Kolarze z czołówki klasyfikacji generalnej mogli w sobotę odrobić straty przed finałową jazdą indywidualną na czas. Na odcinku górskim z Belluno do Marmolady wspinaczkę rozpoczął Alessandro Covi (UAE Team Emirates).
Włoch wypracował sobie niemałą przewagę. Na szczycie Passo Pordol miał około półtorej minuty przewagi nad rywalami, a po kolejnej wspinaczce jego przewaga wzrosła do 2 minut i 20 sekund. Na ostatnich kilometrach nieco opadł z sił, jednak dla przeciwników było już za późno.
Covi wygrał królewski etap górski. Kibice emocjonowali się starciem Jaia Hindleya z Richardem Carapazem, który był uznawany za największego faworyta tegorocznego wyścigu. Dwa kilometry przed metą 20. etapu kolarz z grupy Ineos Grenadiers był wirtualnym liderem, ale Hindley nie odpuszczał i przeprowadził brawurowy atak. W ten sposób rozstrzygnął się trzytygodniowy wyścig.
To właśnie Hindley z Bora-Hansgrohe przejął różową koszulkę lidera i przed niedzielną jazdą na czas ma minutę i 25 sekund przewagi nad Carapazem. W tej samej ekipie jedzie "polski rodzynek" w Giro d'Italia, Cesare Benedetti, który jest jednym z pomocników w zespole Hindleya.
NOW OR NEVER!#Giro pic.twitter.com/SopzHDN62m
— Giro d'Italia (@giroditalia) May 28, 2022
Czytaj także:
Ucieczka pokrzyżowała szyki sprinterom. Tłum kibiców na trasie
Koronawirus nie odpuszcza. Zaatakował tam, gdzie nikt się nie spodziewał
ZOBACZ WIDEO Wiadomo, kiedy Mamed Chalidow wróci do oktagonu! "Chce się bić"