"Na co czekasz? No rozsuń rozporek". Jedna z molestowanych zawodniczek opowiedziała nam swoją historię

- Na jego szyi wisiała koleżanka z pokoju. Kompletnie pijana. Nie była w stanie sama iść. Rzucił ją na łóżko jak kawał mięsa. Tak po prostu, jak się przerzuca mięso w rzeźni - opowiada nam jedna z zawodniczek.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
rywalizacja kolarzy Getty Images / Bryn Lennon / Na zdjęciu: rywalizacja kolarzy

W ostatnią sobotę (25.11) opublikowaliśmy w naszym serwisie rozmowę z Piotrem Kosmalą (cały wywiad TUTAJ >>), byłym wiceprezesem PZKol, z której po raz pierwszy publicznie dowiedzieliśmy się o seksaferze w polskim kolarstwie.

Od tego momentu ruszyła lawina. Minister sportu Witold Bańka wzywa do dymisji cały zarząd związku, Zbigniew Ziobro obiecuje, że sprawa będzie prowadzona przez prokuraturę wyjątkowo wnikliwie, prezes PZKol zrzuca winę na swoich poprzedników. A w tle mamy potencjalny zarząd komisaryczny i wybory zaplanowane na 22 grudnia. A gdzie w tym wszystkim są poszkodowane? Dziewczyny, które - wedle zeznań złożonych audytorom - były krzywdzone przez jedną z najbardziej znanych postaci polskiego kolarstwa ostatnich lat? Oto rozmowa z jedną z nich.

Nie wiem, jak zacząć.

Skoro już się spotkaliśmy, to proszę nie traktować mnie jak jajka. Wydaje mi się, że to już przepracowałam kilka razy w życiu. Te sytuacje. Damy radę.

ZOBACZ WIDEO Męczarnie Realu Madryt! Królewscy wygrali po karnym na raty [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]


Pewnie wolałaby pani porozmawiać z kobietą.

Nie mam już z tym problemu. Owszem, kiedyś uważałam, że wszyscy mężczyźni to zboczone świnie. Psychoterapeuta, mężczyzna zresztą, wytłumaczył mi, że to normalny etap wychodzenia z traumy. Minął.

Ma pani pretensje, że opublikowaliśmy wywiad z Piotrem Kosmalą?

Gdyby trafił pan w moje ręce w sobotę, zaraz po publikacji, to rozszarpałabym pana. Taka była moja pierwsza myśl. Potem przyszła refleksja. Skoro złożyłam zeznania audytorom już ładnych kilka miesięcy temu… Kiedy to było? No tak, to już kawał czasu. Wracając, skoro złożyłam zeznania i ten człowiek nadal chodzi sobie po ulicy, sprawa jakoś nie nabrała dynamizmu, a działacze PZKol wzajemnie szantażują się naszym kosztem, to stwierdziłam, że w sumie dobrze się stało. I chyba miałam rację. Widzę, że nagle wszystko ruszyło. Machina sprawiedliwości ruszyła.

Wiąże się to pewnie z tym, że dziennikarze dzwonią, że będzie trzeba złożyć zeznania przed prokuratorem. Nie boi się pani, że wypłyną dane poszkodowanych, w tym i pani?

Boję się. Ale wiedziałam to przed tym, jak zdecydowałam się spotkać z audytorami. Skoro powiedziałam, powiedziałyśmy, "A", to trzeba powiedzieć "B". A oczywiście przy okazji zaapeluję głównie do mediów, aby nas oszczędziły. Załatwmy to normalnie w prokuraturze, sądzie, niech winny zostanie sprawiedliwie osądzony i zapomnijmy o sprawie.

Co robił ten człowiek?

Kiedy pierwszy raz wieczorem, po kolacji, nie wiem, może było po 20-ej, ale nie później, wezwał mnie do siebie, to widziałam na twarzy mojej koleżanki, z którą dzieliłam pokój, dziwny grymas. Nie rozumiałam. Poszłam.

