Zbigniew Spruch: Bułki, banany, żele. Tylko tak można przeżyć 7 godzin w siodełku

PAP / Wojciech Szabelski / Zbigniew Spruch przed jednym z etapów Tour de Pologne, w 1997 roku
PAP / Wojciech Szabelski / Zbigniew Spruch przed jednym z etapów Tour de Pologne, w 1997 roku

Prawie 300 kilometrów - tyle mają do przejechania kolarze startujący w jednym z najbardziej znanych wyścigów (Mediolan - San Remo). W gronie faworytów jest Polak - Michał Kwiatkowski.

[b][tag=53166]

Marek Bobakowski[/tag], WP SportoweFakty: Wyścig Mediolan - San Remo (odbędzie się 17.03.2018 - przyp. red.) to najtrudniejszy wyścig jednoetapowy na świecie?[/b]

Zbigniew Spruch, srebrny medalista MŚ (2000), trzeci kolarz Mediolan-San Remo (1999), triumfator Tour de Pologne (1995): Trudno jednoznacznie ocenić. Na pewno jeden z bardziej wymagających. Niewielu kolarzy jest w stanie przejechać go z uśmiechem na twarzy. Większość ma problemy.

7 godzin w siodełku, prawie 300 kilometrów walki - te liczby robią wrażenie. Jak to przetrwać fizycznie i psychicznie?

Trudniej chyba psychicznie. Siedem godzin odbija się mocno w głowie. Trzeba być bardzo mocnym, aby potem w końcowych fragmentach zmobilizować się do nadludzkiego wysiłku. Fizycznie? Są odpowiednie masaże, przygotowania, aby to wytrzymać.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: zwariowany film z Muellerem. Gwiazdor Bayernu bawił się z koniem

Wyżywienie, nawodnienie? Co robić, aby nie odcięło prądu?

Oj, dużo trzeba zjeść: bułki, banany i sporo wypić.

Żele energetyczne?

Oczywiście, ale raczej w drugiej połowie dystansu. Mają dość krótkie działanie. To taka "bomba energetyczna" na decydujące chwile.

No i nie można zapomnieć o jakimkolwiek posiłku, bo to się zemści na finiszu.

Kolarze mają to wszystko opanowane, spokojnie. W głowie jest zakodowany cały plan, co, kiedy i jak zjeść. A jak są zapominalscy, to dyrektorzy o tym wiedzą i przez radio im przypominają, albo podjeżdżają samochodem do takiego delikwenta i krzyczą, że ma jeść.

Mediolan - San Remo jest nazywany "wiosennymi mistrzostwami świata". Dlaczego?

Bo to wyjątkowo prestiżowy wyścig. W końcu jest zaliczany do pięciu monumentów. To najbardziej cenne wyścigi jednodniowe, czyli tzw. "klasyki". Ten, kto pierwszy przekracza metę w San Remo jest traktowany praktycznie tak, jak mistrz świata.

Panu wygrać się nie udało. Ale trzecie miejsce w 1999 roku i czwarte rok później to fantastyczne osiągnięcia.

Zawsze dobrze jeździło mi się wiosną, po przepracowaniu zimy. A ten klasyk rzeczywiście mi jakoś wyjątkowo leżał. Dobrze się czułem na jego trasie. No i przez wiele lat mój wynik był najlepszym w historii polskiego kolarstwa.

Przez 18 lat! Dopiero przed rokiem, w 2017, Michał Kwiatkowski pobił pana najlepsze osiągnięcie - wygrał ten monument.

Aż łezka się zakręciła w moim oku, jak obserwowałem walkę "Kwiato" z Peterem Saganem na ostatnich metrach. Michał jest genialnym kolarzem zasłużył na to, że jego nazwisko zapisało się na zawsze w tabeli triumfatorów.

W sobotę wygra po raz drugi?

Żebym to ja wiedział. Żeby ktokolwiek wiedział...

Sam mówi, że nie ma wielkiej presji. Już raz wygrał, świat się nie zawali, jak tym razem się nie uda.

Słusznie. Lepiej się jeździ na luzie, bez zbędnej presji.

Fachowcy stawiają go w gronie faworytów. Ostrzą zęby na walkę z Saganem. Słowak będzie chciał się odegrać za zeszłoroczną porażkę.

Tak, tylko, że takich faworytów jest dziesięciu, a może nawet kilkunastu. Nie skupiajmy się na walce Kwiato - Sagan. To będzie nowy wyścig, nie wracajmy do 2017. W Mediolan - San Remo trzeba mieć nie tylko mocną głowę, stalowe nogi, ale i sporo szczęścia.

Michał Kwiatkowski je ma. I zawsze doskonale potrafi je wykorzystać. Tak stało się choćby podczas zakończonego chwilę temu Tirreno - Adriatico. Startował jako człowiek, który miał pomóc Geraintowi Thomasowi, a kiedy ten miał defekt roweru, Polak natychmiast stał się liderem zespołu.

Michał to kolarz prawie kompletny. Zmężniał w ostatnich latach, z roku na rok jeździ coraz lepiej. Doskonale czuje się zarówno w roli pomocnika, jak i lidera. Nie ma problemów z ciężką pracą na Thomasa czy Chrisa Froome'a, a jak trzeba to odnajduje się w roli lidera zespołu. Świetnie jeździ klasyki, tygodniówki, czasówki to również jego specjalność. Mało tego, w ostatnich latach niesamowicie poprawił jazdę w górach.

Może za rok, dwa stać się liderem Sky na Tour de France?

Oczywiście. Na razie te kilkunastokilometrowe podjazdy w Alpach jeszcze nie są jego specjalnością, ale to kwestia innego rodzaju przygotowań. Jeżeli nieco odpuści wiosnę i klasyki to jest w stanie przygotować się tak do lata, że powalczy o triumf w klasyfikacji generalnej Tour de France. Nie mam wątpliwości.

W obliczu problemów Froome'a z przekroczeniem dawki salbutamolu i ewentualnej kary dyskwalifikacji, to właśnie na Kwiatkowskiego może spaść odpowiedzialna rola lidera zespołu.

Tak. Jeszcze nie w tym roku, ale w przyszłości będzie walczył o najwyższe miejsca w TdF, Giro d'Italia czy Vuelta a Espana. Jestem o tym przekonany. On ma jeszcze sporo sezonów jazdy na najwyższym poziomie przed sobą. Froome będzie powoli schodził ze sceny, Michał może wskoczyć na jego miejsce.

Co robi teraz Zbigniew Spruch? Czym się zajmuje?

Próbuję pomóc w szkoleniu młodych kolarzy w Zielonej Górze.

Ciężka praca.

Tak, niestety. Nie chodzi o wychowywanie nowych pokoleń kolarzy, bo to sama przyjemność, ale o ciągłą walkę, aby jakoś dopiąć budżet. Jest naprawdę ciężko.

Ciągnie jeszcze na rower?

No pewnie. Z tego się nie wyrasta. Co prawda w Polsce jeszcze mamy dość zimowe warunki, ale jak tylko pogoda jest znośna to chętnie na dwie, dwie i pół godziny wskakuję na szosę i jadę przed siebie. Przecież to moja miłość i pasja.

Komentarze (3)
avatar
vanhorne
20.03.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
jak latwo policzyc ok. 15 lat pozniej 
avatar
vanhorne
16.03.2018
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
taka to prawda o potedze angielskiego kolarstwa, wszyscy jada na doping, tak samo jak bylo z armstrongiem