"Bili i kopaliby nas aż do śmierci". Wstrząsające słowa sportsmenki z Afganistanu

W tym kraju kobiety nie powinny same pokazywać się na ulicach. A już o treningu z odsłoniętą twarzą, czy w krótkich spodenkach, nie ma nawet mowy.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
YouTube

Kabul, stolica Afganistanu. Ogromne, ponad 2,5-milionowe miasto położone w górskiej dolinie, powoli budzi się ze snu. Słońce dopiero przebija się przez horyzont. Kilkanaście osób krząta się wokół trzech samochodów dostawczych. Wynoszą z budynku rowery, pakują do aut, nawet ze sobą nie rozmawiają. Po chwili dynamicznie odjeżdżają w stronę gór, poza centrum miasta.

Gdyby mogli, zabiliby Ta scena powtarza się od trzech do pięciu razy w tygodniu. Były zawodnik, obecnie prezydent Afgańskiego Związku Kolarskiego oraz jednocześnie selekcjoner kadry narodowej - Abdul Sadiq - w ten sposób przygotowuje kilkadziesiąt zawodniczek do kolejnego sezonu. - Gdybyśmy chcieli trenować na ulicach Kabulu, mężczyźni by nas pozabijali - tłumaczy w rozmowie z dziennikarzem BBC. - Oni nie mogą się pogodzić z tym, że kobieta może jeździć na rowerze. Dla nich to niepojęte.
Fot. YouTube Fot. YouTube
W latach 90. ubiegłego wieku, kiedy w Afganistanie rządzili Talibowie, kobiety nie miały praktycznie żadnych praw. Nie mogły się kształcić, nie mogły podejmować pracy zawodowej. Ba! Nie mogły nawet wyjść na ulicę, do sklepu bez towarzystwa mężczyzny. Złamanie tych reguł mogło zakończyć się karą śmierci.

W 2001 roku zakazy zniesiono. Teoretycznie. Bo praktycznie w Afganistanie nadal rządzą mężczyźni. I nadal nie akceptują kobiet wyzwolonych. - Bo tak nas z pogardą nazywają - tłumaczą dwie siostry, które są w narodowej kadrze kolarskiej, Massouma i Zarab. - Gdybyśmy same chciały sobie pojeździć po Kabulu, potrenować bez naszego trenera, to...

- Jestem pewna, że byśmy nie wróciły żywe do domu - dodaje Zarab. - Zaczęłoby się od wyzwisk, potem jakiś kamień poleciałby w naszą stronę, aż w końcu zaatakowałaby nas grupa mężczyzn, biła, kopała, aż do śmierci.

- Racja - w rozmowę wtrąca się Malika Yousufi. - Podczas jednego z treningów poza miastem, do jednej z naszych koleżanek podjechał motocyklista i przy sporej prędkości uderzył ją w plecy. Przewróciła się, mocno poturbowała, leczyła potem długo kontuzję. Nie wiem, jakby się to wszystko skończyło, gdyby nie fakt, że cały czas z nami jeździ nasz trener. Jest naszą tarczą ochronną.

Rower - metafora wolności Grupa afgańskich zawodniczek została w tym roku nominowana do pokojowej Nagrody Nobla. 118 włoskich parlamentarzystów zgłosiło tę kandydaturę. "Nominacja do Pokojowej Nagrody Nobla to wyraz uznania dla odwagi i waleczności tych kobiet, które wróciły na ulice, aby walczyć o swoje prawa, jeżdżąc na rowerze" - można przeczytać w uzasadnieniu.

Włosi dodali również, że "rower jest najbardziej demokratycznym środkiem transportu, jaki kiedykolwiek powstał". Na oficjalnej stronie internetowej afgańskiej kadry kolarskiej zawodniczki podkreślają, że ich inspiracją są amerykańskie kobiety. Otóż to właśnie tam, na przełomie XIX i XX wieku sufrażystki jeździły na rowerach, co było szczytem rozpusty i rozwiązłości seksualnej. - Rower jest metaforą zmian i wolności - twierdzi córka Abdula Sadiqa, Marjan "Miriam" Sedequl. - Koła w ruch, cała para w pedały, zmieniamy świat! Chcemy właśnie rowerami przekonać mężczyzn w Afganistanie, że należy nam się szacunek.

Tak naprawdę to właśnie od Miriam się zaczęło - w 2011 roku. Głównie dla niej ojciec założył grupę kolarską, w której mogła swobodnie trenować. Co ciekawe, w Afganistanie już w 1986 roku powstał zespół, w którym trenowały kobiety, ale pięć lat później Talibowie go rozwiązali i zakazali kobietom jakiejkolwiek aktywności sportowej.

Czy zawodniczki z Afganistanu powinny otrzymać Nagrodę Nobla?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×