Dominacja różowej koszulki na 20. etapie Giro. Rafał Majka bez wygranego etapu

Getty Images / Tim de Waele / Na zdjęciu: Tadej Pogacar
Getty Images / Tim de Waele / Na zdjęciu: Tadej Pogacar

Bez niespodzianek zakończył się 20. etap Giro d'Italia. Tadej Pogacar po raz kolejny zdeklasował rywali i przypieczętował triumf w całym wyścigu. Pracę na rzecz swojego lidera ponownie wykonał Rafał Majka i ukończył etap na 10. miejscu.

107. edycja Giro d'Italia powoli dobiega końca. Na sobotnim etapie kolarze pokonali ostatnie trudności przed wielkim finałem tegorocznej edycji wyścigu w Rzymie. 20. odcinek był już ostatnią okazją, by chociaż postraszyć lidera imprezy Tadeja Pogacara. Słoweniec różową koszulkę lidera założył po zwycięstwie na drugim etapie i nie oddał jej już nikomu. Jedynie katastrofa mogła sprawić, że kolarz ekipy UAE Team Emirates roztrwoniłby przewagę 7 minut i 42 sekund nad Danielem Felipe Martinezem z Bora Hansgrohe.

Polscy kibice po cichu liczyli na to, że Rafał Majka otrzyma wolną rękę na przedostatnim etapie w nagrodę za wspaniałą pracę na rzecz Tadeja Pogacara na przestrzeni całego tegorocznego Giro d'Italia. Po wtorkowym etapie Słoweniec przyznał, że chciał, aby to Polak powalczył o etapowy skalp, ale ten niestety nie czuł się na tyle mocny, by mógł pojechać na swoje konto.

20. etap o długości 184 kilometrów prowadził peleton z Alpago do Bassano del Grappa. Po drodze zawodnicy musieli dwukrotnie zmierzyć się z 18-kilometrowym podjazdem pod Monte Grappa. Te dwie trudności w głównej mierze złożyły się na 4540 metrów przewyższenia do pokonania. Na początku rywalizacji, jako że to już ostatni etap, w którym na szczęście mogli liczyć uciekinierzy, wielu kolarzy próbowało zabrać się w odjazd. Ich praca na nic się jednak zdała, ponieważ ekipa UAE Team Emirates postanowiła odnieść szóste etapowe zwycięstwo. Drużyna słoweńskiego mistrza dyktowała ostre tempo w peletonie już na pierwszym przejeździe przez Monte Grappa.

ZOBACZ WIDEO: Śmierć zajrzała w oczy Świderskiemu. "Mogliby mnie nie odratować"

Spośród harcowników podczas sobotniego etapu najmocniejsi okazali się Giulio Pelizzari, Alessandro Tonelli oraz Pelayo Sanchez. Dwóch Włochów i Hiszpan rozpoczynali drugi raz podjazd pod Monte Grappa z przewagą 2 minut i 30 sekund. Do mety pozostawało 45 kilometrów, kiedy na czele jechał już tylko Giulio Pelizzari. Tymczasem w peletonie do pracy szykował się Rafał Majka. Oznaczało to, że najprawdopodobniej już za kilka chwil Tadej Pogacar zdecyduje się na atak po kolejny triumf. Przewaga ambitnie jadącego Pelizzariego malała w zastraszającym tempie. Kiedy Słoweniec ruszył do przodu, stało się jasne, że dojedzie do Włocha jeszcze przed szczytem premii górskiej.

Słoweniec samotnie osiągnął szczyt Monte Grappa i pomknął w dół 26-kilometrowym zjazdem do mety w Bassano del Grappa.

6. zwycięstwo Tadeja Pogacara w Giro d'Italia stało się faktem. Słoweniec po raz kolejny zdominował konkurencję i przypieczętował triumf w klasyfikacji generalnej 107. edycji Giro d'Italia. Drugie miejsce zajął Francuz Valentin Paret-Peintre, a trzecie Kolumbijczyk Daniel Felipe Martinez.

- Cały zespół wykonał dzisiaj wspaniałą pracę. Wiedzieliśmy, że musimy w pewnym momencie przyspieszyć i rozerwać peleton. Wygraliśmy etap i wygraliśmy tegoroczne Giro - mówił w wywiadzie dla stacji Eurosportu Rafał Majka.

Polak do mety dojechał na 10. miejscu. Rafał Majka pokazał po raz kolejny, że jest znakomitym pomocnikiem w ekipie UAE Team Emirates. Mimo to liczyliśmy, że uda mu się odnieść upragnione zwycięstwo etapowe we włoskim wielkim tourze. Przypomnijmy, że kolarz z Zegartowic ma na swoim koncie triumfy w Tour de France i Vuelta a Espana, ale wciąż pozostaje bez etapowego skalpu w Giro d'Italia.

W klasyfikacji generalnej Pogacar powiększył swoją przewagę w klasyfikacji generalnej do 9 minut i 56 sekund nad Danielem Felipe Martinezem. Wszystko wskazuje na to, że na trzecim stopniu podium stanie Geraint Thomas. 38-letni Walijczyk do lidera traci 10 minut i 24 sekundy.

W niedzielę na kolarzy czeka wielki finał, czyli sprinterski etap z metą w Rzymie. Kto wie? Może powody do radości pod Koloseum sprawi nam Stanisław Aniołkowski.

Komentarze (0)