Centrum miasta od rana pulsowało. Niby turyści snuli się leniwie, niby gołębie na rynku spacerowały swoim rytmem, a jednak było czuć, że coś się w Krakowie dzieje. Wystarczyło wyjrzeć za róg, zrobić kilka kroków i nagle przed oczami rosło miasteczko w mieście.
Kolorowe balony, hostessy, stoika sponsorów i wielka scena ogrodzona od świata żółtymi barierkami. Start kolejnej edycji Tour de Pologne.
Polacy na Rynku Głównym dominowali, ale wcale nie byli najgłośniejsi. Wystarczyło hasło "Sagan". Peter Sagan. I tłumy Słowaków wybuchały głośnym piskiem. Kiedy oblepili barierki otaczające scenę, trudno było usłyszeć własne myśli.
Dwukrotny mistrz świata to postać, ikona. My kochamy Rafała Majkę, ale to Sagan jest gwiazdą Tour de Pologne. Kolarz, który w wyścigu organizowanym przez Czesława Langa osiągał pierwsze zawodowe sukcesy, wrócił do korzeni.
Przyjechali nie tylko kibice, przy mecie na krakowskich Błoniach rozstawił się także jego... sklep. Koszulki, czapeczki, breloczki, pierścienie. Ceny europejskie. W euro. Koszulka? Osiemdziesiąt. Skarpetki kolarskie? Około dwudziestu. - Mamy spore problemy z wymianą gotówki. Wszyscy przynoszą nam złotówki - śmieje się właściciel stoiska Kamil Sponer.
I wyjaśnia: - Powoli rozkręcamy ten biznes. Jesteśmy wszędzie tam, gdzie ściga się Peter. Po Tour de Pologne planujemy na przykład wyjazd do USA.
Oficjalny sklep Petera Sagana @Tour_de_Pologne pic.twitter.com/4chmOKscHQ
— Kamil Kołsut (@KamilKolsut) 29 lipca 2017
Miasteczko przy mecie to w ogóle miejsce niezwykłe. Na miarę tych budowanych przy starcie kolejnych etapów Tour de France. Swoje stoiska mają tu wszyscy sponsorzy i partnerzy wyścigu. Kibice mogą sprawdzić się na rowerze stacjonarnym, odpocząć na dmuchanych fotelach, wziąć udział w przygotowywaniu kolarskich przekąsek.
Suchą szosą kroczą panie z koszykami pełnymi upominków, między dorosłymi na rowerach przeciskają się dzieci, które też mają tu swój wyścig. Jedni łapią słońce, inni chowają się w cieniu. Starzy, młodzi. Mężczyźni, kobiety, całe rodziny. Niby jest sobota, a jednak przy Błoniach, w cieniu bryły stadionu Cracovii, trwa niedzielny piknik. Festyn.
Sport jest tu i najistotniejszy, i najmniej ważny. Wyścig stanowi przyczynek, inspiruje. A jednak ludzie przy mecie są już długo przed kolarzami. Bawią się, cieszą, oglądają; za chwilę będę krzyczeć, dopingować. Ale to, kto wygra, tak naprawdę nic nie zmieni. Cykliści przyjadą i pojadą. Zostaną emocje, zostaną wrażenia. I chyba o to w tej zabawie chodzi.
ZOBACZ WIDEO Iga Baumgart w nowej roli. Piotr Małachowski pod gradobiciem pytań