Kabul, stolica Afganistanu. Ogromne, ponad 2,5-milionowe miasto położone w górskiej dolinie, powoli budzi się ze snu. Słońce dopiero przebija się przez horyzont. Kilkanaście osób krząta się wokół trzech samochodów dostawczych. Wynoszą z budynku rowery, pakują do aut, nawet ze sobą nie rozmawiają. Po chwili dynamicznie odjeżdżają w stronę gór, poza centrum miasta.
Gdyby mogli, zabiliby
Ta scena powtarza się od trzech do pięciu razy w tygodniu. Były zawodnik, obecnie prezydent Afgańskiego Związku Kolarskiego oraz jednocześnie selekcjoner kadry narodowej - Abdul Sadiq - w ten sposób przygotowuje kilkadziesiąt zawodniczek do kolejnego sezonu. - Gdybyśmy chcieli trenować na ulicach Kabulu, mężczyźni by nas pozabijali - tłumaczy w rozmowie z dziennikarzem BBC. - Oni nie mogą się pogodzić z tym, że kobieta może jeździć na rowerze. Dla nich to niepojęte.
W latach 90. ubiegłego wieku, kiedy w Afganistanie rządzili Talibowie, kobiety nie miały praktycznie żadnych praw. Nie mogły się kształcić, nie mogły podejmować pracy zawodowej. Ba! Nie mogły nawet wyjść na ulicę, do sklepu bez towarzystwa mężczyzny. Złamanie tych reguł mogło zakończyć się karą śmierci.
W 2001 roku zakazy zniesiono. Teoretycznie. Bo praktycznie w Afganistanie nadal rządzą mężczyźni. I nadal nie akceptują kobiet wyzwolonych. - Bo tak nas z pogardą nazywają - tłumaczą dwie siostry, które są w narodowej kadrze kolarskiej, Massouma i Zarab. - Gdybyśmy same chciały sobie pojeździć po Kabulu, potrenować bez naszego trenera, to...
- Jestem pewna, że byśmy nie wróciły żywe do domu - dodaje Zarab. - Zaczęłoby się od wyzwisk, potem jakiś kamień poleciałby w naszą stronę, aż w końcu zaatakowałaby nas grupa mężczyzn, biła, kopała, aż do śmierci.
- Racja - w rozmowę wtrąca się Malika Yousufi. - Podczas jednego z treningów poza miastem, do jednej z naszych koleżanek podjechał motocyklista i przy sporej prędkości uderzył ją w plecy. Przewróciła się, mocno poturbowała, leczyła potem długo kontuzję. Nie wiem, jakby się to wszystko skończyło, gdyby nie fakt, że cały czas z nami jeździ nasz trener. Jest naszą tarczą ochronną.
Rower - metafora wolności
Grupa afgańskich zawodniczek została w tym roku nominowana do pokojowej Nagrody Nobla. 118 włoskich parlamentarzystów zgłosiło tę kandydaturę. "Nominacja do Pokojowej Nagrody Nobla to wyraz uznania dla odwagi i waleczności tych kobiet, które wróciły na ulice, aby walczyć o swoje prawa, jeżdżąc na rowerze" - można przeczytać w uzasadnieniu.
Włosi dodali również, że "rower jest najbardziej demokratycznym środkiem transportu, jaki kiedykolwiek powstał". Na oficjalnej stronie internetowej afgańskiej kadry kolarskiej zawodniczki podkreślają, że ich inspiracją są amerykańskie kobiety. Otóż to właśnie tam, na przełomie XIX i XX wieku sufrażystki jeździły na rowerach, co było szczytem rozpusty i rozwiązłości seksualnej. - Rower jest metaforą zmian i wolności - twierdzi córka Abdula Sadiqa, Marjan "Miriam" Sedequl. - Koła w ruch, cała para w pedały, zmieniamy świat! Chcemy właśnie rowerami przekonać mężczyzn w Afganistanie, że należy nam się szacunek.
Tak naprawdę to właśnie od Miriam się zaczęło - w 2011 roku. Głównie dla niej ojciec założył grupę kolarską, w której mogła swobodnie trenować. Co ciekawe, w Afganistanie już w 1986 roku powstał zespół, w którym trenowały kobiety, ale pięć lat później Talibowie go rozwiązali i zakazali kobietom jakiejkolwiek aktywności sportowej.
