Czesław Lang od 32 lat jest dyrektorem Tour de Pologne. Każdego roku stara się, aby trasa wyścigu pokazywała piękne zakątki naszego kraju, a przy tym była atrakcyjna pod kątem sportowego widowiska.
Kibice często zapominają, że gdyby etapy były poprowadzone w centralnej lub północnej Polsce, to wyścig byłby nudny do oglądania z uwagi na brak podjazdów, które zwiększają poziom trudności, a co za tym idzie, generują różnice czasowe pomiędzy kolarzami.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Fornal i Kłos w świetnych humorach
Trasa tegorocznego Tour de Pologne była wyjątkowo "górska", bo mieliśmy 2 etapy w rejonie Sudetów, jeden na Podbeskidziu i 2 na Podhalu. Niestety kraksa na 3. etapie, naszpikowanym podjazdami wokół Wałbrzycha, w wyniku której poważne obrażenia odniósł Włoch Filippo Baroncini, (czytaj więcej) miała duży wpływ na dalszy przebieg rywalizacji i postawiła przed organizatorami pytanie, czy warto szukać nowych trudności i urozmaiceń, czy też lepiej kontynuować ściganie na przetartych szlakach.
- Moglibyśmy spróbować zorganizować ten etap do Wałbrzycha jeszcze raz, ale też musimy brać pod uwagę, co by było, gdyby znowu pojawiła się taka kraksa. Można wymyśleć nie wiadomo jak trudną trasę, ale wszystko zależy od tego, jak kolarze chcą się ścigać. Na pewno góry zawsze pomagają, ale nieraz jest tak, że mamy etap 200 kilometrów, ale na wyścigu nic się nie dzieje, aż do ostatniego podjazdu, tak jak to było w Karpaczu - tłumaczył Lang.
Ważnym punktem w programie wyścigu po raz kolejny była jazda indywidualna na czas, która ułożyła klasyfikację generalną. "Czasówki" najprawdopodobniej będą rozgrywane także przy okazji kolejnych edycji.
- Przygotowaliśmy tą czasówkę, zdając sobie sprawę z tego, że mieliśmy takie edycje, kiedy pierwsza dziesiątka "generalki" mieściła się w 10 sekundach, czyli te różnice były tak małe, że zwycięzcę wyłaniała lotna premia. Po to robimy na końcu "czasówkę", żeby ten ostatni etap był etapem prawdy, etapem walki z samym sobą i żeby ten, który wygra czasówkę, wygrał też cały wyścig - wyjaśnił dyrektor imprezy.
82. edycja Tour de Pologne miała wyjątkowy charakter, ponieważ po raz ostatni oglądaliśmy na tej imprezie Rafała Majkę. Pożegnanie popularnego "Zgreda" z Zegartowic kończy pewien rozdział w historii polskiego kolarstwa, ponieważ nie widać na horyzoncie młodych następców Majki, szczególnie jeśli popatrzymy na kolarzy specjalizujących się w jeździe po górach. Zdaniem Langa problem ten, tak jak w wielu innych dyscyplinach, leży w kwestii odpowiedniego szkolenia.
- Zawsze ubolewałem nad tym, że nie mamy takiej polskiej szkoły kolarstwa, bo jeśli ktoś trafi do jakiejś szkółki, na zaplecze, to kiedy trenuje, to jest ustawiany w takiej pozycji pomocnika. Taka osoba nie ma roli lidera i nie ma mentalności zwycięzcy, która jest bardzo potrzebna w kolarstwie. Kiedy ja byłem młodym kolarzem w kadrze, to zawsze trenowałem z mentalnością zwycięzcy. Kiedy startowałem, to nie jechałem w wyścigu po to, żeby go ukończyć, ale żeby go wygrać. Wierzę jednak, że dzięki tym sukcesom, które mieliśmy, znajdą się kolarze, którzy zajmą miejsce Rafała Majki czy Michała Kwiatkowskiego. Teraz mamy na przykład taki dobry moment w kobiecym kolarstwie - tłumaczył dyrektor Tour de Pologne.
Jak będzie wyglądała trasa kolejnej edycji Tour de Pologne, przekonamy się dopiero w czerwcu, ale już niebawem startuje 3. edycja Tour de Pologne Kobiet z udziałem rewelacyjnej Dominiki Włodarczyk, która na 4. miejscu zakończyła wyścig Tour de France Femmes.
Przypomnijmy, że 82. edycję Tour de Pologne wygrał Amerykanin Brandon McNulty (UAE Team Emirates XRG) przed Antonio Tiberim (Bahrain Victorious) oraz Matteo Sobrero (Red Bull - Bora-Hansgrohe).