Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Od pani oskarżeń pod adresem przedstawicieli PZKol podczas igrzysk w Paryżu minęły już dwa tygodnie. Żałuje pani tych słów i całego zamieszania?
Daria Pikulik, srebrna medalistka igrzysk olimpijskich w kolarstwie torowym: Absolutnie nie żałuję, bo dzięki temu rozpoczęła się dyskusja, a dodatkowo zmobilizowałam innych sportowców, by zaczęli mówić o tym, jak faktycznie wygląda polski sport. Przecież nie tylko w kolarstwie są problemy. Mam nadzieję, że ludzie nie odebrali tego tylko jako narzekania, ale że mój medal zmieni sytuację moją i innych zawodników.
Działacze mieli do pani pretensje o te słowa?
Po moich słowach rozpoczęło się spore zamieszanie, ale na razie ani ja, ani żaden z reprezentantów Polski w kolarstwie torowym nie odczuliśmy żadnej różnicy. Nikt nie chciał z nami niczego wyjaśniać. Nikt też nie przeprosił, nikt nie miał pretensji i nie był zły. Ale każdy wie, jak to wygląda i zdaje sobie sprawę, że jedyne, czego potrzebujemy, to zmiany. Obecnie staram się odciąć trochę od tego zamieszania, bo wolę cieszyć się z medalu i mieć spokój. Mam jednak nadzieję, że niedługo zobaczymy różnicę. Trzymam za to kciuki.
Zdarzało się pani mieć chwile zwątpienia w sens dalszego uprawiania kolarstwa torowego?
Podjęłam już decyzję, że przez najbliższe - co najmniej - dwa lata nie chcę się ścigać w kolarstwie torowym. Może mi się to zmieni, bo życie pisze różne scenariusze. Tak postanowiłam. Teraz chcę skupić się na kolarstwie szosowym i to w tej konkurencji spełniać kolejne marzenia. Może sytuacja w PZKol się zmieni i ochota wróci, ale na razie zdecydowałam, że odpuszczam najbliższe mistrzostwa świata.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Można oglądać bez końca. Bramka stadiony świata
To oznacza, że igrzyska w Paryżu były dla pani ostatnią szansą na medal w kolarstwie torowym?
Start w igrzyskach w Los Angeles nadal jest moim marzeniem. Już od dawna planowałam, że właśnie podczas tej imprezy zakończę przygodę ze sportem. Liczę, że po przerwie wrócę do kolarstwa torowego.
Planuje pani zakończyć karierę w wieku zaledwie 31 lat?!
Wiem, że w kolarstwie kobiecym można jeździć znacznie dłużej, ale ja chcę założyć rodzinę i skorzystać z życia. Sport jest piękny, ale odbiera nam bardzo dużo. Nie mamy czasu spotykać się ze znajomymi, nie można pozwolić sobie na większość aktywności, które mogą mieć "normalni" ludzie. Chciałbym doświadczyć właśnie normalnego życia, gdy jeszcze będę młoda i pełna sił.
Skąd tak nagła decyzja o zawieszeniu kariery w kolarstwie torowym? To efekt znużenia kolejnymi problemami podczas przygotowań?
To, że jestem zawodniczką profesjonalnej ekipy w kolarstwie szosowym, dało w moim życiu wiele spokoju. Wszystko mam wokół siebie ogarnięte, a ja mogę się skupić tylko na sporcie. Przede wszystkim jednak w końcu mogę powiedzieć, że sport przestał być tylko moim hobby, a rzeczywiście zaczęłam na nim zarabiać. To zmieniło w mojej głowie bardzo dużo i wpłynęło na większe poczucie własnej wartości. Rok temu odniosłam sześć zwycięstw na szosie, a dzięki temu zrozumiałam, że jeśli tylko będę miała odpowiednie warunki, to mogę rywalizować na najwyższym poziomie.
Domyślam się, że o stabilizacji mogłaby pani tylko pomarzyć, gdyby dalej skupiała się tylko na kolarstwie torowym.
To, że kolarze torowi są w ogóle w stanie kontynuować w Polsce swoje kariery, to efekt ich chęci i walki o siebie. Wiadomo, że warunki nie są idealne. Kilku sprinterów nie mogło pojechać na zawody do Hongkongu, a być może przez to nie zdobyli kwalifikacji na igrzyska.
Kiedy zaczęła pani odczuwać negatywne zmiany i coraz mniejsze zainteresowanie ze strony działaczy?
