Karol Rómmel - wzbudził podziw króla Szwecji, papież Franciszek zapamiętał go na lata

Męstwem wzbudził podziw króla Szwecji. Dla Polski wywalczył olimpijski medal. U Andrzeja Wajdy zagrał epizod, który papież Franciszek zapamiętał na lata. Karol Rómmel, wybitny polski jeździec, to postać, którą znać po prostu trzeba.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Karol Rómmel na koniu Monolog (fot Mieczysław Świderski) Newspix / Karol Rómmel na koniu Monolog (fot. Mieczysław Świderski)

W lutym 2014 roku papież Franciszek spotkał się z grupą polskich biskupów. Najpierw podziękował im za świadectwo wiary Polaków, a potem całkowicie zaskoczył duchownych - okazało się, że mimo upływu lat kardynał Bergoglio zapamiętał jeden film w reżyserii Andrzeja Wajdy, ten ze sceną "zawodów konnych, które wygrał ksiądz".

Papież nie zapamiętał tytułu filmu, ale ustalenie, który z obrazów Wajdy miał na myśli, nie jest trudne. Jedynym dziełem nagrodzonego Oscarem twórcy, w którym ksiądz jeździ konno, jest nieco już zapomniana "Lotna" z 1959 roku. Nie ma tam jednak zawodów jeździeckich. Jest za to lekcja, jakiej stary proboszcz udziela polskim kawalerzystom.

Mistrz jeździectwa daje popis w filmie

Rzecz dzieje się w czasie kampanii wrześniowej. Oddział ułanów odpoczywa we wsi po bitwie z Niemcami. Opatruje rannych, grzebie zabitych. Miejscowy ksiądz zajmuje się poległym rotmistrzem, następnie przysłuchuje się rozmowie żołnierzy i włącza się do niej.

- Źle siedzicie na koniu - mówi proboszcz do młodego podchorążego. Przejmuje od niego wierzchowca, tytułową "Lotną", i prosi śmiejących się z niego żołnierzy o monetę. Wkłada ją między kolano a siodło i zaczyna jeździecki popis. Szybkie zwroty i odważne skoki robią wrażenie na oficerach - ci przestają drwić, patrzą na duchownego z coraz większym podziwem.

Po zakończeniu jazdy proboszcz wręcza wachmistrzowi monetę, którą dostał kilka chwil wcześniej. Pełen trudnych ewolucji pokaz nie przeszkodził mu w utrzymaniu jej w jednym miejscu. - To niech już będzie na tacę - mówi do duchownego żołnierz.

W roli niezwykłego księdza, którego papież Franciszek zapamiętał na długie lata, wystąpił niezwykły człowiek - Karol Rómmel. Mistrz jeździectwa, oficer armii carskiej, podpułkownik Wojska Polskiego, olimpijczyk. Bohater króla Szwecji Gustawa V. Jeden z pierwszych polskich medalistów Igrzysk Olimpijskich. Gdy podpułkownik Rómmel wystąpił w "Lotnej", miał już 71 lat i mógł opowiedzieć Wajdzie tyle fascynujących, dramatycznych i tragicznych historii, że gdyby reżyser chciał się nimi zająć, na nakręcenie "Popiołów", "Wesela" czy "Ziemi Obiecanej" pewnie nie starczyłoby mu czasu.

Rómmel urodził się w 1888 roku w Grodnie, na Białorusi. Był synem pułkownika rosyjskiej armii Alfonsa Rummla i Marii Marcinkiewicz. Jego prastary ród wywodził się od barona i rycerza Zakonu Kawalerów Mieczowych Mateusza Henryka von Rummla, który w 1332 roku przybył do Kurlandii z Westfalii, by wspomagać Zakon Krzyżacki w walkach z pogańskimi Bałtami. Ponad 500 lat później w tej rodzinie mówiło się jednak po polsku.

Młody Karol, podobnie jak jego czterej bracia - Juliusz, Wilhelm, Waldemar i Jan - jazdy konnej uczył się od najmłodszych lat. Uczęszczał do szkół wojskowych w Odessie i Pawłowsku, ale jako człowiek wszechstronnie utalentowany studiował też malarstwo i rysunek na Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu. W tym czasie nieustannie zgłębiał tajniki jeździectwa i w marcu 1910 roku zadebiutował w zawodach.

Ukończył przejazd i nieprzytomny osunął się na ziemię

Pierwszy start grodzieńskiego szlachcica był nieudany, jednak nie na tyle, by zniechęcić go do hippiki. Dążąc do perfekcyjnego panowania nad wierzchowcem, Rómmel zafascynował się tak zwaną "naturalną" szkołą jazdy, spopularyzowaną na początku XX wieku przez włoskiego kawalerzystę Federico Caprilego. Nauka nowego stylu okazała się znakomitą decyzją - przyniosła młodemu oficerowi sukcesy w zawodach i status jednego z najlepszych jeźdźców Petersburga. Rómmel zakwalifikował się nawet do rosyjskiej ekipy na Igrzyska Olimpijskie w Sztokholmie w 1912 roku, i to pomimo faktu, że służył w piechocie, a nie w kawalerii.

Konkurs jeździecki V nowożytnej Olimpiady odbywał się 16 lipca. Na starcie stanęło 31 zawodników, w tym sześciu reprezentantów carskiej Rosji. Rómmel znalazł się w znakomitym towarzystwie. Jednym z jego druhów był sam wielki książę Dymitr Romanow, kuzyn cara Mikołaja II, ulubieniec ludu, w którym wielu widziało kandydata do tronu w zastępstwie chorego na hemofilię carewicza Aleksego. Ten sam wielki książę cztery lata później osobiście utopi w Newie Grigorija Rasputina, tajemniczego szarlatana, protegowanego i "doradcę" carycy Aleksandry. Inny z towarzyszy Rómmla, Aleksandr Rodzianko, będzie jednym z najważniejszych dowódców "Białych" Rosjan w walce z Bolszewikami. Z kolei drugi z Polaków w rosyjskiej drużynie, Sergiusz Zahorski po I Wojnie Światowej najpierw wraz z Rómmlem pomoże stworzyć polskie jeździectwo sportowe, a potem zostanie szefem Gabinetu Wojskowego Prezydenta RP, Ignacego Mościckiego.

Wróćmy jednak na sztokholmski hippodrom. Na nim młody rosyjski oficer radził sobie znakomicie aż do ostatniej przeszkody. Niestety, przed skokiem po medal, ukochany koń Rómmla, Siablik, przewrócił się, przygniatając jeźdźca. Publiczność, wśród której zasiadał sam król Szwecji Gustaw V, zamarła z przerażenia. Pechowy olimpijczyk nadludzkim wysiłkiem zdołał wydostać się spod konia i ponownie na niego wspiąć. Przyciskając dłoń do piersi Rómmel ukończył przejazd, po czym natychmiast nieprzytomny osunął się na ziemię. Sklasyfikowano go na 15. miejscu. Z Rosjan lepszy od niego był tylko książę Dymitr.

W szpitalu stwierdzono u Rómmla sześć złamanych żeber. Jeździec szybko zapomniał jednak o bólu, gdy dotarł do niego prezent od Gustava V. Poruszony odwagą, honorem i męstwem 24-letniego wówczas oficera monarcha, obdarował go repliką złotego medalu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×