W jego pokoju panował półmrok. Na stole stały dwie szklanki wypełnione czymś pomarańczowym. Zaproponował, abym usiadła na krześle obok stolika, na którym były te szklanki. Stuknęliśmy się szkłem (zaproponował jakiś toast, ale nie pamiętam jaki), poczułam sok pomarańczowy i wódkę. Dużo wódki. Aż mnie chwilowo zamroczyło. Nie, nie wsypał tam nic. Po prostu megamocny drink.

Rozmawialiśmy o treningach, o mojej przyszłości, o zawodach. Nic wykraczającego poza normalność. Zrobił drugiego drinka, zaszumiało mi już w głowie. Nie powiem. Wiedziałam jednak, że jemu się nie odmawia. To pan i władca. Popełnisz jeden błąd i wylatujesz z zespołu, wylatujesz ze sportu. A ja chciałam się ścigać.

Przybliżał się do mojego krzesła, wziął moją rękę, zaczął ją gładzić, robił te swoje miny. Z jednej strony delikatny, czuły, uśmiechnięty. Z drugiej, jego oczy były dziwne. Nie wiem, jak to opisać. Bałam się ich. Przeszywały mnie w taki sposób, że czułam się, jakbym nie miała na sobie koszulki. Dziwne i dzikie. Tak, widać było w nich zwierzęce instynkty.

Nagle szarpnął moją rękę i zmieniając ton aż krzyknął: "Na co czekasz? No rozsuń rozporek".

Nie pamiętam, albo nie chcę pamiętać tych kolejnych kilku minut. Kiedy wróciłam do pokoju, nawet nie wiem jak i czy nie błądziłam po korytarzach hotelu, koleżanka podeszła do mnie, przytuliła, zaprowadziła do łóżka i powiedziała: "będzie dobrze, uwierz mi, wiem, co mówię".

Jak on się zachowywał następnego dnia, przecież dalej współpracowaliście?

Zszedł na śniadanie, na którym ja już byłam, jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnął się do nas, powiedział: "dzień dobry", wziął filiżankę i nalał kawę z dzbanka.

Jeżeli nie chce pani odpowiadać na to pytanie…

Wiem, o co chce pan zapytać. Wielokrotnie sama się o to pytałam. Dlaczego nie odeszłam z zespołu, dlaczego nie wezwałam pomocy, dlaczego nie zgłosiłam tej sprawy w prokuraturze. Nie wiem, do dzisiaj nie wiem.

Zastraszał was?

To jedyne wytłumaczenie mojej, i także innych dziewczyn, reakcji. Powiedział pan w telewizji, chyba w TVN-ie, że wygląda na to, że stworzył sektę. Tak, stworzył sektę. Straszył, że nas zniszczy, że wyrzuci z zespołu, że zadzwoni w odpowiednie miejsce i nie znajdziemy pracy nie tylko w sporcie, ale w ogóle w Polsce.

W Polsce? Miał rzeczywiście takie "plecy"?

Nie wiem, nie sprawdzałam, ale mówiło się o ludziach z najwyższych szczebli władzy. I to nie tylko tej sportowej. Być może te plotki, to było nasze, dziewczyn, usprawiedliwienie, że nic nie możemy zrobić, a być może prawda. Tak czy siak przez wiele lat udawało mu się tak pracować, szczuć ludzi, trzymać ich w garści. Jeżeli nie miał gdzieś wysoko poparcia, to tym bardziej się go boję.

Inne koleżanki też były molestowane?

Otworzyły się drzwi. Smuga światła z korytarza oświetliła pokój. Oświetliła na tyle słabo, że widziałam tylko jego sylwetkę. Na jego szyi wisiała koleżanka z pokoju. Kompletnie pijana. Nie była w stanie sama iść. Rzucił ją na łóżko jak kawał mięsa. Tak po prostu, jak się przerzuca mięso w rzeźni. Spojrzał na mnie i wyszedł. Jak gdyby nigdy nic.

Doskoczyłam do łóżka, poczułam odór alkoholu, tętno było, ona po prostu spała. W pijackim śnie. Przed oczami stanęły mi obrazki z jego pokoju. Wyobraziłam sobie, choć nie, ja to wiedziałam, co tam się musiało dziać. Zebrało mi się na wymioty. Opanowałam organizm.