Myślę, że to zaczęło się około pięciu lat temu. Dawaliśmy sobie jednak radę, bo miałam wielkie ambicje i marzenie o zdobyciu medalu olimpijskiego. Kolarstwem torowym zajmuję się już całkiem długo, bo od 2015 roku. W tym czasie wywalczyłam tytuł mistrzyni świata i Europy juniorek, wicemistrzyni świata seniorów, więc naturalne, że nie chciałam poddać się tak łatwo. Moja historia pokazuje, że jeśli czegoś bardzo się chce, to można pokonać nawet wielkie przeciwności losu. W przygotowania włożyłam mnóstwo serca i sporo prywatnych pieniędzy, które zarobiłam w kolarstwie szosowym.
Zdradzi pani, ile dokładnie kosztowały panią te przygotowania?
Nie chcę już o tym mówić. Mogę jedynie powiedzieć, że nie żałuję tego i jeśli musiałabym to zrobić drugi raz, to też postąpiłabym tak samo. Na szczęście część środków została mi po czasie zwrócona.
Jak to możliwe, by do startu w igrzyskach przygotowywać się bez roweru startowego?
Do końca kwietnia nie mieliśmy żadnego finansowania ze związku, a ja jeździłam na torach tylko na sprzęcie treningowym. Nie mogliśmy podjąć żadnych prac związanych z ulepszaniem tych rowerów i przygotowywaniem do startu. Na igrzyskach takie sprawy mają duże znaczenie. Nowe rowery przyszły dopiero w czerwcu. Wszystko było dla nas nowe i trzeba było przyzwyczaić się do nowego sprzętu.
Strój startowy otrzymała pani zaledwie dzień przed występem w Paryżu. Miała pani gotową jakąś alternatywę, gdyby dostawa się opóźniła?
Nie było żadnej alternatywy, bo stroje były już wcześniej uszyte, ale podczas kontroli UCI okazało się, że wykonano je z niedozwolonego materiału. Na szczęście trenerom udało się szybko zamówić inne, a producent zdążył je wykonać. To wszystko działo się obok mnie, ale oczywiście miałam świadomość, że jest problem i było to dla mnie stresujące. Gdyby stroje przyszły dzień później, to po prostu nie moglibyśmy wystartować na igrzyskach.
Jak reagują koleżanki z pani drużyny szosowej, gdy słyszą o tym, w jakich warunkach przygotowywała się pani do igrzysk?
Były zszokowane, gdy o tym usłyszały pierwszy raz i dalej są zszokowane. One są przyzwyczajone do zupełnie innych warunków, a w innych federacjach nie ma takich sytuacji, choć oczywiście tam też są kłótnie o to, kto pojedzie na igrzyskach. Warunki przygotowań dla kadrowiczów są nieporównywalne. Przez cały czas miałam jednak od nich duże wsparcie, bo one znały mnie z zupełnie innej strony i wiedziały, że stać mnie na medal.
Jest pani w tym środowisku kolarskim od lat, obserwuje wszystko z bliska, więc jaka jest pani diagnoza problemów?
Myślę, że nałożyło się kilka spraw i to nie jest takie łatwe do rozwiązania. Moim zdaniem jedyną receptą na poprawę sytuacji jest rozpoczęcie wszystkiego od nowa. Mam nadzieję, że mój medal będzie nowym otwarciem dla kolarstwa w Polsce. Oby to wszystko skończyło się pozytywnie. Świadomość, że moje słowa mogły przyczynić się do zmiany, byłaby olbrzymim spełnieniem.
Jakie są w takim razie kolejne pani marzenia?
Znakomity przykład dała nam wszystkim Kasia Niewiadoma, wygrywając żeński Tour de France. Moim marzeniem jest wygrać w kolejnych latach choćby jeden etap tego wyścigu.
Odebrała pani już klucze do mieszkania, które ma otrzymać za zdobycie srebrnego medalu?
Po igrzyskach nie miałam jeszcze czasu wrócić do Polski. Nie wiem nawet, gdzie dokładnie ono jest. Przyznam jednak, że taka nagroda była dla mnie wielką radością. Jednym z celów życiowych było to, by żyć ze sportu i być w stanie zarobić w ten sposób właśnie na mieszkanie. Gdy ktoś zadzwonił do mnie z informacją, że jednak otrzymam mieszkanie za srebrny medal, to po prostu zaniemówiłam. Myślałam, że to żart. Dla mnie to była abstrakcja. Posiadanie własnego mieszkania było dla mnie wielkim marzeniem, a teraz otrzymam je za srebrny medal na igrzyskach. Będę wdzięczna za to do końca życia. Jeszcze kilka lat temu było nierealne, bym mogła utrzymywać się ze sportu, a co dopiero zarobić na mieszkanie. Kolarstwo to najlepsza rzecz, jaka przytrafiła mi się w życiu.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
"Co ten facet wyprawia?! Myśli, że jest na żylecie". Legenda Legii grzmi
Polskie kluby walczą o historyczny wynik