Tragiczny wypadek 18-latki. Reakcje służb dają do myślenia

Zdjęcie okładkowe artykułu: Twitter / x.com/UCI_media / Na zdjęciu: Muriel Furrer
Twitter / x.com/UCI_media / Na zdjęciu: Muriel Furrer
zdjęcie autora artykułu

Dokładne okoliczności śmiertelnego wypadku 18-letniej szwajcarskiej kolarki Muriel Furrer na MŚ budzą wiele pytań. Organizatorzy i przedstawiciele służb odmawiają komentarzy. Pojawiły się głosy, że ranna zawodniczka długo czekała na pomoc.

W tym artykule dowiesz się o:

Muriel Furrer doznała poważnego urazu głowy podczas czwartkowego wyścigu juniorek na kolarskich mistrzostwach świata w Zurychu. W dniu zawodów nad trasą zmagań odnotowano intensywne opady deszczu. 18-latka została przetransportowana do szpitala helikopterem. Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) określiła jej stan jako "bardzo krytyczny" (więcej: TUTAJ).

Niestety, jej życia nie udało się uratować. Dziewczyna zmarła następnego dnia w Szpitalu Uniwersyteckim w Zurychu. Już w piątek szwajcarski dziennik "Blick" pisał o tym, że Furrer po wypadku długo czekała na niezbędną pomoc.

"Nie jest do końca jasne, co dokładnie spowodowało obrażenia Furrer, chociaż w miarę pojawiania się nowych informacji wiadomo już, że 18-latka leżała niezauważona w lesie przy drodze przez długi czas, zanim w końcu na miejscu pojawiły się służby ratunkowe" - pisano.

"Blick" donosi, że dyrektor sportowy UCI Peter van den Abeele oraz Olivier Senn pełniący rolę dyrektora sportowego Mistrzostw Świata jak dotąd odmawiali szerszego komentarza na temat wypadku. Krótka konferencja prasowa poświęcona śmierci kolarki trwała zaledwie kilka minut.

Obaj działacze nie podawali szczegółów, powołując się na dobro trwającego śledztwa. Jak dotąd do opinii publicznej nie przekazano podstawowych informacji na temat wypadku, w tym jego dokładnego miejsca i przybliżonego czasu.

Dziennikarze szwajcarskiej gazety w piątkowy poranek pojawili się na trasie wyścigu. Z ich relacji wynikało, że początkowo teren nie został w żaden sposób zabezpieczony. Napotkani tam przechodnie co prawda słyszeli o wypadku, jednak  nie potrafili wskazać, gdzie mogło do niego dojść.

Po jakimś czasie na miejscu pojawiło się kilka patrolów policji. Funkcjonariusze również odmówili jakiegokolwiek komentarza w tej sprawie. Około godziny 10:00 dotarli tam też członkowie zespołu ds. bezpieczeństwa na torze.

Przy jednym z zakrętów rozłożyli maty ochronne na drzewach oraz znak ostrzegawczy dla zawodników. Być może to właśnie w tym miejscu Furrer wypadła z trasy. Potwierdzać może to  fakt, że gdy w czwartek około godziny 12:45 przejeżdżała tamtędy grupa kolarzy, w przekazie telewizyjnym widać było migające światła karetek. Zakręt przebiega nad kilkumetrowym zboczem, na którego dnie znajduje się gęsto zalesiony las.

"Blick" ustalił, że Furrer przejeżdżała tamtędy około 11:00. Istnieje więc możliwość, że 18-latka straciła panowanie nad rowerem, stoczyła się ze zbocza i znalazła się w lesie, gdzie leżała niezauważona przez dłuższy czas. Na mistrzostwach świata nie ma komunikacji radiowej między zawodnikami a obsługą, więc zawodniczka nie mogła poinformować organizatorów o swojej sytuacji.

Kolejni policjanci pojawili się w tej okolicy w piątek przed południem. Mieli oni zabezpieczać zaplanowany na ten dzień wyścig w kategorii U-23. Dziennikarze "Blicka" raz jeszcze spróbowali uzyskać nowe informacje ws. wypadku Furrer. To jednak im się nie udało. Co więcej, w odpowiedzi usłyszeli podobno, że dowódca jednostki zabronił swoich podwładnych rozmów z mediami pod groźbą poważnych konsekwencji służbowych.

Pojawiały się również sugestie, że organizatorzy zmagań mieli na kilka godzin zataić przed opinią publiczną informacje o czwartkowym wypadku Furrer. Według "Blicka" wiedzieli o całej sytuacji około 13:00. Mimo tego o 14:15  na tej trasie zgodnie z planem rozpoczął się kolejny wyścig. Oficjalne oświadczenie na temat zdarzenia wydano za to dopiero w godzinach wieczornych.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty