szatkowski.
Piłkarze Pniówka jednomyślnie zgodzili się również na obniżkę wynagrodzenia. - Zgodziliśmy się na obcięcie 50 proc. pensji - mówi 30-latek. - Klub zachował się wobec nas fair, my poszliśmy na rękę i sprawa została błyskawicznie załatwiona.
Od 18 maja zespół już trenuje. Najpierw bez górników, a teraz bez tych, którzy mają pozytywny wynik testu (są i tacy). W środę (10 czerwca) zespół ma rozegrać pierwsze oficjalne spotkanie od wielu miesięcy. W ramach Pucharu Polski Pniówek zmierzy się na wyjeździe z Polonią Łaziska Górne.
Szatkowski: - Oj, brakuje tej piłki, brakuje meczów, brakuje rywalizacji. Dobrze przynajmniej, że od kilkunastu dni w telewizji można oglądać mecze Bundesligi czy polskiej ekstraklasy. Zawsze to coś. Przecież od zawsze futbol był dla mnie bardzo ważny. I nadal jest. Dobrze, że wrócił.
ZOBACZ WIDEO: Zrobimy sobie w Polsce "drugie Bergamo"? "We Włoszech wszystko zaczęło się od meczu piłki nożnej!"