Zna Szurkowskiego od 30 lat, jechał z nim w feralnym wyścigu: "Nie mogę patrzeć na zdjęcia zaraz po wypadku"

Tomasz Derejski to przyjaciel jednego z największych zawodników w historii Polski. Znają się od 1988 roku. Spotykają się regularnie, mimo że on mieszka w Niemczech, a Szurkowski w Polsce.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Ryszard Szurkowski Newspix / Damian Burzykowski / Na zdjęciu: Ryszard Szurkowski
Ryszard Szurkowski znalazł się w dramatycznej sytuacji życiowej. 10 czerwca 2018 roku miał bardzo poważny wypadek podczas wyścigu w niemieckim Koeln. Jak sam opowiedział na łamach "Przeglądu Sportowego" i "Rzeczpospolitej", kilka kilometrów przed metą przewróciło się przed nim dwóch kolarzy, nie miał czasu na reakcję, wpadł na nich, przekoziołkował, uderzył twarzą w asfalt. A wszystko przy prędkości ok. 40 km/h, może nieco więcej. W efekcie były mistrz świata, medalista olimpijski i zwycięzca wielu wyścigów trafił do szpitala, gdzie przeszedł trzy bardzo poważne operacje (m.in. twarzy). Do teraz jest sparaliżowany, nie może samodzielnie chodzić (choć jego przyjaciel Krzysztof Wyrzykowski przekazał w rozmowie z WP SportoweFakty, że w ostatnich dniach doszło do sporego przełomu - tutaj więcej szczegółów >>).

Udało nam się skontaktować z Tomaszem Derejskim. Przyjacielem Szurkowskiego, z którym w 1988 roku zakładał pierwszą w Polsce kolarską grupę zawodową Exbud Kielce. Grupy już nie ma, ale znajomość obu mężczyzn trwa do dzisiaj. Derejski brał udział w feralnym wyścigu "Rund um Koeln", w którym doszło do tragedii.

Marek Bobakowski, WP SportoweFakty: Wróćmy do wydarzeń z 10 czerwca 2018. Dojechał pan na metę tego wyścigu dla amatorów i...

Tomasz Dejerski: W umówionym wcześniej miejscu nie było Ryszarda. Ja, on i grupa znajomych jechaliśmy w "Rund um Koeln" już po raz trzeci. Więc mieliśmy taką "naszą" lokalizację, gdzie zawsze czekaliśmy po finiszu. W wyścigu bierze udział kilka tysięcy uczestników, więc przy takim tłumie, aby się nie zgubić, tak się umówiliśmy.

Szurkowski jeździł o wiele szybciej od was. Powinien więc przyjechać na metę pierwszy.

No właśnie. Poza tym jeden ze znajomych widział około trzy kilometry przed metą rower, na którym jechał Szurkowski. Leżał obok trasy. Wiedzieliśmy więc już wtedy, że stało się coś złego. Tak na marginesie, to był jeden z moich prywatnych rowerów. Rysiek jak przyjeżdżał do mnie (Derejski mieszka w Niemczech - przyp. red.), to nigdy nie brał sprzętu, tylko ja mu pożyczałem.

Rozpoczęło się więc gorączkowe poszukiwanie przyjaciele. Jak to wyglądało?

Próbowaliśmy się coś dowiedzieć od organizatorów, dzwoniliśmy po szpitalach, pytaliśmy ludzi. W końcu znaleźliśmy. Szurkowski został odwieziony do Kliniki Uniwersyteckiej.

Co potem?

To już pamiętam jak serię obrazków przed oczami: fatalnie wyglądająca twarz Ryśka, planowanie kolejnych operacji, walka z czasem. Aż się boję, co by się stało, gdyby mój przyjaciel trafił do innego szpitala.

To znaczy?

Klinika Uniwersytecka to najwyższy, światowy poziom. Tylko dzięki temu "poskładali" Ryśka tak szybko. A operacja twarzy to już majstersztyk. Teraz, w listopadzie, nie widać na niej nawet większych śladów zabiegu, w czerwcu wyglądała, jak zmasakrowana. Bałem się, że Szurkowski już nigdy nie będzie wyglądał normalnie. Mam kilka zdjęć z pierwszych kilku dni po wypadku, kiedy Rysiek czekał właśnie na operację twarzy.

Nieprzyjemny widok?

Szczerze? Nie otwieram tych zdjęć. Nie mam odwagi. Wystarczy mi, że pamiętam, jak on wyglądał. Dramat.