Nie spałam całą noc. Czuwałam. Rano zeszłam na śniadanie bez koleżanki. On już był w jadalni, znów ten uśmiech, jadł jajecznicę, czytał gazetę, jak gdyby nigdy nic. Wzięłam dwie kawy, jedną czarną, mocną bez cukru i wróciłam do pokoju. Ona już siedziała na łóżku, skulona, patrząca w ścianę. Podałam jej mocną kawę, aby szybko wytrzeźwiała. Powiedziałam: - musimy chyba pogadać.

Jaka była reakcja?

- Nie mamy o czym, nic się nie stało - usłyszałam. To był koniec tematu. Nigdy do niego nie wróciłyśmy.

Zakończmy już temat jego nienormalnych żądz. Żeby było jasne, to nie wszystko, czym nas krzywdził. Jak wspomniałam, zastraszał nas. Nie tylko kobiety. Niech pan zapyta działaczy PZKol, czy nie było sytuacji, że masażyści, mechanicy, nawet pracownicy biurowi buntowali się i nie chcieli z nim współpracować. Pewnie teraz zaprzeczą. Ale wiem, że - jeżeli nawet nie tak wprost - sygnalizowali problem. On jednak zawsze spadał na cztery łapy. Ogólnie, ludzie byli kłębkami nerwów, niektórzy odchodzili, próbowali sobie ułożyć życie, jednak cały czas ich kontrolował. Pisał sms-y, dzwonił, nachodził.

Pieniądze zabierał?

Tak. Dzielenie się kasą z nagród było na porządku dziennym, ale kolarstwo to sport drużynowy, mimo wszystko, i w tym przypadku nie miałam mu tego jakoś szczególnie za złe. W pewnym momencie jednak zażądał prowizji od kontraktu rocznego. Pomyślałam, że to już sku******two.

Powiedziała mu pani o tym?

Nie, włożyłam pieniądze w kopertę i zapłaciłam.

Powiedziała pani o tym komuś, jeszcze przed audytorami?

Tak. Więcej niech pan nie pyta.

Coś jeszcze chciałaby pani opowiedzieć o współpracy z tym człowiekiem?

Tak. Pamiętam, jak mówił: - to taki zastrzyk wzmacniający. Nie bój się, to nie doping.

Tylko że ja czułam przypływ energii. Tak od razu, ale tłumaczyłam to psychiką. Natomiast kiedy po kilku tygodniach startowałam w zawodach i nogi "kręciły" tak jak nigdy dotąd, to przez głowę przechodziły mi różne myśli. Nawet zastanawiałam się, czy przeszłabym kontrolę dopingową.

W takich chwilach nigdy nie byłam jednak wylosowana. Nigdy mnie nie sprawdzili. Może to też potrafił załatwić, nie wiem. Owszem, w innych częściach sezonu często - używając prostego języka sportowców - sikałam do próbówki i byłam kłuta. Zawsze okazywało się, że jestem czysta.

Chciałabym wiedzieć, co mi aplikowali. Tak, teraz chciałabym to wiedzieć. Jestem na to gotowa.

Może pani powiedzieć, że wyrwała się z tej matni?

Tak. Przepracowałam swoje kolarskie życie z terapeutą, pomogło. Normalnie żyję, a to, że zgodziłam się na oficjalne zeznania przed audytorem, to taka kropka nad "i". Jasne, będą przesłuchania w prokuraturze, być może rozprawa w sądzie. Wróci to do mnie jeszcze wiele razy, ale nauczyłam się już o tym mówić.

Co panią najbardziej denerwuje, może denerwowało, w tej sprawie?

Jak widziałam jego mordę w telewizji. Ten jego niewinny, nawet czarujący w pewnym sensie, uśmiech. Jak opowiadał o ukochanym sporcie, o pasji, o medalach. Rzygać mi się chciało.

Co dalej?

Kilka gorących miesięcy pewnie. Przesłuchania, zeznania, dziwne telefony. Ale zamknijmy w końcu tego człowieka i zapomnijmy o sprawie. Nie wiem jak koleżanki. Ja zapomnę.

I niech pan pamięta. Powiedziałam panu nawet więcej niż audytorom.

Czy członkowie zarządu PZKol powinni się podać do dymisji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×