Ich akcja była skazana na porażkę. Pięciogodzinna ucieczka na etapie zakończonym trzydziestoma kilometrami płaskiej trasy to wyzwanie dla żądnych chwały harcowników, którzy błysną, pokażą się kibicom i ostatecznie ulegną naporowi peletonu. Maciej Bodnar, Kamil Zieliński oraz Gatis Smukulis zaskoczyli jednak wszystkich. Pierwszy wygrał etap, a drugi został liderem wyścigu.
[ad=rectangle]
Człowiek od czarnej roboty
Bodnar to człowiek z cienia. Rozprowadza sprinterów, kasuje ucieczki i dba o swojego lidera. W peletonie mówi się o takich ludziach "gregario". Przez całe życie poświęcają się dla innych, a ich praca jest sowicie wynagradzana. Cenią ich wszyscy, smaku zwycięstwa nie zaznają jednak nigdy. Taki los. Polak w wielkich tourach startował siedem razy. Nigdy nie ukończył wyścigu w czołowej "setce".
30-latek w przeszłości jeździł dla Liquigasu, przemianowanego później na Cannondale. Dwa lata temu po jego usługi sięgnął Tinkoff Saxo. Bjarne Riis z miejsca delegował Polaka do występów w Tour de France i Vuelta a Espana. W Hiszpanii Bodnar był siódmy w jeździe indywidualnej na czas. Nic dziwnego, jest w tej specjalności trzykrotnym mistrzem Polski.
Ten sezon miał być przełomowy. Polak był drugi w Wyścigu dookoła Omanu, a prestiżowe Tirreno-Adriatico otworzył czwartą lokatą w prologu. W maju podczas zawodów w Kalifornii złamał obojczyk. Po raz trzeci w karierze. Plan kolejnego startu w TdF legł w gruzach.
- Pomyślałem już, że ten sezon jest dla mnie skończony - mówił na mecie w Nowym Sączu. Kość pękła wzdłuż, lekarze byli w kropce. Operacji udało się jednak uniknąć. Pauza trwała trzy miesiące. Przez cztery tygodnie nie usiadł na rowerze. Na polski wyścig przyjechał odzyskać rytm przed Vueltą i wspomagać Pawła Poljańskiego. W środę zaskoczył wszystkich.
Nieznany lider
Etapowy sukces Bodnara był sensacją. Podobnie jak drugie miejsce oraz żółta koszulka dla Zielińskiego. 27-latek znany jest tylko na polskim podwórku. Przed startem TdP w jego kolarskim CV najjaśniej świeciło zwycięstwo w Wyścigu Solidarności i Olimpijczyków. Imprezie kategorii 2.2, istotnej tylko w skali krajowej. Teraz jest liderem jednego z najważniejszych wyścigów na świecie.
- Nie myśleliśmy, że dojedziemy tak do mety. Po prostu staraliśmy się walczyć do końca - przyznaje Zieliński. Dla niego zmagania z upałem i ścigającym ucieczkę peletonem były szczególnie trudne. Dwa dni wcześniej brał udział w kraksie. Obił żebra, z bólu nie przespał nocy. W środę po kłopotach nie było już śladu.
Zobacz kraksę i najciekawsze momenty drugiego etapu -->
Jego sukces to wspaniały wynik dla reprezentacji Polski. Drużyna narodowa, startująca w Tour de Pologne z dziką kartą, przed rokiem rozczarowała. Najlepszy z Biało-Czerwonych - Paweł Cieślik - był w klasyfikacji generalnej trzydziesty czwarty. Teraz Piotr Wadecki ma w swojej ekipie lidera, a kreowany na jednego z faworytów wyścigu Tomasz Marczyński traci do niego tylko pół minuty.
Zieliński to kolarz twardy i wytrzymały. W górach czuje się nieźle. Dyrektor sportowy naszej drużyny narodowej Andrzej Sypytkowski uważa, że na etapie z Nowego Sącza do Zakopanego może obronić koszulkę. Ząb, Gubałówka i Głodówka to podjazdy na jego miarę. Kolejny dzień na TdP znowu może być polski.
#dziejesiewsporcie: Zlatan byłby dumny. Jest następca genialnego Szweda?