[nextpage]
Teraz Miriam prowadzi razem z ojcem cały projekt. Zarządzają federacją kolarską, szkolą zawodniczki, ubiegają się o dofinansowanie, jeżdżą na zawody. - Cały czas mamy pod górkę - żalił się przed rokiem dziennikarzowi Reutersa, Sadiq. - Od kilku miesięcy nie dostajemy pieniędzy na wynagrodzenia. Każda z naszych zawodniczek powinna otrzymywać miesięcznie 1000 afgani (w przeliczeniu to ok. 17 dolarów, czyli ok. 65 złotych - przyp. red.). Od razu zaznaczę, że inne federacje, które szkolą sportowców-mężczyzn nie mają żadnych problemów finansowych. Wszystkie pieniądze są wypłacane zgodnie z harmonogramem.
- Spokojnie, tym sposobem nas nie zniechęcą - uspokaja trenera Jella. - Kochamy jazdę na rowerze. Finanse nie są najważniejsze.
Potwierdza to Miriam, która "wyłapuje" nowe zawodniczki marzące o sportowej karierze. - W naszym zespole mamy do czynienia z dość dużą rotacją - mówi. - Dziewczyny zaczynają mniej więcej w wieku 15-16 lat, ale mając 20 lat wychodzą za mąż i... To jest koniec ich kariery. Niestety, ich mężowie nie pozwalają na kontynuowanie pasji sportowej.
Celem Tour de France
- To był taki miks sprzętu sprzed 20 lat i rowerów, które każdy z nas może kupić w dowolnym supermarkecie. Ciężkie ramy, brak pedałów z systemem wpinania butów, brak nawet "nosków", ale za to na wyposażeniu... nóżka, którą pewnie każdy z nas ma w rowerze miejskim. Brakowało jeszcze dynama i oświetlenia - tak w rozmowie z WP SportoweFakty Tomasz Marczyński opisywał sprzęt, który zobaczył w reprezentacji Dżibuti podczas wyścigu Tour du Maroc.
W Afganistanie sytuacja ze sprzętem wygląda podobnie, jak w egzotycznej kolarsko Afryce. - To jeden z naszych największych problemów - przyznaje Sadiq. - Żadna z zawodniczek nie ma własnego roweru. Wszystkie należą do federacji. Wypożyczamy je na treningi. Nie są to nowoczesne maszyny. Raczej sprzęt, który udało się pozyskać, gdzieś tam dzięki dobrym ludziom. Sami je naprawiamy...
Tutaj się zatrzymajmy na chwilę. Kiedy podczas treningu zawodniczka złapie gumę, to musi czekać na trenera. Tylko on może wymienić dętkę. - Mimo że doskonale potrafimy to zrobić - tłumaczy Miriam. - Przecież po zajęciach, w zamkniętej hali w Kabulu, gdzie przechowujemy rowery, często dokręcamy śrubki, regulujemy przerzutki, smarujemy łożyska. Jednak na drodze musi tym zająć się mężczyzna. Gdyby ktoś zobaczył, że kobieta zmienia koło, byłby wielki skandal. Znów mogłybyśmy się narazić na atak niekontrolowanej agresji. Tylko mężczyźni mogą cokolwiek naprawiać. Tylko oni nadają się do prac "technicznych".
O dzielnych sportsmenkach powstaje film dokumentalny - "Afghan Cycles". Sarah Menzies postanowiła pozyskać środki na swój projekt na znanej platformie crowfundingowej kickstarter.com. Artystka w krótkim okresie czasu zebrała ponad 52 tysiące dolarów od prawie 600 dobroczyńców. - To namacalny dowód na to, jak bardzo los tych kobiet przejmuje ludzi na całym świecie - cieszy się Menzies.
- Może tak my, jako afgańska federacja, powinniśmy na kickstarterze pozyskiwać dodatkowe fundusze? - zastanawia się głośno Sadiq. - Każdy dolar byłby dla nas ogromną pomocą. Zwłaszcza, że mamy marzenia.
Afgańskie zawodniczki nie tylko trenują. Biorą udział w międzynarodowych zawodach. - Ze względu na problemy finansowe nie stać nas na podróże do Europy, gdzie kolarstwo stoi na najwyższym poziomie - opowiada Sadiq. - Ale kilka startów i nawet zwycięstw w Bangladeszu czy Pakistanie mamy już na koncie. Z roku na rok nasz poziom jest coraz wyższy. Szkoda tylko tego, o czym wspomniała moja córka. Średnio w wieku 20 lat moje zawodniczki kończą karierę.
- Marzę o starcie w Tour de France - kończy jedna z czołowych zawodniczek, Yousufi. - Zrobię wszystko, aby jako pierwsza kobieta z Afganistanu pojechać w tym wielkim wyścigu. Nic mnie nie zatrzyma.
Marek Bobakowski
Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: piękny gest piłkarzy Barcelony