Jego znakiem rozpoznawczym w kolarskim peletonie były okulary korekcyjne i długie blond włosy. W wieku 23 lat wygrał Tour de France (1983 r.), powtarzając ten sukces w następnym roku. Był też triumfatorem Giro d'Italia (1989 r.). Nosił przydomek "Profesor". Po zakończeniu kariery zajął się komentowaniem kolarstwa, co sprawiało mu ogromną przyjemność.
- Kocham życie. Uwielbiam się śmiać, podróżować, czytać, dobrze zjeść - jak prawdziwy Francuz. Nie boję się śmierci, ale po prostu nie jestem na nią gotowy w wieku 50 lat - mówił w jednym z ostatnich wywiadów.
- Legendarny francuski kolarz Laurent Fignon nie żyje. Dwukrotny triumfator Tour de France przegrał długą walkę z rakiem w wieku 50 lat - poinformowała stacja telewizyjna France 2 ostatniego dnia sierpnia 2010 r.
Nicolas Sarkozy: "To był prawdziwy sportowiec"
ZOBACZ WIDEO: Emocjonalne słowa Małgorzaty Glinki o Agacie Mróz. "Czasami była smutna i nieobecna"
Świat kolarski okrył się żałobą. Historia walki z nowotworem, jaką stoczył Fignon, poruszyła m.in. prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego. - To był prawdziwy sportowiec - mówił polityk o "Profesorze" z Paryża.
Jeden z najwybitniejszych kolarzy w historii dowiedział się o chorobie nowotworowej, robiąc badania zlecone przez lekarzy po krwotoku żołądkowo-jelitowym. Diagnoza była przerażająca. Brzmiała jak wyrok - rak układu trawiennego.
- To złośliwa forma raka, na pewno została zaatakowana trzustka. Nie wiem, ile zostało mi życia, w ogóle nie wiem co się stanie. Jestem jednak optymistą. Podejmę walkę i wyjdę z niej zwycięsko - zapowiadał Fignon na antenie telewizji TF1 w czerwcu 2009 r.
31 agosto 2010 - Muore il ciclista francese Laurent Fignonhttps://t.co/pzGzZpICXB pic.twitter.com/9QtgkZ94wN
— Ivo Serentha (@Ivo_Serentha) 30 sierpnia 2017
Francuz był wówczas w przededniu wydania swojej książki pt. "Nous etions jeunes et insouciants" (z fr. "Byliśmy młodzi i beztroscy"), w której przyznaje się do stosowania dopingu w trakcie kariery zawodniczej, m.in. amfetaminy i kortyzonu. Nie łączył jednak tego z chorobą. Tłumaczył, że za nowotwór jelit odpowiada głównie sposób żywienia, a środki, które stosował nie działały na żołądek. - Inaczej wszyscy kolarze mojej generacji musieliby cierpieć na raka - przekonywał dziennikarzy.
Nie poddał się do samego końca
Walcząc z nowotworem Fignon trzy razy przechodził chemioterapię. Niestety, choroba nie chciała się cofnąć. - Niezależnie od tego, jak wielka jest moja wola życia, jeśli nie trafimy z odpowiednim lekarstwem, rak się rozszerzy, a ja pewnie umrę. Nie mogę nic zrobić, skoro nie można mnie wyleczyć - mówił na początku 2010 r., kiedy nastąpiły przerzuty do płuc.
Nie poddał się jednak do ostatnich dni życia. Na miesiąc przed śmiercią - w lipcu 2010 r. - Fignon pracował w roli eksperta i komentatora przy 97. edycji Tour de France.
- Jako komentator telewizyjny ukończył Wielką Pętlą w dobrej formie. Razem z Seanem Kellym mieliśmy zwyczaj jechać na pierwszych kilometrach z tyłu peletonu i we trzech gawędzić sobie o kolarstwie. Kosztowało nas to sporo sił, ale też wymagało dobrej kondycji - wspominał po odejściu "Profesora" Claude Criquielion, były kolarz belgijski.
Osiem sekund
Fignon wygrywał Tour de France w 1983 i 1984 r. Trzeciego zwycięstwa pozbawił Francuza Amerykanin Greg LeMond. Osiem sekund, które dzieliło pierwszego i drugiego zawodnika w klasyfikacji generalnej TdF w 1989 r. jest najmniejszą różnicą w ponad stuletniej historii Wielkiej Pętli.
Wszystko rozstrzygnęło się na ostatnim etapie - jeździe indywidualnej na czas. Fignon miał wówczas 50 sekund przewagi nad najgroźniejszym rywalem. LeMond przejechał jednak odcinek z metą na paryskich Champs-Elysees o 58 sekund szybciej od francuskiego kolarza, co dało mu osiem sekund przewagi w generalce i zapewniło końcowy triumf.
- Kiedy w 1989 r. stałem na najwyższym stopniu podium na TdF, czułem prawdziwy ból z jego powodu. To był jeden z najlepszych kolarzy ostatnich 35-40 lat - ocenił LeMond.
Fignon w dzieciństwie marzył o karierze piłkarza. Do kolarstwa przekonali go koledzy z podwórka. Na początku trenował w tajemnicy przed rodzicami, którzy byli temu przeciwni. W końcu zgodzili się, ale postawili synowi warunek - studia. Młody kolarz uczęszczał na Universite Paris XIII, lecz nie był dobrym studentem. Szybko zdecydował się przerwać naukę i wstąpić do wojska. Dostał się do słynącego z tradycji sportowych Bataillon de Joinville. Podczas odbywania służby wojskowej tylko upewnił się, że chce zostać zawodowym kolarzem.