Pakt Di Luki i Trullego - komentarze po 7. etapie Giro

O wygraniu etapu podczas Giro d'Italia na stulecie myśli Alessandro Bertolini (Diquigiovanni), który samotnie zjeżdżał przed peletonem na metę w Chiavennie, gdzie jednak dopadł go pościg.

- Znam ten zjazd bardzo dobrze - mówił zwycięzca ubiegłorocznego etapu w Cesenie, który mieszka niedaleko. - Podprowadziłem Gibo [Simoniego] do przodu, kiedy zobaczyłem, że przede mną jest pusta droga, więc ruszyłem - przyznał.

- To był szalony zjazd, jakbyśmy jechali na nartach - ocenił końcówkę Edvald Boasson Hagen (Columbia). - Na Giro przywieźliśmy wielką drużynę, która ma już trzy zwycięstwa w pierwszym tygodniu i celuje w różową koszulkę dla Lövkvista. Oczekujemy, że podczas czasówki [12. etap] Thomas wytrzyma - mówi młody zwycięzca siódmego etapu.

- Byłem raczej daleko w tyle na zjeździe, ale Mike Rogers złapał gumę, więc musieliśmy przyspieszyć. Potem tak się rozpędziłem, że uzyskałem przewagę - w prostych słowach opisał swoje wyjście na prowadzenie Boasson Hagen.

- Na zjeździe było naprawdę niebezpiecznie. Szczęśliwie się nie wywróciliśmy. Podczas sprintu czułem się całkiem nieźle... no i wygrałem - powiedział. - Nauczyłem się nie zaczynać go zbyt wcześnie. Wyglądało na to, że poszło mi dobrze - dodał.

Norweg, drugi w czwartek, natychmiast przywołuje skojarzenie z Thorem Hushovdem, swoim bardziej doświadczonym rodakiem. - Wielu ludzi nas porównuje - mówi młodzieżowiec serwisowi Cyclingnews. - Ale ja nie podziwiałem nikogo, gdy byłem mały. Chciałem być sobą. Myślę, że w tym momencie jestem tak pomiędzy [Kurtem] Asle Arvesenem i Hushovdem Nie wiem, jakim typem kolarza zostanę - przyznaje.

- To mój pierwszy wielki tour, więc mam nadzieję go przetrwać i zobaczyć jak po nim będę wyglądał. Zobaczymy, czy w przyszłości będę się nadawał głównie do klasyków, czy na etapy - przyznał.

Pakt

- To był mniej ciężki etap od tego do Mayrhofen [w czwartek], ale zimno, mgła i deszcz skomplikowały nam sprawy - powiedział Danilo Di Luca, który na mecie przywitał się serdecznie z Jarno Trullim, kierowcą F1, również człowiekiem z Abruzji.

Obaj zawarli pakt. - Jeżeli wygra Giro, namaluję sobie na kasku jego podobiznę - powiedział członek teamu Toyota, który lubi sobie pojeździć też na rowerze. Di Luca zwycięstwo Trullego w Grand Prix ma uczcić po prostu dojechaniem do Rzymu w różowej koszulce.

- Nie sądzę, że przed czasówką będą jakieś ucieczki - powiedział o swoich rywalach Di Luca. - Na etapie do Pinerolo [wtorek] atak jest niemożliwy, ponieważ Sestrière jest zbyt daleko [ponad 60 km] od mety - ocenił.

- Z tego powodu, że wygrałem wyścig Dookoła Lombardii, znam jutrzejszy [sobotni] finał w Bergamo. Ale klasyki są czymś innym niż etapy wielkich tourów, więc zobaczymy jak ten wyścig mi pójdzie - stwierdził. - Lpr nie jest bardzo zainteresowana w zatrzymywaniu ucieczek. Jeżeli na ostatnim wzniesieniu peleton jedzie razem, dopiero się zastanawiamy co dalej - tłumaczył.

Di Luca nie uważa, że założył najważniejszy trykot zbyt wcześnie. - Gdy wygrałem Giro miałem na sobie te koszulkę przez 13 dni, a mój partner [Andrea] Noè nosił ją przez cztery. To żaden problem - skwitował.

Bunt

- To jest decyzja, którą podjęliśmy wspólnie - powiedział team manager Johan Bruyneel. - Tym zawodnikom, którzy nie dostali pensji pozostawiłem wybór. Wyjątkiem jest Andriej Zaic: on jest Kazachem, jest młody i jego sytuacja wygląda inaczej - dodał Belg, którego Astana wyjechała w piątek na trasę z przykrytymi reklamami sponsora, zalegającego kadrze wynagrodzenia.

Komentarze (0)