Kiedy się poznaliście?

30 lat temu.

Tak dokładnie zna pan datę?

Tak, to był 1988 roku i razem zakładaliśmy pierwszą, zawodową grupę kolarską w Polsce - Exbud Kielce. I wtedy również zaczęła się moja przygoda z rowerem. Wcześniej sporo pływałem, byłem nawet mistrzem kraju, potem rzuciłem się w wir pracy zawodowej, a Rysiu podpowiedział mi świetny sposób, aby nie zardzewieć. No i jeżdżę amatorsko do dzisiaj. Kilka razy w tygodniu.

Z Szurkowskim często się spotykacie?

Kilka razy w roku. W styczniu organizujemy obóz przygotowawczy na Majorce, potem spotykamy się np. podczas Tour de Pologne amatorów w Bukowinie Tatrzańskiej, ostatnie także podczas jedynego wyścigu klasycznego w Niemczech. Kilka razy w roku. I zawsze w tle naszych spotkań jest rower. Zawsze znajdzie się czas na wspólną przejażdżkę. Jestem szczęśliwym człowiekiem, że znam mistrza świata i że mogę z nim jeździć. A bardziej, że jemu chce się jeździć z takim amatorem. Wiadomo, że jego umiejętności są o kilka poziomów wyższe.
Ryszard Szurkowski (pierwszy z lewej), Tomasz Derejski (drugi z lewej) podczas jednego z zimowych obozów na Majorce. Fot. archiwum prywatne Tomasza Derejskiego Ryszard Szurkowski (pierwszy z lewej), Tomasz Derejski (drugi z lewej) podczas jednego z zimowych obozów na Majorce. Fot. archiwum prywatne Tomasza Derejskiego
 Przez kilka tygodni, gdy Szurkowski leżał w szpitalu, mieszkała u pana jego żona - Iwona, tak?

Nie mogło być inaczej. Iwona była cały czas przy mężu, znamy się od wielu lat, więc naturalnym było, że będzie nocować u nas, w domu. Zresztą, my jesteśmy jak rodzina, razem z kilkoma innymi osobami. Wielka, kolarska rodzina. Sam też praktycznie codziennie odwiedzałem Ryśka w szpitalu. Ważne, że w Niemczech czuł się jak u siebie w domu. Był otoczony najbliższymi osobami.

Teraz były mistrz świata przechodzi żmudną rehabilitację. Codziennie po dwie godziny. Jak się czuje?

Chciałby ćwiczyć non stop. Jest byłym zawodnikiem i trenerem, doskonale zna swój organizm i wie, że tylko więcej godzin rehabilitacji dziennie pozwoli mu na szybszy powrót do zdrowia. Rusza już trochę rękoma, palcami u nóg, zaczyna wytrzymywać pozycję pionową. Idzie wszystko w dobrym kierunku, ale za wolno.

Aby zapewnić sobie większą liczbę rehabilitacji dziennie, trzeba wydać więcej pieniędzy.

Dlatego postanowiliśmy z Ryśkiem i przyjaciółmi nagłośnić sprawę. Zbieramy także pieniądze (wszelkie informacje na końcu artykułu - przyp. red.), aby mógł dojść szybciej do pełnej sprawności. On ma 72 lata, ale czuje się o wiele młodziej. Wyjazd do Kamienia Pomorskiego, który planujemy na koniec listopada, powinien mu bardzo pomóc.

Umówiliście się już na kolejną wycieczkę rowerową?

Oczywiście! Wypadek nie zmieni miłości Ryszarda do rowerów. Moim zdaniem jak tylko będzie ruszał nogami, to już siądzie na rower stacjonarny. Myślę, że w zimie. Jak dalej będzie wszystko ok, to wiosną może już mieć pierwsze przejażdżki w terenie za sobą. A latem... Oh, znów będzie nam odjeżdżał na sporym luzie. Jak na mistrza świata przystało. Tak będzie!




* * *
Każdy z nas może pomóc temu wybitnemu kolarzowi. Zbiórką pieniędzy potrzebnych na rehabilitację Ryszarda Szurkowskiego zajmuje się "Stowarzyszenie Lions Club Poznań 1990". Wpłat można dokonywać na konto:
09 1240 1747 1111 0000 1845 5759
W dane przelewu należy wpisać dane odbiorcy: ul. Jana Henryka Dąbrowskiego 189, 60-594 Poznań, a w tytule: "Ryszard Szurkowski - rehabilitacja".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×