Szósty królewski etap rozpocząć się miał w Krynicy-Zdroju, a zakończyć w Zakopanem po pokonaniu przez kolarzy ponad 200 kilometrów. Z planów tych ponownie nic jednak nie wyszło – zawodnicy wystartowali w Piwnicznej, a ponadto nie pokonywali liczących dwadzieścia pięć kilometrów pętli wokół Zakopanego (z Murzasichla nie pojechali do Głódówki z powodu... zalegającego tam śniegu) i dystans liczył ostatecznie 118 kilometrów. Powód tych zmian był taki sam, co w poprzednich dniach – pogoda. Już od poniedziałku rywalizacja była wielce utrudniona z powodu zimna, wiatru i deszczu, jednak wszystko to, co kolarze przeszli wcześniej, było niczym w porównaniu z koszmarnymi warunkami panującymi w piątek, gdy wszelkie niedogodności pogodowe nasiliły się znacznie bardziej niż wcześniej. Z tego powodu, mimo stosunkowo krótkiego dystansu, trasa okazała się niezwykle selektywna i liczni zawodnicy stracili wiele minut.
Już po kilku kilometrach od peletonu oderwała się siedmioosobowa grupka, w której ponownie nie zabrakło Marcina Sapy. Polski zawodnik zaatakował już czwarty dzień z rzędu i raz jeszcze powiększył swoją przewagę w klasyfikacji najaktywniejszych, zapewniając sobie wywalczenie koszulki za zwycięstwo w tej kategorii. Ucieczka z udziałem Sapy szybko została dogoniona i nasz zawodnik zmęczony wielodniowymi szarżami stracił kontakt z czołówką, jednak ambitnie walcząc dotarł w końcu do mety, choć kilkanaście minut po najlepszych.
Tymczasem na czele wyścigu swych szans próbowali kolejni kolarze. W pewnym momencie na atak zdecydowali się Tony Martin z Team Columbia i Markel Irizaz z Euskaltel i właśnie im udało się uzyskać sporą przewagę. Obydwaj zawodnicy przez dłuższy czas znajdowali się na czele stawki, aż Hiszpan zaczął w końcu gwałtownie słabnąć i nie był już w stanie wytrzymać tempa młodego Niemca. Martin jechał więc na czele samotnie i wciąż zwiększał swoją przewagę, jednak to nie jemu przyszło radować się na mecie z triumfu. Z peletonu oderwał się bowiem doświadczony Jens Voigt, stały bywalec Tour de Pologne, który rokrocznie plasował się wysoko w klasyfikacji generalnej, jednak nigdy dotąd nie zdołał wygrać. Weteran grupy CSC, jadąc równym mocnym tempem, stopniowo zaczął odrabiać stratę, błyskawicznie minął wykończonego Irizaza i ścigał dalej swego młodszego rodaka.
Różnica między dwoma Niemcami zaczęła bardzo szybko maleć i jeszcze przed ostatnią górską premią Voigt dogonił lidera. Martin przed pewien czas próbował utrzymywać się jeszcze za plecami rywala, jednak ten ponownie przyspieszył i kolarz Teamu Columbia pokręcił tylko z niedowierzaniem głową. Etap był już rozstrzygnięty.
Na finiszu w pobliżu Wielkiej Krokwi Voigt zjawił się czterdzieści siedem sekund przed swoim rodakiem, a z uwagi na niewielką stratę w klasyfikacji generalnej do prowadzącego dotąd Jose Joaquina Rojasa (w piątek był czterdziesty piąty) został nowym liderem wyścigu. Wszystko wskazuje więc na to, że po latach prób Niemiec w końcu zwycięży w Tour de Pologne.
Za plecami Voigta i Martina zjawili się Franco Pelizotti i aktywny w końcówce Marek Rutkiewicz z reprezentacji Polski, którzy o kilka sekund wyprzedzili bardzo nieliczny, liczący niespełna trzydziestu kolarzy, peleton. Dzięki trzeciej pozycji na mecie Włoch z zespołu Liquigas awansował na drugie miejsce w klasyfikacji generalnej, jednak do lidera traci znacznie ponad minutę.
W 65. Tour de Pologne do rozegrania pozostał już tylko jeden etap – z Rabki Zdroju do Krakowa, liczący 153 kilometry. Na trasie zaplanowane są górskie premie, jednak tylko II i III kategorii i raczej mało prawdopodobne jest, aby Voigt wypuścił z rąk triumf.