Gorący dzień w Alcaniz. Karol Basz zwycięski!
W drugim dniu rywalizacji na torze w Alcaniz zawodnicy musieli rywalizować w niebywale ciężkich warunkach. Ponad 40 stopniowe upały jeszcze bardziej rozgrzały i tak już gorącą walkę na torze.
Świetnie w tych warunkach czuł się Karol Basz. Najlepszy polski kartingowiec sobotnią rywalizację rozpoczął od imponującego zwycięstwa.
- Tak, rzeczywiście dzień rozpoczął się świetnie. Już podczas warm-upu czułem, że kart spisuję się lepiej niż w piątek. Startowałem z piątego pola i w trakcie wyścigu starałem się spokojnie utrzymywać tempo poprzedzających mnie zawodników by zaatakować na ostatnich okrążeniach. Ten zamiar się powiódł i przedarłem się na początek stawki spokojnie już kontrolując sytuację. Cieszę się ze zwycięstwa.
Podopieczny Wierczuk Race Promotion mógł więc do czwartego miejsca z piątku dołożyć efektowną wygraną. Kolejne starty pokazały, że zawodnik Tony Kart w niedzielę będzie się liczył w walce o wysokie lokaty. W kolejnych wyścigach Basz zajmował odpowiednio szóste i dziesiąte miejsce.
- Trochę zabrakło szczęścia. Wpierw starter puścił bieg, który powinien być zatrzymany. Trochę zostaliśmy w tyle i trzeba było nadrabiać. Drugi zakręt na torze w Alcaniz jest bardzo ciasny i wymagający i wjeżdża się w niebywałym ścisku. Walkę na łokcie tak naprawdę raz można wygrać a raz się straci. Taki już jest motorsport. W ostatnim sobotnim wyścigu wypchnęli mnie na trawę i piach więc musiałem się ratować. Wróciłem na tor i już starałem się kontrolować sytuację i oszczędzać opony, na których muszę pojechać jeszcze w niedzielę w przedfinale.
Jesteś kibicem sportów motorowych? Mamy dla Ciebie nowy fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
W niedzielę zawodnicy w Alcaniz będą już walczyć o zwycięstwo w przedfinale i w finale.
- Obecnie jestem ósmy w klasyfikacji generalnej więc do przedfinału będę stratował z czwartego pola. Do finału awansuje 17 najlepszych zawodników więc powinno być wszystko ok. Teraz trzeba zregenerować trochę siły i obgadać wszystko z mechanikami - zakończył Polak.
